Inflacja konsumencka już dawno wkroczyła w dwucyfrowe rejony, wywołując popłoch wśród Polaków. Są jednak pechowcy, którzy wzrosty cen odczuwają dużo mocniej. To przedsiębiorcy z branży budowlanej i transportowej, którzy za towary muszą płacić nawet o jedną trzecią więcej niż rok temu. Przy takiej galopadzie każdy miesiąc zwłoki z płatnością ze strony kontrahenta to dla usługodawcy dotkliwe straty finansowe. Jak firmy się przed tym bronią?
GUS szacuje, że w kwietniu inflacja sięgnęła 12,4 proc., a w maju, według wstępnych odczytów, mogła sięgnąć nawet 13,9 proc. Ekonomiści twierdzą, że to nie koniec. W bardziej optymistycznych scenariuszach wzrost cen zdąży dobrnąć do 15 proc., ale nie brakuje głosów, że powinniśmy być przygotowani nawet na 20-proc. skok.
Takie warunki prowadzenia biznesu to dla przedsiębiorców prawdziwy koszmar. Kosztorys napisany w poniedziałek, dzień później może być już nieaktualny. Firma, która rusza z budową na początku miesiąca, pod jego koniec może już wręcz dokładać do interesu. Kluczowe staje się planowanie z wyprzedzeniem, prognozowanie cen i gromadzenie materiałów budowlanych na zapas.
Z raportu Polskich Składów Budowlanych wynika, że w kwietniu ceny tych ostatnich wzrosły o 34 proc. w porównaniu do analogicznego okresu ubiegłego roku. W równie nieprzyjemnym położeniu jest branża transportowa, która cierpi przede wszystkim ze względu na rosnące w absurdalnym tempie ceny paliw. Przypomnijmy, że w styczniu cena oleju napędowego i benzyny 95-oktanowej oscylowała w granicach 5,80 zł za litr. Pół roku później w momencie pisania tekstu diesel mocno przekroczył już 7 zł, a za benzynę na niektórych stacjach trzeba dać nawet ponad 8 zł.
W kwietniu według PSB transport mierzył się z inflacją 23,3 proc. r/r. Biorąc pod uwagę, że mówi się o skoku cen paliw do 10 zł, można w ciemno obstawiać, że w najbliższym czasie lepiej już nie będzie.
Firmy długo czekają na płatności
Tak nieprzewidywalne okoliczności sprawiają, że każdy miesiąc opóźnienia w płatnościach bije przedsiębiorców po kieszeniach. Faktura.pl podaje, że w branży budowlanej średni czas oczekiwania na przelew za wykonaną pracę to miesiąc, ale termin 60 dni również nie należy do wyjątków.
Weźmy teraz głęboki wdech i policzmy na spokojnie. Szybki szacunek inflacji za maj wskazuje, że w porównaniu w kwietniem tego roku ceny urosły o 1,7 proc. Mniej więcej o tyle zmniejszyła się więc wartość nabywcza pieniądza.
W przypadku 100 tys. zł mówimy więc o sumie rzędu 1700 zł. Tylko za jeden miesiąc! A to wyłącznie uśredniony wynik, który tak naprawdę lepiej byłoby odnieść do zysku, jaki wypracowuje przedsiębiorca. Za chwilę firma będzie musiała przecież kupić kolejne materiały budowlane, a tu skok cen jest już dużo wyższy. Przy dwumiesięcznej zwłoce w płatności przedsiębiorcy pozostanie tylko zacisnąć zęby i po wypłacie udać się na zakupy ze świadomością, że jego pieniądze są warte zdecydowanie mniej, niż w momencie, w którym podpisywał kontakt.
Przedsiębiorcy ratują się faktoringiem
Trudno się więc dziwić, że nad Wisłą coraz większą karierę robi faktoring. Według Polskiego Związku Faktorów w ubiegłym roku obroty branży wzrosły o jedną czwartą przekraczając 360 mld zł.
Na czym polega cały myk i dlaczego pozwala on zaoszczędzić pieniądze w trakcie szalejącej inflacji? W największym skrócie: firma zwraca się do faktora i mówi, że ma fakturę wystawioną na pewną kwotę, która czeka na zapłacenie. Faktor wypłaca te pieniądze niemal od ręki, pobierając przy tym prowizję. Zamiast pożyczać pieniądze od banków, które udzielają kredytów w oparciu o nieustannie rosnący WIBOR, przedsiębiorca dostaje własne pieniądze. Tyle, że szybciej.
Wydawało by się, że opłata za pośrednictwo sprawi, że cała operacja staje się nieopłacalna. Ale obecnie jest wręcz odwrotnie.
Górne limity oferowane przez faktorów są wysokie. W przypadku eFaktor widełki zamykają się na kwocie 15 mln zł. Pieniądze trafiają do firmy w ciągu doby od zgłoszenia. Do uruchomienia transzy wystarczą wyciągi bankowe i pliki JPK w formacie .xml za ostatnie 6 miesięcy.
Ile wyniesie prowizja? W eFaktor prowizja przy fakturze na 100 tys. zł to równo 2 tys. zł przy przyspieszeniu przelewu o miesiąc. To bardzo zbliżona kwota do tej, którą przedsiębiorca i tak traci obecnie przez inflację konsumencką i dużo poniżej tego, co traci przez „inflację branżową”. Zostawiając pieniądze w portfelu pośrednika, firma wciąż wychodzi więc na swoje. To paradoks, który „zawdzięczamy” dzisiaj tak potężnemu i nagłemu wzrostowi cen.
* Artykuł powstał we współpracy z eFaktor