REKLAMA

L4 na życzenie. Zapłać 60 zł, powiedz, ile dni chcesz być chory, i gotowe. ZUS nic ci nie zrobi

L4? Nie ma problemu! Musisz tylko zapłacić 60 zł i powiedzieć, ile dni chcesz chorować. Tylko co na to ZUS? Spokojnie, nic ci nie zrobi. Jak to jest z tymi zwolnieniami lekarskimi? Wszystkiego dowiesz się poniżej.

L4 na żądanie. Płacisz 60 zł, dzwoni lekarz i masz wolne. Co na to ZUS?
REKLAMA

L4 niemal jak urlop na żądanie, tylko że dostajesz więcej wolnego. A wszystko przez pandemię, która postawiła wszystko na głowie. Lekarze wolą nie ryzykować spotkania z chorymi, żeby nie zakazić się koronawirusem, więc jest im to na rękę. Pacjenci też są zadowoleni. Tylko ZUS nie wyrabia z kontrolami.

REKLAMA

Płacisz raptem 60 zł, potem dzwoni do ciebie lekarz, rozmowa trwa może pięć minut i masz wystawione L4. Jeśli firma funduje ci abonament medyczny, nie musisz wykładać nawet kasy z własnej kieszeni, dostajesz wolne na koszt pracodawcy.

L4 na telefon zrobiły furorę w pandemii. Wcześniej nie do pomyślenia było, żeby telefonować do lekarza po chorobowe. Teraz to już standard, od początku pandemii z teleporad skorzystało 74 proc. Polaków. Na dodatek – jeśli już dochodzi do wyłudzenia L4, ZUS jest bezradny. W 2020 r. lekarze wystawili Polakom 22,7 mln zaświadczeń lekarskich, ZUS skontrolował z tego niespełna 2 proc. – 275 tys.

Zdaniem prezesa Conperio Mikołaja Zająca teleporady odciążyły służbę zdrowia w krytycznym momencie, ale jednocześnie ułatwiły wyłudzanie L4. Po wpisaniu w wyszukiwarkę frazy „zwolnienie lekarskie”, otrzymujemy długą listę firm, które wyspecjalizowały się wystawianiu L4 na telefon. Oczywiście nie za darmo. Najtańsze oferty zaczynają się od 59 zł, a średni koszt to około 80 zł. Zdecydowana większość oferuje chorobowe w pół godziny, choć można znaleźć reklamy „specjalistów”, którzy załatwiają L4 w pięć minut.

Podaje, ile dni L4 potrzebujesz

Niektóre e-przychodnie do tego stopnia zautomatyzowały cały proceder, że „pacjenci” sami ustalają, jak długo chcą być chorzy.

Po wejściu na stronę z e-zwolnieniami wypełniają formularz, podając objawy oraz żądaną liczbę dni zwolnienia lekarskiego. Następnie czekają na telefon od lekarza, który potwierdza wystawienie L4 oraz przekazuje wytyczne. Maksymalnie tą metodą można uzyskać siedem dni wolnego, ale aby przedłużyć L4, wystarczy przed jego upływem umówić się po raz kolejny i oczywiście uiścić należność za kolejną teleporadę.

W opinii Mikołaja Zająca, prezesa Conperio, firmy zajmującej się problematyką absencji chorobowych, podczas takiej „wizyty” lekarz nie ma najmniejszej szansy na zweryfikowanie tego, czy pacjent faktycznie jest chory, chce kupić sobie zwolnienie.

Nie dotyczy to oczywiście wszystkich e-zwolnień, ale z pewnością mamy w Polsce do czynienia z procederem, który prowadzony jest przez wąską grupę osób, a który generuje znaczne straty finansowe dla państwa – przekonuje.

I dodaje, że jego firma na podstawie kontroli pracowników prowadzi statystki lekarzy i wie, którzy z nich cieszą się największą popularnością wśród pacjentów.

Skoro my mamy tę wiedzę, to ZUS z pewnością też monitoruje sytuację i powinien odpowiednio wcześniej podjąć właściwe kroki w celu przeciwdziałania – wskazuje ekspert.

Pracodawcy liczą straty

Mikołaj Zając, wskazuje, że na tak łatwym do zwolnień lekarskich, bez możliwości ich weryfikacji, najwięcej tracą pracodawcy. W pierwszym półroczu 2021 r. Conperio przeprowadziło ponad dziesięć tysięcy kontroli zwolnień lekarskich w dużych zakładach produkcyjnych zatrudniających od kilkuset do kilku tysięcy pracowników i wykazała nadużycia w ponad jednej trzeciej przypadków (36 proc.), nie zastając „chorych” pod adresem wskazanym w e-ZLA lub stwierdzając naruszenie wskazanych w nim zaleceń.

Tekst oryginalnie opublikowano 22.10.2021

REKLAMA
REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA