REKLAMA

Też odwołaliście swoje plany przez alarm RCB? W ciągu dnia nie spadła kropla deszczu

Przechodnie spieszyli się do domu, kierowcy poobkładali swoje samochody matami, by chronić je przed gradem, a uliczni sprzedawcy w popłochu chowali kramiki. Nic dziwnego, sms-owe alerty od Rządowego Centrum Bezpieczeństwa wysyłane są dość rzadko i tylko wtedy, gdy istnieje zagrożenie dla życia i zdrowia. Tym większe było rozczarowanie, gdy, przynajmniej w niektórych częściach Polski, z nieba nie spadła kropla deszczu.

SMS-owy alert RCB niepotrzebnie nastraszył ludzi? W dzień nie spadła kropla deszczu
REKLAMA

Przyznam, że sam złapałem się na tym myśleniu i już tłumaczę, dlaczego jest ono mocno naciągane. Wczesnym wieczorem, tuż po pracy, uznałem, że warto przejechać się na drugi koniec miasta i załatwić odkładaną od pewnego czasu sprawę urzędową. Mój współlokator tylko wybałuszył oczy. – Nie dostałeś sms-u? – zapytał.

REKLAMA

Wyszedłem na zewnątrz, zobaczyłem zbierające się ciemne chmury, a na twarzy poczułem mocny podmuch wiatru – wiecie, jeden z tych, które zapowiadają, że za kilkanaście minut zacznie się prawdziwy hardkor, a obrona przed nim przy użyciu parasola przypominać będzie gaszenie pożaru za pomocą szklanki z woda. Zniechęcony tą wizją, wróciłem do domu. Bieganie po mieście w czasie burzy dekady jakoś mi się nie uśmiechało.

Minęła jednak godzina, dwie, trzy. Z nieba nie spadła kropla deszczu. Irytacja narastała. Nie tylko moja, bo wystarczy wejść na Twittera, by przekonać się, ile osób zrezygnowało z planów wyjścia z mieszkania z obawy przed piorunami strzelającymi nad głową.

A przecież miało być inaczej.

Katastroficzny obraz wyłaniający się z tego komunikatu w Warszawie zaczął się spełniać dopiero w środku nocy. Sen mam twardy, więc praktycznie nic nie słyszałem, z relacji świadków wynika jednak, że w stolicy niebo rozbłyskało od błyskawic tak, że robiło się jasno jak w dzień.

Bo wbrew temu co możemy dzisiaj przeczytać, RCB nie nawaliło. Mało tego, system od czasu jego wprowadzenia w ubiegłym roku działa coraz precyzyjniej. Początkowo ostrzeżenia mogły być wydawane na obszarze co najmniej jednego województwa, dzisiaj można go zawęzić do powiatu. Czyli np. wyłącznie do Warszawy.

W nocy w czwartek na piątek straży musieli wyjeżdżać na interwencje na terenie Polski aż 800 razy.

Na każde 10 minut przypadało na terenie naszego kraju jakieś kilka tysięcy wyładowań atmosferycznych. To nie były przelewki.

A, że w niektórych miejscach mieszkańcy w ogóle nie odczuli skali tej zawieruchy? Cóż, trzeba tu mówić raczej o jakimś niewiarygodnym farcie, niż wpadce RCB. Bo zobaczcie sami, co działo się np. w okolicach Łodzi.

REKLAMA

I właśnie dlatego gadanie o niepotrzebnym straszeniu ludzi mija się z celem. Tym bardziej, że klimat nam się zmienia i niewykluczone, że takie alerty będziemy dostawać coraz częściej. I coraz częściej będą ratowały nam skórę. Bo globalne ocieplenie, poza kosmicznie wysokimi temperaturami, zafunduje nam dużą niestabilność warunków pogodowych.

Trąby powietrze, ulewy jak te przynoszone przez monsuny, wielkie powodzie i równie ogromne susze staną się naszym chlebem powszednim. Dobrze, że przygotowujemy się do tego już teraz.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA