Polskie przedsiębiorstwa zmagają się z dwoma potężnymi wyzwaniami w tym samym czasie. Hurtowe ceny energii elektrycznej na giełdzie osiągają zawrotne ceny i w czwartek za jedną MWh w dostawie na przyszły rok trzeba było zapłacić ponad 2 tys. zł. Część producentów nie ma jednak czasu się tym martwić, bo braki dwutlenku węgla na rynku sprawiają, że i tak nie będą mieli czego produkować.
Biznes w opałach. Początek 2023 r. może być okresem pogromu dla polskich firm. Konfederacja Lewiatan zapytała przedsiębiorców o planowane podwyżki cen prądu. Przypomnijmy, że dostawy energii wysyłają już listy z nowymi stawkami. W przypadku Tauronu w strefie I w taryfie C11 opłaty wzrosną z 37 groszy za kWh do 2,18 zł. To prawie sześciokrotny wzrost.
Trudno się więc dziwić, że ankietowani odpowiadają prawie jednoznacznie, że zostaną zmuszeni do przerzucenia tych kosztów na klientów. Ośmiu na dziesięciu przedsiębiorców uważa, że podwyżki po stronie konsumenta sięgną kilkudziesięciu procent. Biorąc pod uwagę spodziewane załamanie się konsumpcji, taka operacja nie każdemu może się powieść. Wiele firm z sektora MŚP obawia się, że na początku 2023 r. zostanie zmuszona do zamknięcia działalności.
PSL proponuje, by rząd pomógł biznesowi
Chodzi o zamrożenie cen energii na 2023 r. na poziomie, który obowiązywał 30 czerwca 2022 r. W tej chwili państwo ingeruje wyłącznie w stawki energii elektrycznej dla odbiorców indywidualnych.
Niektóre branże o wysokich cenach prądu jednak chwilowo zapomniały. Na horyzoncie pojawiło się inne, większe zmartwienie. Dramat zaczął się od niepozornego newsa dotyczącego wstrzymania produkcji części nawozów przez Azoty Puławy i Anwil. Spółki tłumaczą tę decyzje zbyt wysokimi cenami gazu.
Swoją drogą w podobne tarapaty wpadł Cerrad. Producent płytek stwierdził, że ceny błękitnego paliwa są tak wysokie, że nie pozostaje mu nic innego jak wygaszać linie produkcyjne i ruszyć z masowymi zwolnieniami.
Dla polskiej gospodarki bardziej brzemienne w skutki jest jednak brak nawozów. Przy ich produkcji powstaje dwutlenek węgla, a na brak tego ostatniego skarży się coraz więcej branż.
Jako pierwszy problem zakomunikował Carlsberg Polska
Właściciel kilku znanych w Polsce marek piw ogłosił, że całkowicie wstrzymuje produkcję. W ciągu raptem dwóch dni okazało się, że brak CO2 w magazynach może zatrzymać co najmniej kilka kluczowych branż. Dwutlenek węgla jest bowiem wykorzystywany w handlu - przy transporcie i przetwórstwie.
Wegetarianie mogliby machnąć ręką na kryzys w ubojniach, ale szybko wyszło, że kryzys dotknie też spółdzielnie mleczarskie, które potrzebują CO2 do paczkowania serów.
Producenci są teraz zdani na gabinet premiera Morawieckiego, bo ratunku za granicą nie znajdą. Niemieccy producenci nawozów zmagają się z identycznymi problemami Jeden z producentów z w Saksonii-Anhalt już poszedł śladem Grupy Azoty i wstrzymał produkcję. Jeżeli polski rząd szybko nie znajdzie rozwiązania sklepowe półki mogą niedługo świecić pustkami.
Czytaj też: Jak załatwić sobie tańszy prąd?