Zakaz handlu w niedzielę. Sklepy otwierają się jeden po drugim. Polacy zachwyceni, Solidarność znów toczy pianę
Przedstawiciele Solidarności mogą tupać nogami z wściekłości, ale Polacy już zdecydowali. Chcą chodzić do sklepów w niedzielę. Ba, są skłonni poświęcić cały poranek, cierpiąc katusze w gigantycznych kolejkach, rezygnować z części asortymentu i godzić się na kulejącą samoobsługę. Byleby tylko zrobić na złość ustawodawcy.
Zakaz handlu w niedzielę nie działa. Będzie jak poprzednio – jedna sieć już znalazła patent na obejście przepisów, a natychmiast jej śladem pójdą kolejne sklepy. Oto przykład z Warszawy.
W Carrefourze ludzie stali 2,5 godziny w kolejce do jedynej czynnej kasy. Dowiedziałem się o tym od koleżanki, czekając z kolejce do kasy automatycznej w Żabce, w której pani kasjerka zamieniła się tymczasowo w ochroniarza
– usłyszałem od znajomego, który relacjonował swoje niedzielne zakupy.
Absurd? Ależ skąd. To najlepsze podsumowanie chaosu, jaki powstał po uszczelnieniu zakazu handlu w niedziele. Wraz z początkiem lutego rząd uniemożliwił sieciom handlowym korzystanie z furtki, jaką stanowiła działalność pocztowa. Sklepy postanowiły więc podejść do tematu bardziej kreatywnie.
Zakupy w niedzielę. Sieci testują nowe sposoby byle się otworzyć
Największą furorę wśród internautów robi chyba obecnie cieszyńskie Intermarche. Placówka zaczęła swoje prawne wygibasy od przechrzczenia się na dworzec autobusowy. Powstała nawet poczekalnia dla podróżnych.
Tydzień później sieć zmieniła zdanie i postawiła na działalność rekreacyjno-sportową. Za raptem kilka złotych można tam wypożyczyć sprzęt do badmintona, wędkarstwa i tarcze od darta. Że to skromna oferta? Być może, ale zgaduję, że chętnych do wypożyczania rakietek w środku lutego i tak zbyt wielu nie było. Ten sam patent wykorzystała wcześniej sieć sklepów monopolowych Al.Capone.
Inna placówka Intermarche otworzyła się natomiast jako czytelnia, a dokładnie... klub czytelnika.
Takie medialne przypadki to jednak dopiero wierzchołek góry lodowej. Część Żabek i Carrefourów postanowiło wykorzystać fakt, że coraz większa liczba klientów robi u nich zakupy z pomocą kas samoobsługowych. I teraz, jako, że przepisy zabraniają pracy sprzedawcom, to właściciele sklepów odsyłają konsumentów do automatów. Chcesz kupować, to obsłuż się sam.
Polakom taka idea, jak widać przypadła do gustu. Nie przeszkadzało im, że wraz ze zniknięciem kasjerów kolejki niemiłosiernie się wydłużyły. Potrzeba okazała się silniejsza. Tym bardziej, że w niektórych placówkach sprzedawcy zamienili się w pracowników ochrony. Oficjalnie nie mogli skasować żadnego produktu ani przyjąć płatności. Wykazywali jednak dużą dozę uprzejmości, podając alkohol i weryfikując wiek klientów.
Skoro konsumenci tak ochoczo ruszyli na zakupy, to możemy się spodziewać, że sieci handlowe i franczyzobiorcy tym chętniej będą główkować nad omijaniem nowelizacji. W praktyce oszukiwaniem państwa, bo regulacje zostały przecież stworzone w określonym celu, jakim było ograniczenie handlu do wybranych nisz.
Długie miesiące zajęła im batalia o zablokowanie pocztowej działalności sklepów. Przez kolejne z bezsilnością patrzyli, jak sieci wykorzystują długie vacatio legis i wyciskają z ostatnich tygodni obowiązywania bardziej liberalnej wersji zakazu ostatnie soki.
No i gdy wydawało się, że z zakupów w niedziele nici – bum! – jak grzyby po deszczu zaczęły nam wyrastać pseudoautonomiczne sklepy, a Polacy na nowo poczuli pociąg do czytelnictwa i sportu.
Przewodniczący handlowej Solidarność z pewnością tak tego tak nie zostawi. W rozmowie z serwisem tysol.pl stwierdził, że ogłaszanie sklepu dworcem jest parodią i przestępstwem.
Apelujemy również do pana ministra Zbigniewa Ziobro o podjęcie działań przez ministerstwo i prokuraturę
– dodał Bujara.
Związkowcy apelują do pracowników, by ci zgłaszali przypadki ignorowania polskiego prawa. Solidarność zwróciła się też do Państwowej Inspekcji Pracy z prośbą o przeprowadzenie kontroli. W przypadku stwierdzenia nieprawidłowości mogą się one zakończyć karami w wysokości do 100 tys. zł, a także złożeniem wniosków do sądu o odebranie możliwości prowadzenia działalności gospodarczej.
PIP posłuchała. W niedzielę 13 lutego inspektorzy ruszyli w teren pilotażowo kontrolując otwarte placówki handlowe, w których zachodziło podejrzenie łamania przepisów.
Niezależenie od wyników kontroli jedno wydaje się pewne. Dopóki Polacy będą gotowi na tak duże poświęcenia, by zrobić zakupy w niedziele, żadne przepisy nie odciągną sieci handlowych od otwierania placówek. Tak się kończy wprowadzanie przepisów na siłę, bez liczenia się z tym, czego tak naprawdę chcą Polacy.