Padł ostatni bastion liberalizmu. Czas na regulowane ceny najmu mieszkań i podatek katastralny
Wygląda, jakby najbardziej liberalna partia polityczna Nowoczesna właśnie przybiła sobie piątkę z Adrianem Zandbergiem. Jedna z czołowych polityczek Nowoczesnej Katarzyna Lubnauer pyta, czy nie czas pójść w Polsce drogą Berlina i wprowadzić ograniczenia w cenach najmu mieszkań. Wolny rynek? A co to jest? Płaczę.
Pytanie, czy podobnie do Berlina nie powinno być potem ograniczeń, co do cen najmu. Tak, żeby nie stały się tylko mieszkaniami na wynajem krótkoterminowy. Z tym nie jest w stanie konkurować średni polski najemca
– napisała na Twitterze pierwszego dnia Świąt Katarzyna Lubnauer, polityczka Nowoczesnej.
To była jej reakcja na wiadomość, że niemiecki fundusz inwestycyjny kupuje za 2,5 mld zł polskiego dewelopera, dzięki czemu zbuduje sobie sam mieszkania na wynajem.
I ta krótka wymiana zdań na Twitterze woła o pomstę do nieba w tylu różnych polach, że to chyba ostateczny dowód na to, że świat stanął na głowie.
Ceny regulowane? Kilof do obierania jabłek.
Po pierwsze, od dawna wiadomo, że polska prawica, to de facto lewica z tymi wszystkimi programami socjalnymi i zwróceniem politycznej uwagi na niższą klasę społeczeństwa. Polska lewica to z kolei nie lewica. Ale że liberałowie to lewica, tego akurat nie było wiadomo. To objawienie dopiero bożonarodzeniowe. I myślę, że zwolennicy Nowoczesnej musieli się za głowy złapać, kiedy dowiedzieli się, że ich liderka nie dość, że przejmuje się przeciętnym Polakiem (Ryszard Petru raczej nie lubi tego) i jego potrzebami mieszkaniowymi wcale nie realizowanymi poprzez własność, to jeszcze ma ochotę regulować ceny na rynku.
Po drugie, już chyba wszyscy w Polsce zwariowali opowiadając, że wielkim zagrożeniem dla polityki mieszkaniowej (której zresztą nie ma) są zagraniczne fundusze inwestycyjne, które wykupują Polakom sprzed nosa mieszkania, żeby je wynajmować. Komu? Również Polakom. To chyba dobrze, nie? Przecież właśnie mieszkań na wynajem nam brakuje!
Dobrze już, racja, pani poseł przejmuje się, by mieszkania, które powinny nam służyć do długoterminowego mieszkania nie wylądowały czasem na rynku najmu krótkoterminowego – i słusznie!
Ale do tego są inne narzędzia niż ustalanie cen ustawowych. To jak wyciąganie kilofa, żeby obrać jabłko.
Uderzenie w wynajem. Tępienie zagranicznego kapitału
I tak zaczynamy od kilku miesięcy demonizować najem instytucjonalny przez fundusze, kiedy liczba lokali w tej puli to zaledwie 7,2 tys. w skali całej Polski.
Owszem, jak szacuje Polski Związek Firm Deweloperskich liczba ta zaraz wystrzeli do 33 tys. do końca 2023, a więc zwiększy się kilkukrotnie, właśnie przez to, że mniej więcej od roku zagraniczne fundusze masowo kupują mieszkania od deweloperów. Ale to masowo, to ciągle kropla w morzu - zaledwie 1-2 proc. całego zasobu mieszkań w Polsce. Porównywanie tej sytuacji do Berlina, gdzie inwestorzy instytucjonalni posiadają ok 37 proc. procent wszystkich mieszkań to jakieś totalnie nieporozumienie.
Owszem, instytucje państwa powinny obserwować rozwój sytuacji i trzymać rękę na pulsie, żeby w odpowiednim momencie powiedzieć „stop” i nie prowadzić nas tam, gdzie dziś jest Berlin (i nie chodzi o to, że fundusze mają taką pulę mieszkań na wynajem, ale raczej o to, że kilka firm kontroluje cały ten rynek i może w związku z tym dyktować ceny). Ale to nie tu potrzebna jest interwencja, a politycy sieją jakąś panikę.
Czas na kataster przyszedł w 2019 r.?
A w tym samym czasie inwestorzy indywidualni - tacy zwykli Kowalscy tylko trochę bogatsi - zgarniają właśnie inwestycyjnie - na wynajem, albo jeszcze gorzej, bo czysto spekulacyjnie - około połowę tego, co budują deweloperzy. I jakoś nikogo to nie rusza? Kowalski lepszy, bo nasz, choć mieszkanie marnuje, utrzymując je jako pustostan, a fundusz zły, bo zagraniczny?
Swoją drogą pamiętam, jak Ryszard Petru, wówczas jeszcze lider Nowoczesnej, w 2015 r. krytykował podatek katastralny, czego chciała wówczas Zjednoczona Lewica. Petru powiedział wówczas, że o katastrze nie można myśleć w Polsce jeszcze przez najbliższe cztery lata.
Cztery lata minęły w 2019 r. Padłabym, gdyby Ryszard Petru w końcu powiedział publicznie, że czas już na kataster. Kto wie.