Zadyma w Hongkongu. Wyszli z trumien i chcą rozwalić system, ogałacając bankomaty z gotówki
Protestujący w Hongkongu chcą zdestabilizować system finansowy półautonomicznego miasta. Skrzykują się do masowego pobierania pieniędzy z bankomatów i konwertowania rodzimych dolarów na inne waluty.
Jedno państwo - dwa systemy - to hasło do niedawna przyświecało rozwojowi Hongkongu pod auspicjami Chin. Teraz jednak slogan coraz bardziej zmierza w kierunku: jedno państwo - jeden system.
Władze Chińskiej Republiki Ludowej naciskają na Hong Kong w celu integracji z Wielkim Bratem. Jednym z przejawów tej polityki jest prawo ekstradycyjne, które umożliwiałoby odeskortowanie Hongkończyków przed chińskie sądy. Próba przyjęcia tej rezolucji spotkała się ze zdecydowanym sprzeciwem mieszkańców miasta, którzy od 11 tygodni regularnie wychodzą na ulice, aby wyrazić swój sprzeciw.
Pokojowe protesty stopniowo przekształcały się w starcia z policją i blokady infrastruktury metropolii. Blokowano więc stacje metra i lotnisko, co doprowadziło do odwołania blisko 1000 lotów. Protestujący odznaczają się wyjątkową kreatywnością - tym razem chcą zdestabilizować własny system finansowy.
Czy wystarczy papierowych pieniędzy?
Plan zakłada pobieranie pieniędzy z bankomatów i/lub konwertowanie ich na zagraniczne waluty. Ma to na celu zachwianie zasobami gotówki w bankach. Już teraz niektóre bankomaty w Hongkongu mają odmawiać współpracy, wyświetlając komunikat o braku gotówki.
Protestujący skrzykują się w mediach społecznościowych - na lokalnym odpowiedniku Wykopu i za pomocą Telegramu. Wysyłają sobie zdjęcia banknotów i ekranów wyczyszczonych bankomatów:
Banki zapowiadają, że są przygotowane na taką sytuację i w większości bankomatów nie zabraknie gotówki.
Protestujący chcą również uchronić się przed spadkiem siły nabywczej dolara hongkońskiego, co może być nieuchronnym następstwem niestabilnej sytuacji wewnętrznej. Inwestorzy nie lubią bowiem ryzyka i będą chcieli przenieść swoje fundusze w bezpieczniejsze miejsce. Wymiana na dolara amerykańskiego ma pozwolić na utrzymanie wartości zgromadzonych oszczędności.
Mieszkając w trumnie.
Choć Hongkong do niedawna wydawał się zieloną wyspą, a raczej azjatyckim tygrysem, to jego sytuacja jest bardziej skomplikowana. Miasto-państwo od dawna przewodzi w rankingach cen mieszkań. Nigdzie na świecie - nawet w Nowym Jorku czy Singapurze - nie trzeba płacić tak wysokich rachunków za wynajem. Prowadzi to do wielu patologii, takich jak np. pokoje trumienne, biorące swoją nazwę od niewielkiej przestrzeni oddanej lokatorowi.
Hongkong znajduje się również w czołówce pod kątem nierówności społecznych - choć sama wyspa Hongkongu jest westernizowana i bogata, to Kowloon, czyli południowa część półwyspu, zamieszkana głównie przez ludność pochodzenia chińskiego cechuje się o wiele mniejszymi zarobkami. Obniżenie wzrostu gospodarczego może szczególnie zaboleć najbiedniejszych.