Benzyna będzie kosztowała 8 zł. Bruksela apeluje: ratujcie obywateli. A co robi polski rząd?
Drastyczne podwyżki mogą na nas spaść od 2023 r. Powodem jest rewolucja, jaką szykuje Unia Europejska w opodatkowaniu wyrobów energetycznych. Unia wie, że to bardzo zaboli konsumentów i sugeruje krajom, żeby wymyśliły sposób, by bolało trochę mniej. Polski rząd się tym jednak na razie zupełnie nie przejmuje.
Powodem całego zamieszania, które może ostro uderzyć w konsumentów od 2023 r. jest Europejski Zielony Ład, a więc pakiet propozycji zmian, które mają ratować środowisko ogłoszony 14 lipca przez Komisję Europejską.
Jedną z propozycji jest zmiana dyrektywy dyrektywy 2003/96/WE, która dotyczy opodatkowania wyrobów energetycznych. Zmienić ma się akcyza na wyroby energetyczne, znikną także stosowane obecnie w Polsce ulgi, bo one po prostu są przestarzałe i promują nieekologiczne paliwa kopalne, od których powinniśmy odchodzić.
Rewolucja, która zje nas na śniadanie
To na tyle duża zmiana, że „Rzeczpospolita”, która pisze o całej sprawie, nazywa to wręcz rewolucją w systemie opodatkowania paliw płynnych, gazu, węgla i elektryczności.
I nie bez przyczyny.
Gdy przyjrzeć się wysokości nowych stawek, widać wyraźnie, że nowy system ma zniechęcić do stosowania tradycyjnych paliw. Realna stawka akcyzy na benzynę może wzrosnąć nawet dwukrotnie (choć wiele zależy tu od zmiennych, takich jak wartość energetyczna danego typu paliwa)
– pisze gazeta.
W praktyce może to oznacza, że cena benzyny może skoczyć do 8 zł za litr. Oberwie również węgiel, którego cena detaliczna mogłaby wzrosnąć o ok. 100 zł, czyli o kilkanaście procent. To może nas ostro trzepnąć po kieszeni.
KE: ratujcie swoich obywateli. Polski rząd: aha
Jednak Komisja Europejska nie jest tak bezlitosna. Nijako staje w obronie konsumentów i sama sugeruje państwom członkowskim, żeby wymyśliły jakiś sposób, by ulżyć obywatelom. Podsuwa nawet konkretne pomysły: bezpośrednie rekompensaty, a nawet obniżka innych podatków, np. PIT.
I to dopiero byłoby coś! Wysokie ceny benzyny zawsze przyprawiają nas o dreszcze, ale wymuszenie rewolucji energetycznej jest konieczne. Ale gdyby sprzedać to społeczeństwu obniżając każdemu podatki, to nawet mogłoby nas udobruchać. Oczywiście pod warunkiem, że jakiś sprawny PR-owiec dobrze by to ludowi wytłumaczył.
Tylko że na razie, jak pisze „Rzeczpospolita”, Polska wcale nie ma planu, jak złagodzić te bolesne skutki rewolucji. Złośliwy mógłby powiedzieć, że premier zamiast tego woli jeździć do fabryki cukierków.
Może i racja, trzeba się najeździć po kraju, póki benzyna jeszcze tania.