REKLAMA

Linie lotnicze kasują hurtem połączenia na jesień. Frustracja pasażerów sięgnie zenitu

Ci optymiści, którzy mieli nadzieję, że wraz z końcem letniego boomu turystycznego sytuacja na lotniskach wróci do normy, będą musieli wstrzymać się z głoszeniem dobrej nowiny. Jeden z czołowych przewoźników w Europie kasuje właśnie hurtem połączenia na wrzesień i październik. Okazało się, że katar, jaki branża lotnicza złapała po covidzie, może niedługo zamienić się w poważną grypę.

Linie lotnicze kasują hurtem połączenia na jesień. Frustracja pasażerów sięgnie zenitu
REKLAMA

Skandynawskie linie lotnicze SAS odwołają po wakacjach mniej więcej co 25. połączenie. Procentowo wydaje się to niewielkim problemem, ale duża skala działalności przekłada to na liczbę, która wynosi 1700 lotów. Tysiąc dwieście z nich trafi pod nóż we wrześniu, kolejne 500 w październiku. Odczują to z pewnością polscy pasażerowie, bo na liście odwołanych lotów są połączenia z Gdańska i Krakowa.

REKLAMA

A przecież wydawało się, że zbliżamy się do końca lotniczych perturbacji. Sezon urlopowy jest na finiszu, przewoźnicy powinni w końcu mieć chwilę czasu na wzięcie oddechu. Nic z tego.

Co się stało? W przypadku Skandynawów problemem okazuje się przemęczenie załogi. W czasie wakacji zmagające się z niedoborem pracowników linie i lotniska rzucały wszystkie ręce na pokład. Za chwilę może im się to odbić głośną czkawką. Załoga jest bowiem zmęczona i przepracowana. Personel myślami jest już przy urlopach, których ze względu na natłok roboty, nie mógł w ostatnich miesiącach brać.

Było to tym trudniejsze, że SAS, jak i inne linie, nie uniknął w sezonie wakacyjnym strajków i protestów. Lipcowa awantura z pilotami trwała ponad dwa tygodnie, a liczba anulowanych połączeń poszła w tysiące. Rzecznika prasowa SAS dodała ponadto w rozmowie z serwisem check-in.dk, że zainteresowanie pasażerów lataniem wcale się nie zmniejsza. No i przepis na kolejny dramat w przestworzach gotowy.

Nie będzie to przy tym ich wina. Załogi pokładowe są w trakcie szczytu wakacyjnego eksploatowane do granic możliwości. Związek zawodowy Air France alarmował niedawno, że 10 proc. pilotów zmaga się z depresją. Francuska firma broni się wprawdzie, że do końca roku będzie miała 700 nowych pilotów, ale jak na dłoni widać, że stara ekipa jej się sypie.

I nie tylko jej. Zmęczeni pracownicy linii lotniczych głośno mówią, że mają już dość mobbingu i żyłowania rekordów godzin spędzonych w pracy. Niektóre związki zawodowe w Ryanairze grożą, że będą strajkować aż do stycznia. Na fatalne warunki zatrudnienia narzeka załoga takich kolosów jak Southwest Airlines czy Quatar Airways.

Trudno te skargi uznać ze bezpodstawne. Nowoczesne samoloty są niby napakowane elektroniką, ale obecność pilotów wciąż jest nieodzowna.

Całkiem możliwe zresztą, że to właśnie przemęczenie odpowiadało za niedawny głośny incydent w liniach Ethiopian Airlines. Piloci zasnęli w trakcie lotu na 11 tys. metrów i przegapili lotnisko. Tak przynajmniej zinterpretował to znany ekspert lotniczy Alex Macheras.

REKLAMA
REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA