Wzmożone kontrole drogówki – w tym specjalnej grupy Speed – przy wsparciu „krokodyli” mają skończyć wielomiesięczną fikcję ograniczeń prędkości na budowanej autostradzie A1 między Łodzią a Częstochową. Prawdziwy koniec rumakowania nastąpi, gdy zostanie wprowadzony odcinkowy pomiar prędkości.
Budowany odcinek A1 jest jak sytuacja na polskich drogach w soczewce – zarządca drogi ustawia znaki ograniczenia prędkości, kierowcy gremialnie uznają je za żart, policja udaje, że prowadzi kontrole, a kierowcy udają, że przestrzegają ograniczenia, chwilowo zwalniając po ostrzeżeniu przez Yanosika czy inną apkę.
Wielokrotnie jechałem trasą między Częstochową a Łodzią od czasu rozpoczęcia budowy A1 w miejscu dotychczasowej „gierkówki” i za każdym razem nie mogłem wyjść z podziwu nad teatrem, jaki codziennie rozgrywa się na wielkiej scenie, jaką jest budowana autostrada.
Teatr, fikcja, gra pozorów
Na niemal całej trasie obowiązuje ograniczenie do 60 km/h, ale jest to kompletna fikcja. To nie jest tak, że większość kierowców przekracza ten limit „tak tylko troszkę”, a na bezczelnego łamią przepisy tylko niektórzy. Średnia prędkość tysięcy samochodów, które suną codziennie przez plac budowy A1 wynosi około 100 km/h, a może więcej.
Do tego dochodzą liczni mistrzowie lewego pasa, którzy już teraz uważają, że nazwa „autostrada” zobowiązuje. To często ci sami „dobrzy kierowcy z doświadczeniem”, którzy jadąc remontowanym odcinkiem autostrady w Niemczech, bacznie obserwują prędkościomierz, czy przypadkiem nawet minimalnie nie złamali tymczasowego ograniczenia do 80 km/h.
Nie mam pojęcia, dlaczego dopiero teraz – po kilkunastu miesiącach od rozpoczęcia przebudowy trasy między Częstochową a Łodzią – władze dostrzegły problem kompletnego lekceważenia ograniczenia prędkości na tym odcinku, ale dobre i to.
Oczywiście można dyskutować o sensowności ograniczenia do 60 km/h zamiast do np. 80 km/h, ale dyskusji o zmianie przepisów nie zaczyna się od bezceremonialnego łamania tych już obowiązujących.
We czwartek w łódzkim oddziale GDDKiA odbyła się konferencja z udziałem przedstawicieli policji i wykonawców drogi w sprawie „przeciwdziałania łamaniu przepisów ruchu drogowego przez kierowców”, głównie przekraczania dozwolonej prędkości.
Potwierdziło się, że to, co widać gołym okiem, ma odzwierciedlenie w twardych danych. Jak podano na konferencji, z profesjonalnych badań wykonanych na budowanym odcinku wynika, że aż 91 proc. samochodów przekracza dopuszczalną prędkość. Szkoda, że nie podano, o ile, bo to byłaby jeszcze ciekawsza informacja.
Przełomowe 16 km
„Prace od początku realizowane były pod ruchem, co stanowi bardzo duże wyzwanie przede wszystkim dla wykonawców robót. Jednym z najpoważniejszych problemów, z jakim od początku musieli się borykać, była prędkość” – wskazuje GDDKiA.
Czyli od początku, czyli od kwietnia 2019 roku, było źle, ale przez kilkanaście miesięcy nic z tym nie zrobiono. Czarę goryczy przelało chyba to, co się wydarzyło po niedawnym puszczeniu ruchu nowym, 16-kilometrowym odcinkiem. Widząc nowiutki i równiutki asfalt (a raczej: beton), kierowcy dostali już kompletnego świra.
Sytuacja dotycząca respektowania ograniczeń prędkości jeszcze się pogorszyła. Konieczne stało się podjęcie zdecydowanych kroków, które mają zapobiec łamaniu przepisów, a w konsekwencji wypadkom
– pisze GDDKiA.
Yanosik nie pomoże
Zapowiedź wzmożonych kontroli, a nawet działań policyjnej grupy Speed pewnie na wyznawcach zasady „szybko, ale bezpiecznie” nie zrobi piorunującego wrażenia, bo trudno to uznać za zmianę reguł gry. Ryzyko wpadnięcia w sidła stacjonarnej kontroli czy natrafienia na nieoznakowane policyjne BMW cały czas jakieś jest, ale od czego jest Yanosik, prawda?
Prawdziwym „gejmczejndżerem” będzie dopiero wprowadzenie odcinkowego pomiaru prędkości, bo w tym przypadku już nie ma zmiłuj – chwilowe depnięcie po hamulcach nic tu nie da, bo jeśli na dłuższym odcinku nie utrzymamy średniej prędkości na odpowiednim poziomie, nie wyłgamy się od mandatu. No dobrze, z egzekwowaniem mandatów z fotoradarów i podobnych urządzeń bywa u nas różnie, ale to odrębny temat.
Podczas czwartkowej konferencji padała jasna deklaracja, że „jeszcze w trakcie prowadzenia prac budowlanych, na przyszłej autostradzie A1 pomiędzy Tuszynem i Częstochową zostanie wprowadzony odcinkowy pomiar prędkości”. Kiedy dokładnie, nie wiadomo, ale jakoś do 2022 roku, bo wtedy zaplanowano zakończenie tej inwestycji.