Jeszcze jeden taki wyskok, a rząd zamknie nawet Żabki. Sklepy mają nową metodę na omijanie zakazu handlu
Kasy samoobsługowe miały odciążać kasjerów w pracy, a stały się dla sieci handlowych szansą na otwieranie sklepów przez siedem dni w tygodniu. Jeden ze sklepów Intermarche już tak działa. Czy istnieje jakaś przeszkoda, by jego śladem poszła reszta marketów? Oczywiście, że nie, bo jest to całkowicie legalne.
Franczyzobiorca sklepu Intermarche w Tarnowie wywiesił napis, że w niedziele niehandlowe jego placówka jest otwarta, ale kasjerzy nie będą pracować. W środku klienci zastaną wyłącznie ochroniarzy (swoją drogą dlaczego zakaz pracy w niedziele nie obejmuje tego zawodu?), a zakupy będą mogli zrealizować dzięki pomocy kas automatycznych. Wszystko w pełni zgodnie z obowiązującym prawem, które nie zakazuje przecież handlu jako takiego, a wyłącznie piętnuje pracę pracowników branży w ostatni dzień tygodnia.
„Wiadomości Handlowe", które wyłapały tę sztuczkę, piszą, że cały koncept ma tylko jedną wadę. W Intermarche nie da się kupić alkoholu ani papierosów. Kasy samoobsługowe nie są w stanie weryfikować wieku konsumentów, a ochroniarze nie mogą w tym pomagać, bo ich obecność w niedziele mogłaby zostać zinterpretowana jako obsługa klienta.
Kasy automatyczne receptą na zakaz handlu?
Nie jest to oczywiście nowy pomysł, ale do tej pory sieci handlowe raczej go nie stosowały. W sumie trudno powiedzieć dlaczego. Tuż przed pandemią i w jej trakcie liczba kas samoobsługowych w polskich sklepach znacząco się zwiększyła. Inna sprawa, że bywają one mocno awaryjne i trudno powiedzieć, czy przy dużym obciążeniu dałyby radę bez ingerencji pracowników wytrzymać bez usterek cały dzień.
Czołowi gracze na rynku, jak Biedronka czy Lidl mogliby jednak otworzyć sklepy w niedziele bez najmniejszego problemu. Niemiecki dyskont zachowuje się jednak w tej kwestii bardzo pasywnie. Sam nie wyrywa się do żadnych działań, inicjatywę podjął dopiero, gdy cała konkurencja zaczęła przerabiać sklepy na placówki pocztowe. Teraz o próbach omijania zakazu ze strony Lidla jest cicho.
Biedronka sprawia za to wrażenie jakby bardzo chciała, ale nie miała pomysłu, jak bezpiecznie podejść do tego tematu. Na początku sierpnia Jeronimo Martins miało otwierać sklepy jako czytelnie i placówki medyczne. Pracownicy zrobili jednak taką awanturę, że sieć położyła uszy po sobie i wstrzymała akcję. Książek w dyskoncie jest niby coraz więcej, ale Biedronka nie komunikuje już, czy ma zamiar otwierać się w niedziele niehandlowe.
Może sieci handlowe poszły po rozum do głowy
Może uznały, że kopanie się z ustawodawcą to droga donikąd? Nie wiadomo przecież, czy skorzystanie z wyjątku „na czytelnię" nie zakończyłoby się zmasowanymi kontrolami Państwowej Inspekcji Pracy.
Metoda „na ochroniarza" wydaje się za to dużo bezpieczniejsza. Franczyzobiorca z Tarnowa być może niechcący rozpoczął eksperyment, który z zapartym tchem będą śledzić wszyscy branżowi giganci. Czy kasy zostawione same sobie udźwigną zadanie? Czy PIP będzie sprawdzała ochroniarzy? Czy klienci ośmieleni brakiem obsługi nie zaczną czasem oszukiwać kas automatycznych?
Przede wszystkim jest wreszcie szansa na przetestowanie cierpliwości zwolenników zakazu handlu w Sejmie. Bo jak politycy się wkurzą, to zaraz może się okazać, że prościej będzie zakazać handlu w ogóle niż bawić się w kółko w uszczelnianie aktualnie obowiązującego prawa. A wtedy, jadąc klasykiem, nie będzie niczego. Nawet Żabek.