Nie chce ci się pracować? L4 na koronawirusa dostaniesz za 80 zł. Proceder kwitnie w internecie
Gdy rząd ogłaszał, że w czasach koronawirusa zwolnienia chorobowe będzie można sobie załatwić przez internet, od razu pojawiły się wątpliwości, czy Polacy nie zaczną nadużywać zaufania lekarzy. Okazały się słuszne. W internecie kwitnie handel chorobowymi na żądanie.
E-recepty i zwolnienia online. W 15 minut, bez wychodzenia z domu – w taki sposób reklamuje się jeden z serwisów oferujących porady lekarskie przez telefon. Kolejny w swojej dosłowności jest jeszcze bardziej dosadny.
e-Zwolnienie dostaniesz w ciągu 30 minut od przesłania zgłoszenia
- obiecuje.
Polskojęzyczny Google aż roi się od tego typu ogłoszeń. Wystarczy wpisać odpowiednie hasło w wyszukiwarkę i załatwienie kilku dni wolnego od pracy przestaje być problemem. Sama procedura przypomina zamawianie kuriera, a nie weryfikację stanu zdrowia przez medyka. W specjalnym formularzy należy wpisać imię, nazwisko, adres zamieszkania, numer telefonu, pokrótce opisać dolegliwości i zaznaczyć, czy bierze się jakieś leki.
Chwilę później – według informacji podanych na stronach – powinien rozlec się dźwięk dzwonka. To lekarz, który w ciągu trwającego kilka minut połączenia ma zweryfikować nasze zgłoszenie. Choć i to nie jest oczywiste, bo jeden z serwisów zastrzega, że taki kontakt będzie podejmowany wyłącznie w przypadku „niejasności”. W praktyce po wpisaniu danych i wysłaniu błyskawicznego przelewu w wysoko0ści 80-120 zł jest już po wszystkim.
ZUS liczył na uczciwość pracowników
Pomysł, by w czasach obostrzeń epidemicznych uprościć proces wydawania decyzji o odesłaniu na L4, wydawał się bardzo praktyczny.
Z inicjatywy ministra zdrowia zastanawialiśmy się, w jaki sposób sprawić, aby osoby, które czują się źle, mają gorączkę, niekoniecznie musiały iść do przychodni, ale poprzez telefoniczną wizytę mogły uzyskać zwolnienie
- tłumaczyła minister zdrowia Marlena Maląg
Zarówno resort, jak i ZUS miały świadomość tego, że wydawanie zwolnień na podstawie deklaracji pacjenta to prosta droga do nadużyć. Uznano jednak, że w tym wypadku plusy przeważają nad minusami. Zdano się na uczciwość polskich pracowników.
No i się zaczęło. W marcu na L4 wylądowało 3,3 mln osób.. Można oczywiści tłumaczyć to kiepską pogodą, stresem obniżającym odporność, ale porównując statystyki z 2019 r., okazuje się, że liczba wystawianych zwolnień wzrosła o 46 proc. A to już bardzo dużo i trudno wytłumaczyć ten fakt wybuchem epidemii, która w Polsce dopiero się wtedy zaczynała.
„Dziennik Gazeta” zauważył zresztą, że rekordowa liczba próśb o chorobowe wpłynęła... 16 marca. Dziwnym zbiegiem okoliczności był to pierwszy dzień wprowadzenia społecznej kwarantanny. Tego dnia rząd zamknął szkoły, uczelnie i żłobki.
O tym, że Polakom zdarza się nadużywać zwolnień lekarskich, przekonani są także pracownicy firmy Conperio, która zajmuje się weryfikacją osób przebywających na L4. W swoim raporcie Conperio podaje, że liczba absencji u pracodawców, którzy zawiesili kontrole na czas pandemii rosła nieproporcjonalnie szybko. Jeszcze w lutym odsetek chorych pracowników wynosił 6,2 proc., by w kwietniu skoczyć do niepokojącego poziomu 12,3 proc. W tym samym czasie firmy, które utrzymały kontrole, zatrzymały się na 7,2 proc.
L4 zamiast urlopu
Czy zniesienie obostrzeń spowoduje nagły spadek liczby wniosków o L4? Eksperci powątpiewają w taki scenariusz. W wielu firmach pracownicy zostali zmuszeni do wzięcia urlopów w trakcie lockdownu. Teraz, gdy przychodzą najcieplejsze miesiące w roku, a rząd kusi bonami turystycznymi, teoretycznie powinni siedzieć w biurach… Pokusa nakłamania lekarzowi przez telefon staje się jeszcze większa.
W rozmowie z Pulsem HR, prezes Conperio Mikołaj Zając, powiedział, że w trakcie wakacji średni poziom absencji chorobowych to 6 proc. W tym roku jego zdaniem odsetek ten może wzrosnąć o 3 punkty procentowe.
A ZUS? Wygląda na to, że w tym roku będzie zbyt zajęty kontrolami w firmach, które skorzystały z tarczy antykryzysowej, by na poważnie przyjrzeć się masowemu spadkowi odporności wśród Polaków.