Papierosy znowu w górę? Lekarze wpadli na pomysł, by palacze zrzucili im się na podwyżki pensji
Wojna o podwyżki wynagrodzeń dla lekarzy wcale się nie skończyła. To, co oferuje rząd zawodom medycznym od lipca to zdaniem lekarzy za mało. Porozumienie Rezydentów ma więc propozycję ugodową, a nawet pomysł, jak ją sfinansować – z kieszeni palaczy papierosów.
Ogólnopolski Związek Zawodowy Lekarzy od lat chce tego samego: pensji dla lekarza specjalisty w wysokości trzykrotności przeciętnego wynagrodzenia w gospodarce. To byłoby dziś jakieś 17 tys. zł brutto, bo średnie wynagrodzenie w 2021 r. wynosiło 5662,53 zł.
Marzenie.
Porozumienie Rezydentów ma mniejsze oczekiwania: zamiast proponowanych przez rząd 1,19 przeciętnego wynagrodzenia dla lekarza bez specjalizacji oczekuje 1,25 przeciętnego wynagrodzenia, a dla lekarza specjalisty 1,74 zamiast 1,45 – jak w ostatniej propozycji Ministerstwa Zdrowia. To oznacza 9850 zł zamiast 8200 zł.
Parapodatek papierosowy
Porozumienie Rezydentów to pragmatycy, wyliczyli więc od razu, ile ich propozycja będzie kosztować państwo. To między 795 mln a 855 mln zł rocznie. Tylko skąd wziąć te pieniądze, skoro rząd odpuścił wielu grupom podwyżki składki zdrowotnej? Od palaczy – odpowiadają rezydenci. Ich zdaniem podniesienie ceny paczki papierosów o 1 zł dałoby dodatkowe wpływy do budżetu w wysokości ok. 2 mld zł rocznie, czyli ponad dwukrotnie więcej niż potrzeba byłoby na podwyżki dla lekarzy.
Jest i podbudowa ideologiczna. Rezydenci szacują, że koszty nikotynizmu to 13-52 mld zł rocznie.
Co ósmy nowotwór jest bezpośrednim skutkiem palenia papierosów, a sam nikotynizm sprzyja rozwojowi co najmniej 16 różnych nowotworów m.in. raka płuca, piersi czy pęcherza. Dodatkowo, koszty leczenia powikłań chorób wywoływanych przez ekspozycję na dym tytoniowy, są wielokrotnie wyższe niż koszty leczenia chorób zasadniczych
– wyliczają lekarze.
A droższe papierosy mogą pomóc ograniczyć liczbę wypalanego tytoniu, a tym samym dodatkowo ograniczyć wydatki przeznaczane na leczenie pośrednich i bezpośrednich powikłań palenia.
Czy to dobry pomysł? Ministrowi Zdrowia może się spodobać. Sam bowiem w przyjętej niedawno strategii Zdrowa przyszłość, ramy strategiczne rozwoju systemu ochrony zdrowia na lata 2021-2027, z perspektywą do 2030 r. stwierdził, że trzeba pomyśleć o większej liczbie opłat prozdrowotnych na wzór opłaty cukrowej.
Na pierwszy ogień mogłyby wejść opłaty od suplementów diety czy produktów zawierających szkodliwe izomery trans kwasów tłuszczowych, czyli np. od margaryny czy chipsów. Ale papierosy też doskonale mogłyby się do tego nadać. Gdyby nie to, że one akurat mogą mieć tendencję do uciekania w szarą strefę i z dodatkowych wpływów budżetowych wtedy nici.
Podwyżka składki zdrowotnej nie do uniknięcia
Faktem jednak jest, że niezależnie od obecnych negocjacji zawodów medycznych z rządem, kwestia podwyżek pensji będzie wracać nieustannie. I nie ma innego wyjścia jak wprowadzić nowe parapodatki w formie opłat na wzór tej cukrowej albo podnieść składkę zdrowotną.
Szkoda, że obecny rząd nie chce wykorzystać okazji, by zająć się tym drugim. Mógłby przecież zgrabnie zamydlić oczy Polakom obniżeniem stawki PIT z 17 do 12 proc., ale w tym samym czasie podnieść im składkę np. o 2 pkt proc. PR-owo wyszłoby nie najgorzej, a uderzenie po kieszeni zostałoby zamortyzowane.
Przy odpowiedniej polityce informacyjnej, np. obniżamy PIT, ale 2 punkty procentowe pójdą na twoje zdrowie, to myślę, że Polacy by to zaakceptowali
– mówi ekonomista Marek Zuber.
I dodaje:
To jest najprostsze rozwiązanie. Natomiast szukać jakichś innych źródeł, zawsze można. Najlepiej, żebyśmy znaleźli uran w Polsce i się z tego finansowali, ale to jest na poziomie cudu bardziej. Moim zdaniem, podniesienie składki zdrowotnej, to byłoby najlepsze rozwiązanie, które prędzej czy później będzie wprowadzone, a pytanie jest tylko, kiedy
– podsumowuje Zuber.
Szczególnie, że pieniędzy będzie potrzeba znacznie więcej niż tylko wspomniane przez Porozumienie Rezydentów 800 mln zł. Zastrzeżenia do projektu ustawy o wynagrodzeniach i własne propozycje podwyżek ma też Ogólnopolski Związek Zawodowy Ratowników Medycznych, który oburza się, że ratownicy wykonują tę samą prace co pielęgniarki, ale otrzymują niższe od nich wynagrodzenie, chcą więc ustalenia współczynnika pracy w wysokości 1,29 średniej krajowej.
Również związki zawodowe techników elektrokardiologii zgłaszają żądanie zwiększenia przelicznika z 0,86 średniej krajowej do 0,94. W kolejce pewnie zaraz ustawią się pozostałe zawody. A wtedy i 2 mld zł z papierosów może nie wystarczyć.
Po drugie zaś, propozycja podwyżek płac zgłaszana przez rezydentów to tak naprawdę nie jest ich ostateczne oczekiwanie, ale tylko chwilowy kompromis. Nawet jeśli Ministerstwo Zdrowia na to pójdzie, za chwilę negocjacje zaczną się od nowa, bo Porozumienie Rezydentów chce docelowo zrównania polskiej ochrony zdrowia ze standardami i wskaźnikami na poziomie europejskim. I zaraz od nowa zacznie się szukanie pieniędzy.