REKLAMA

Biedni i bogaci kłócą się o to, kto ma w Polsce gorzej

Wiecie, kto zgarnia więcej z 500+? Wcale nie najbiedniejsi, ale 20 proc. najlepiej zarabiających Polaków. A wiecie, kto miał skorzystać najbardziej z nowej ulgi dla rodzin z co najmniej czwórką dzieci? Najlepiej zarabiający i to po 2 tys. zł miesięcznie. Najbiedniejsi i tak podatku nie zapłacą, więc bez różnicy. A na zamrożeniu WIBOR-u? Też głównie 10 proc. najlepiej zarabiających Polaków. No to weźmy jeszcze Polski Ład - pod naciskami grup interesu reforma została tak zmodyfikowana, że zamiast kosztować budżet 6 mld zł będzie kosztować 16 mld - te 10 mld to prezent dla najlepiej zarabiających. A jednocześnie to właśnie oni najgłośniej dziś płaczą, że żyje im się coraz trudniej, a Polska ich smutku nie dostrzega.

Polski Ład i inflacja boli najbogatszych
REKLAMA

Spójrzmy najpierw, jak łatwo dziś manipulować nastrojami Polaków i sprzedawać im swoją opowieść.

REKLAMA

Negatywne emocje rozlać na wszystko dookoła

Najnowsze badania CBOS pokazuje, że dobrze poinformowany o obowiązujących od tego roku zmianach spowodowanych Polskim Ładem jest tylko co czwarty z nas, a 68 proc. badanych Polaków nie czuje się odpowiednio poinformowana, co właściwie zmienia się w ramach tej wielkiej rewolucji podatkowo-składkowej. To właściwie spokojnie wystarczy, by brak informacji zastąpić dezinformacją.

Ale spójrzmy głębiej. Z analizy zróżnicowań społeczno-demograficznych wynika, że o zmianach podatkowych lepiej poinformowani czują się starsi respondenci, w wieku 55+ oraz osoby gorzej wykształcone – z wykształceniem co najwyżej zasadniczym zawodowym, a to wydaje się dość kontrintuicyjne. Ale może wcale nie? Może to te grupy, które po prostu nie mają wątpliwości, czy na Polski Ładzie zyskają, czy stracą. Reszta ciągle jest zagubiona.

Według badania CBOS 22 proc. twierdzi, że zyska, 28 proc. że straci, kolejne 20 proc. uważa, że ani nie zyska, ani nie straci, a 30 proc. nie potrafi tego jeszcze zupełnie ocenić.

Gotowi pomóc nam w tym, co mamy myśleć są zatem choćby politycy.

Straty ponoszą nie tylko przedsiębiorcy, ale i ogół obywateli. Konsekwencją Polskiego Ładu jest drożyzna, która odbija się na poziomie życia milionów polskich rodzin – powiedział niedawno Jarosław Gowin, który stał się wielkim wrogiem Polskiego Ładu.

W taki oto zręczny sposób były wicepremier miesza reformę podatkową z inflacją (nie on jeden zresztą). W głowach ludzi jedno łączy się z drugim, wywołując negatywne uczucia wobec obu.

Dowód? W styczniu IBRiS na zamówienie „Super Expressu” przeprowadził sondaż w jednej z najważniejszych grup docelowych Polskiego Ładu - wśród emerytów. I wyszło mu, że Polski Ład dobrze oceniło 41,2 proc. seniorów, negatywnie zaś 36,3 proc. A przecież 90 proc. emerytów zyskuje - i to nie tylko według obietnic polityków, ale naprawdę. 

To pierwszy etap wojny informacyjnej.

Udawajmy klasę średnią, to o nas zadbają

W drugim etapie przychodzą media, które opowiadają swoją historię zgodną z tym, jaką grupę społeczną reprezentują. Miałam sobie darować, bo pisał o tym już sporo Adam Sieńko, a jednak muszę przywołać ostatnią okładkę tygodnika „Newsweek”, która wywołała burzę, bo krzyczy:

Idziemy na dno! Nie są cwaniakami, jak twierdzi Kaczyński. Nie żyją rozrzutnie, ale mają wrażenie, że Polskim Ładem, inflacją i rosnącymi ratami kredytów PiS chce zarżnąć klasę średnią.

I cyk! Tak oto zarabiający 20-28 tys. miesięcznie wmawiają reszcie społeczeństwa, że są klasą średnią, podczas kiedy należą do grupy najlepiej zarabiających Polaków - nawet nie do górnych 10 proc., ale może i do 5 proc., bo próg wejścia do dziesiątego decyla najlepiej zarabiających jest już na poziomie ok. 6 tys. zł dla singla i 12 200 zł dla małżeństwa z dwójką dzieci.

To ważne, bo o klasę średnią trzeba dbać - to ona powinna być sercem każdego społeczeństwa zapewniającym stabilny rozwój. Taka manipulacja jest więc niezwykle cenna, by zdobyć społeczną akceptację dla swojego cierpienia.

Nikt nie widzi cierpienia zamożnych, wszyscy tylko o tych biedaków się troszczą

I jeszcze trzeci etap mieszania w głowach. Na oburzenie Newsweekową okładką z odsieczą przychodzą na Twitterze „libki”, mówiąc: owszem, nasza rata jak rośnie z powodu wzrostu stóp o 1 tys. zł i może i to znaczy, że musi sięgać 4 tys. zł, no i co? Mam zdolność kredytową, może i zarabiam 15 czy 20 tys. zł, ale właśnie o to chodzi! Wszystkim istotnie pogorszyło się od jakiegoś czasu, a są tacy co udają, że tylko najbiedniejszym!

Już prawie uwierzyłam, że mamy w Polsce problem z tym, że w dyskusji publicznej nie dostrzegamy, że najlepiej zarabiający cierpią, np. z powodu inflacji. Aż tu nagle uzmysławiam sobie, że Lewica, owszem, uwierzyła i dlatego właśnie chce zamrozić WIBOR albo zarządzić dopłaty do kredytów hipotecznych, bo ludziom raty rosną i trzeba im jakoś pomóc.

Tylko wierząc w te historie dużej udręki finansowej zapomniała sprawdzić, kto w Polsce zaciąga kredyty hipoteczne. I tak oto, wierząc w cierpienie ludzkie, chce kosztem całego społeczeństwa pomagać najbogatszym Polakom. Sytuacja finansowa gospodarstw domowych z hipoteką jest bowiem średnio lepsza od gospodarstw bez kredytu.

W 2018 r. hipotekę miało 30 proc. gospodarstw domowych z dziesiątego, czyli najwyższego decyla dochodowego. Jednocześnie w grupie gospodarstw domowych z dochodami niższymi niż mediana wynagrodzeń, która według ostatnich danych GUS wynosi 4700 zł brutto, kredyty hipoteczne miało jedynie 2-5 proc. gospodarstw domowych – pokazywał niedawno Marcin Klucznik, makroekonomista z SGH, podsumowując: „to nieprawda, że wyższe raty hipotek odczują najbiedniejsi”.

A więc działa, już pół sceny politycznej chce pomagać tym zamożniejszym Polakom, zamrażając WIBOR. Dlaczego koszt tego ratunku poniosą biedniejsi pisałam tu.

Może i bogatsi oberwali, ale ugrali 10 mld zł z prezencie

Ale wróćmy jeszcze do Polskiego Ładu. Jego koszt dla budżetu państwa pierwotnie miał wynieść 5-6 mld zł, ale ponieważ w trakcie prac nad nim rząd zaczął się uginać pod grupami interesu - tymi zamożniejszymi właśnie, koszt wzrósł do około 16 mld zł. Rząd odpuścił sobie jakieś 10 mld zł. 

Gdzie one poszły? Właśnie do najbogatszych, którym władza nieco zmniejszyła zakładane na początku obciążenia. Ostatecznie, jak wynika z danych Centrum Analiz Ekonomicznych CenEA, straty dla 10 proc. gospodarstw domowych o najwyższych dochodach będą jednak o ponad 40 proc. mniejsze, niż pierwotnie zakładano.

To głównie dzięki temu, że osoby samozatrudnione rozliczające się na skali podatkowej zostały włączone do "ulgi dla klasy średniej", a „liniowcom" zaproponowano preferencyjną stawkę składki zdrowotnej 4,9 proc., zamiast 9 proc., które muszą płacić wszyscy inni. Sprawiedliwie? Całkiem miły prezencik.

Ulga na czwarte dziecko dla bogatych zamiast dla najuboższych

Nie dość, że straty najlepiej zarabiających są znacznie mniejsze, niż miały być, to dostali jeszcze w ramach Polskiego Ładu drobne niespodzianki jak ulga 4+ dla rodziców wychowujących czworo i więcej dzieci. Tak, ulga ta bowiem jest przydatna znacznie bardziej dobrze i bardzo dobrze zarabiającym, a nie tym w najtrudniejszej sytuacji finansowej.

CenEA już jesienią 2021 r. przeprowadziła analizę, z której wynikało, że biorąc pod uwagę istniejące już ulgi, korzyści z tego rozwiązania przypadną wyłącznie rodzinom z czwórką lub więcej dzieci o dochodach powyżej 6 090 zł miesięcznie. Biedniejsi nie zyskają nic. Rodziny o niskich, a nawet przeciętnych dochodach już bez tej ulgi i tak nie będą płacić podatku, więc nie jest im ona potrzebna, za to rodziny o bardzo wysokich dochodach zyskają dzięki niej ponad 2 tys. zł miesięcznie.

Zresztą dzięki uldze 4+ całkowite wsparcie państwa na czwarte dziecko w rodzinie (biorąc pod uwagę świadczenia rodzinne, świadczenie wychowawcze 500+, świadczenie „Dobry start” 300+ i ulgi podatkowe z tytułu wychowywania dzieci) będzie 4,6-krotnie wyższe w przypadku rodzin o dochodach przekraczających 21 750 zł miesięcznie w porównaniu do rodzin najuboższych.

A więc ktoś jednak o bogatych dba.

Najbogatsi zgarniają z 500+ dwa razy więcej niż najbiedniejsi

Przy okazji, skoro już mowa o 500+. Tak się chyba jakoś przyzwyczailiśmy w Polsce, że to świadczenie najuboższych, bo wiele rodzin wyciągnęło z biedy. Ale jak przyjrzeć się liczbom, okazuje się, że z całej puli 40 mld zł, które Polska przeznacza rocznie na 500+, aż 25 proc. (9,9 mld zł) trafia do 20 proc. gospodarstw domowych o najwyższych dochodach, a do 20 proc. gospodarstw o najniższych dochodach tylko 11,7 proc. (około 4,7 mld zł) - ponad dwukrotnie mniej.

REKLAMA

A więc jak znowu będziecie powtarzać, że przewalamy tę kasę na patologię, której nie chcę się pracować, pamiętajcie, że jednak więcej przewalamy na rozdawanie tych pieniędzy najbogatszym.

Ale to oni są najgłośniejsi, więc to głównie ich głos w debacie publicznej słychać. Słyszycie więc, że im źle, bo nie ma kto powiedzieć, że są tacy, którym znacznie gorzej. A ci, co mają gorzej, milczą. Może dlatego w Polsce mówi się, że progresywne podatki są karą dla najlepiej zarabiających, zamiast widzieć perspektywę drugiego końca stołu - są ulgą dla biedniejszych.

Język kształtuje rzeczywistość bardziej, niż nam się wydaje.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA