Przy okazji telenoweli z kredytami hipotecznymi udzielanymi we frankach szwajcarskich, otworzył się jeszcze jeden front – banki kombinują, jak tu choć częściowo zwolnić się z podatku bankowego. No bo przecież za chwilę, kiedy stopy procentowe w końcu wzrosną, a mogą rosnąć gwałtownie, może okazać się, że z kredytami złotowymi będzie taka sama heca jak z tymi we frankach, bo klienci nie wiedzieli o ryzyku…
Przed tym ryzykiem mogłyby ich uchronić kredyty o stałej stopie procentowej. Ale te są droższe niż te oparte o zmienną stopę, więc klienci ich nie chcą. Ale gdyby władza zgodziła się zwolnić kredyty ze stałym oprocentowaniem z podatku bankowego?
Podatek bankowy wprowadzony przez PiS w 2016 r. ciągle uwiera banki. Te co prawda płacą go ostatnio mniej, ale to dlatego, że mamy w Polsce bardzo niskie stopy procentowe, które poważnie ograniczają bankom możliwość zarabiania. A po drugie banki w ostatnim czasie zawiązują ogromne rezerwy na ryzyko prawne związane z kredytami walutowymi, co obniża ich zyski albo wręcz wpycha w straty i tym samym obniża podatek.
W ostatnim czasie średnio z sektora bankowego do budżetu wpływało ok. 400 mln zł miesięcznie z tytułu tego podatku. A jak wyliczał niedawno „Dziennik Gazeta Prawna”, podatek bankowy płaci obecnie tylko połowa banków (15 z 30).
Ale to nadal boli. I właśnie okazuje się, że bankowcy, którzy przy każdej możliwej okazji przez lata opowiadali, jak bardzo ten podatek ich ciśnie, nawet wówczas, kiedy ich zyski były pokaźne, a rezerw walutowych w zasadzie nie było, nie złożyli wcale broni. Właśnie zdradził to zupełnie mimochodem Jan Emeryk Rościszewski, prezes PKO BP w rozmowie z „DGP” na temat ugód frankowych.
Żeby się złotówkowicze za chwilę nie zdziwili
Bo to jest tak: banki udzielają obecnie ogromnie dużo kredytów hipotecznych, na tyle dużo, że wcale nie niszowa jest dyskusja o tym, czy za jakiś czas nie okaże się, że to problem porównywalny z tym frankowym. Bo tak jak frankowicze dziś mówią, że nie byli dostatecznie poinformowani, że mogą wpaść w kłopoty, jeśli jakimś cudem kurs franka szwajcarskiego poleci w kosmos, tak kiedyś złotówkowicze mogą mówić to samo, kiedy stopy procentowe w Polsce polecą w kosmos.
Przed owym ryzykiem stopy procentowej mogłyby uchronić kredytobiorców kredyty ze stałą stopą procentową. Przynajmniej częściowo, bo stała stopa oznacza, że oprocentowanie kredytu nie zmieni się przez pięć lat, ale nie, że nie zmieni się nigdy. Ale to i tak dużo.
I takie rozwiązanie rekomenduje Komisja Nadzoru Finansowego. Jakiś czas temu KNF nawet wymusiła na bankach konieczność posiadania takich kredytów w ofercie. Problem polega na tym, że takie zabezpieczenie ryzyka stopy procentowej kosztuje, kredyty te są więc droższe od tych opartych na zmiennej stopie i prawie nikt nie chce ich zaciągać.
Prezes PKO BP na łamach DGP wyjaśnia:
I dodaje:
Jak zrobić, żeby klienci wybierali bezpieczeństwo?
I tu właśnie wjeżdża podatek bankowy.
Według prezesa PKO BP, gdyby zdjąć z kredytów o stałej stopie procentowej obowiązek płacenia podatku, stałyby się one tańsze i zbliżyły cenowo do kredytów ze zmiennym oprocentowaniem. To mogłoby sprawić, że klienci spojrzeliby na nie łaskawszym okiem. A z takiego rozwoju wypadków na pewno zadowolony byłby KNF, bo cały system stałby się bardziej bezpieczny.
Jan Emeryk Rościszewski twierdzi przy tym, że toczą się rozmowy na temat tego pomysłu. Trzeba przyznać, że nieźle to sobie bankowcy wymyślili, bo naprawdę mogą mieć w tej sprawie nadzór po swojej stronie.