Polacy znaleźli nowy tańszy zamiennik węgla. Kotły znów robią furorę
Kryzys energetyczny i inflacja mocniej szarpnęły kieszeniami Polaków. Na tyle, że sami - bez specjalnego ponaglania ze strony rządu - rozpoczęli transformację energetyczną we własnym zakresie. W krótkim czasie staliśmy się mistrzami świata w przypadku pomp ciepła. A liczba prosumentów już w zeszłym roku przekroczyła poziom miliona. Za chwilę pewnie swoje dołoży też wiatr, po zniesieniu zasady 10H. Ale w ostatnich tygodniach to piece na pellet zdobywają największą popularność Polaków. Czemu? Jak nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o pieniądze.
Polacy idą coraz mocniej w OZE. Już pod koniec 2022 r. było u nas ponad 1,2 mln prosumentów. Dość powiedzieć, że w styczniu 2023 r. moc zainstalowana w przypadku fotowoltaiki wyniosła ponad 12 GW. Tymczasem Polityka Energetyczna Polski do 2040 r. w pierwotnej wersji zakładała moc na poziomie 5–7 GW do 2030 r. i 10–16 GW do 2040 r. Jesteśmy więc mocno ponad planem. Nie inaczej jest z pompami ciepła. W tym przypadku w ciągu ostatnich pięciu lat polski rynek wzrósł prawie 18-krotnie.
Za chwilę, już po zniesieniu nieszczęsnej zasady 10H, która wyjątkowo skutecznie hamowała rozwój lądowej energetyki wiatrowej, podobny boom czeka polskie wiatraki. Pod koniec lutego 2023 r. łączna moc naszych turbin wynosiła już ponad 8 GW.
Pellet zyskuje na popularności
Te prawidła są też widoczne w danych programu Czyste Powietrze. Tutaj od roku widać wyraźne wzrosty dla pomp ciepła. W statystyce prowadzonej od początku funkcjonowania programu (wrzesień 2018 r. ) te urządzenia, z udziałem na poziomie prawie 24 proc., plasują się już na drugim miejscu, za kotłami gazowymi (38,51 proc.). Ale w ostatnich tygodniach jesteśmy świadkami rosnącej popularności innych kotłów - tych na pellet. Dzięki temu piece na biomasę z wynikiem ponad 19,5 proc. w Czystym Powietrzu są już na trzecim miejscu.
Skąd nagłe poruszenie w sprawie tych kotłów? Z powodu ceny surowca. Jeszcze w 2020 r. tona pelletu kosztowała mniej niż 900 zł. W 2021 r. bez problemu kupiliśmy ten rodzaj opału do 1000 zł. Potem zaczęły się schody. Już na początku 2022 r. cena pelletu poszła mocno w górę i za tonę trzeba było płacić ok. 1500 zł. Szczyt przyszedł w ostatnie miesiące ubiegłego roku, kiedy pellet kosztował nawet 1800 zł. Na początku 2023 r. przekroczyliśmy barierę 2000 zł. W supermarketach budowlanych pellet dobijał nawet do granicy 3000 zł i nawet gdzieniegdzie ją przekraczał. Ale to już na szczęście za nami. Chociaż po tym, jak w styczniu br. zaczęły się harce cenowe z pelletem w Niemczech, na Polskę też padł blady strach.
Najtaniej w Łódzkiem, najdrożej w Pomorskiem
Na razie paniki żadnej nie ma, a też po starych cenach pelletu nie ma ani śladu. Te obecnie obowiązujące zaś, jak wskazuje na to serwis cenapelletu.pl, są zdecydowanie niższe. Najmniej za tego typu opał zapłacimy w woj. łódzkim. Tam oferty zaczynają się już od 999 zł (ceny podawane brutto). Tylko ciut drożej jest w woj. lubuskim, gdzie najtańszy pellet kupimy już za 1046 zł. Dalej w kolejności jest woj. lubelskie (1200 zł), śląskie (1280 zł), podlaskie i zachodniopomorskie (po 1350 zł) i mazowieckie (1400 zł). A gdzie za pellet teraz zapłacimy najwięcej? Okazuje się, że w woj. pomorskim (1800 zł). Drogo jest też w woj. kujawsko-pomorskim (1722 zł), świętokrzyskim (1680 zł), opolskim (1675 zł) i dolnośląskim (1638 zł).
A jak sytuacja ma się na ogłoszeniach aukcyjnych? Jak zawsze dobrze jest czytać uważnie ogłoszenia. Np. na Allegro można trafić na workowany pellet z łusek słonecznika. Cena? 35 zł, ale za 15 kg. Tona wychodzi więcej niż 2300 zł. Ale można trafić na znacznie tańsze aukcje, jak w przypadku pelletu sosnowego - za niecałe 1400 zł. Podobne ceny obowiązują też na OLX. Tutaj np. znajdziemy pellet z naturalnego surowca drzew iglastych: 1430 zł za 975 kg (65 worków po 15 kg). Przy odrobinie cierpliwości trafimy nawet na aukcje poniżej 1000 zł. Tykle tylko, że w takim przypadku minimalne zamówienie to 22 tony.