Producent należący do Toyota Motor Corporation fałszował dane dotyczące emisji spalin od... 2003 r. Komisja śledcza oskarża firmę o brak kontroli nad procedurami i zafiksowanie na punkcie harmonogramów pracy i wyników spalania. Japońska spółka to kolejny duży gracz na rynku motoryzacyjnym, który został przyłapany na kręceniu w sprawie regulacji środowiskowych.
Śledztwo dotyczyło firmy Hino Motors, która wchodzi w skład Toyota Motor Corporation. Znany producent autobusów i ciężarówek został oskarżony o fałszowanie danych dotyczących emisji. Za początek tego procederu uznano jednak rok 2017.
Hino Motors wycofało wtedy z rynku 40 tys. samochodów wyprodukowanych w ciągu ostatnich lat i obiecało, że ściągnie kolejnych 20 tys.
Firma Toyoty umoczona w skandal
Według najnowszych ustaleń śledczych cała historia zaczęła się aż 14 lat wcześniej. Komisja nie stwierdziła, by o fałszerstwach wiedziała góra. Informacje o nieprawidłowościach miały zostać między kierownikami odpowiedzialnymi za pracę nad jednostkami napędowymi. Jako że zespół był mocno wykwalifikowany nie dochodziło w nim do większych rotacji. A to utrudniało wypłynięcie oszustw na zewnątrz.
Swoje dołożyła też specyficzna kultura organizacyjna znana z krajów Dalekiego Wschodu. Pracownicy panicznie boją się skrytykować czy wytykać błędy szefom. Dzięki temu kierunek prac nadany przez osoby decyzyjne nie był podważany przez szeregowych inżynierów.
Volkswagen przetarł szlaki
Najbardziej znana afera dotyczy oczywiście Volkswagena. Ostatnie lata dla giganta niemieckiej motoryzacji prawdziwa udręka. Śledczy ustalili, że niektóre modele samochodów Volkswagena z silnikiem diesla zostały nauczone przez inżynierów, jak w warunkach testowych pokazywać niższe wyniki emisji spalin niż podczas codziennej eksploatacji.
W 2015 r. na jaw wyszło, że takie oprogramowanie może mieć nawet 11 mln pojazdów. Lawina ruszyła. W USA producent odkupił od swoich klientów około 350 tysięcy samochodów. Dwa lata temu Jacek pisał, że łączny koszt afery przekroczył 30 mld euro. Licznik bije jednak dalej. Niemiecka firma w ramach ugody zapłaci brytyjskim konsumentom 193 mln funtów.
Ostateczny kres aferom położy pewnie dopiero całkowity zakaz sprzedaży samochodów z silnikami spalinowymi. Przynajmniej w Europie. Komisja Europejska chciałaby, aby ban obowiązywał od 2035 r. Sprzeciw wobec tych planów zgłosił jednak niemiecki rząd, co może znacząco wydłużyć, lub nawet uniemożliwić KE wprowadzenia zakazu w życie.
Co czeka nas potem? Nie zdziwmy się jeżeli producenci będą próbować robić nas w konia w inny sposób. Na przykład w taki jak Tesla, która zablokowała nabywcy jej elektryka na rynku wtórnym dodatkową pojemność baterii, przez co samochód stracił ok. 130 km zasięgu. Użytkownikowi za odblokowanie baterii zaśpiewano 4,5 tys. dol.
Ten facet kupił samochód, a lata później Tesla zdalnie i bez ostrzeżenia dosłownie zmniejszyła zasięg użytkowy o jedną trzecią! - relacjonował na Twitterze znawca Tesli Jason Hughes