O krok od tragedii. Wybuchł pożar w centrum sterowania ruchem lotniczym, nie było drogi ewakuacji
Warszawskie Centrum Zarządzania Ruchem Lotniczym to miejsce, z którego nadzorowany jest ruch na całym polskim niebie. Chwila nieuwagi może spowodować, że zagrożone zostanie życie setek ludzi. Czy więc potwierdzona przez straż pożarną wiadomość, że doszło tam do pożaru, może być powodem do niepokoju? Nie dla Agencji Polskiej Żeglugi Powietrznej. Jej rzecznik powiedział nam, że o niczym nie wie.
Godzina 21:23. pod budynek Polskiej Agencji Żeglugi Powietrznej koło warszawskiego lotniska Okęcie przybywają wozy strażackie. Budynek jest zadymiony.
Według relacji związkowców po 22:00 ewakuowano salę operacyjną, w której kontrolerzy lotów śledzą ruch samolotów nad Polską. Na ich barkach spoczywa odpowiedzialność za 3 tys. przelotów, jakie w ciągu dnia ma miejsce nad naszym krajem.
Nadal czuć swąd spalenizny
Początkowo nikt nie wiedział, co naprawdę się stało. Z naszych informacji wynika, że pracownicy, którzy mieli w tamtym momencie dyżur, przenieśli się do sali zapasowej, w której nie działała łączność telefoniczna, a komórki nie mogły złapać zasięgu.
W rejonie zagrożenia pozostali kontrolerzy, którzy przebywali na przerwach, personel wsparcia operacyjnego oraz wieża warszawska
– opowiada Bizblog.pl kontroler, który dyżurował tego feralnego dnia.
Wspomniana przez kontrolera wieża warszawska obsługuje przyloty i wyloty na lotnisku im. Chopina.
Związkowcy twierdzą, że choć od zdarzenia minął niemal miesiąc, bo feralne wydarzenia miały miejsce 25 października, to w niektórych częściach budynku wciąż czuć swąd spalenizny.
Bez drogi ucieczki
Dodają, że wszyscy mieli dużo szczęścia. Gdyby pożar się rozprzestrzenił, część kontrolerów znalazłaby się w ogromnym niebezpieczeństwie.
Wieża nie miałaby jak uciekać. Ich rękaw ewakuacyjny kończy się na dachu sali operacyjnej, gdzie doszło do tego dziwnego zdarzenia
– podkreśla nasz rozmówca.
Agencja nie zauważyła pożaru
Po dodatkowe wyjaśnienia zwróciliśmy się do Komendy Miejskiej Państwowej Straży Pożarnej m. st. Warszawy. Biuro prasowe potwierdza, że doszło do interwencji. Zgodnie z wewnętrznymi wytycznymi zdarzenie zostało określone jako „pożar mały”.
Zostało ustalone źródło zadymienia. Paliła się dylatacja między dwoma ścianami żelbetowymi
– usłyszeliśmy.
Spytaliśmy rzecznika Państwowej Agencji Żeglugi Powietrznej (organ zarządzania ruchem lotniczym, który podlega Ministerstwu Infrastruktury), o to, czy agencja wdrożyła po tym zdarzeniu dodatkowe środki bezpieczeństwa. I spodziewaliśmy się różnych odpowiedzi, ale ta ostateczna przeszła nasze wyobrażenia.
O ile mi wiadomo, w Centrum Zarządzania Ruchem Lotniczym w ciągu ostatniego roku nie było pożaru
– czytamy w odpowiedzi.
Cóż, wypada chyba tylko pozazdrościć spokoju ducha. Kontrolerzy zauważyli zresztą przy okazji, że szkolenia przeciwpożarowe są tak rzadko, że mogliby mieć problem z założeniem masek podłączonych do butli z tlenem. Pracuję tu już 14 lat, a miałem ją na sobie dwa razy – dorzuca jeden z nich.
W PAŻP źle się dzieje
Wspomniany pożar to nie pierwszy sygnał, sugerujący, że sytuacja w agencji przebiera zły obrót. Wcześniej kontrolerzy skarżyli się, że PAŻP zamierza znacząco obciąć im wynagrodzenia, choć potrzebuje nowych pracowników, bo ruch nad polskim niebem z roku na rok jest coraz większy.
O innych problemach z bezpieczeństwem donosił natomiast „Dziennik Gazeta Prawna”. Dziennik pisał, że do stanowisk, z których kontroluje się ruch lotniczy, mają dostęp pracownicy z firm wewnętrznych, którzy nie są weryfikowani pod kątem bezpieczeństwa. Związkowcy poinformowali o tym fakcie Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego, która postawiła na nogi MSWiA.
PAŻP tłumaczył, że co prawda nie ma możliwości weryfikowania pracowników i gości, ale sprawdza pod kątem bezpieczeństwa każdą osobę wchodzącą na teren agencji.
Największą zmorą pasażerów, którzy boją się podróży samolotem, jest awaria silnika. Nie chciałbym krakać, ale niedługo większą uwagę od stanu technicznego maszyny albo zmęczenia pilota, możemy zacząć zwracać na komunikaty wydawane z wieży. Bo polscy kontrolerzy zaczynają pracować w naprawdę nieprzyjaznych warunkach. A ich dekoncentracja sprawi, że samoloty zaczną latać praktycznie na ślepo.