Polacy złapali nerwa na dłużników. „Docisnąć ich i bezlitośnie wyegzekwować każdą złotówkę”
Gminy powinny docisnąć dłużników i bezlitośnie egzekwować każdą złotówkę – uważa przeważająca część Polaków. Trudno im się dziwić. Samorządy są w coraz gorszej sytuacji finansowej, a wiele z nich decyduje się na oszczędności kosztem mieszkańców. Tymczasem zaległości w płatnościach sięgają już kilkunastu miliardów złotych.
Kryzysu energetycznego nigdzie nie widać tak wyraźnie jak w budżetach samorządów. Polskie gminy dostały w ostatnich latach po kieszeni kilkukrotnie, m.in. wtedy gdy rząd ściął wysokość podatku PIT. Teraz, z okrojonymi możliwościami finansowymi muszą stawić czoła lawinowo rosnącym wydatkom. W dużej mierze dotyczącymi energii elektrycznej i gazu.
Rząd przyjął projekt ustawy, która ma złagodzić ten szok
W myśl nowych przepisów samorządy zapłacą za prąd maksymalnie do 785 zł za MWh, czyli niecałe 100 zł więcej niż odbiorcy indywidualni po przekroczeniu progu zużycia w wysokości 2 kWh rocznie.
Sęk w tym, że wysokie rachunki przychodzą już teraz, a gminy szukają oszczędności gdzie tylko się da. Niektóre, jak Lublin zdecydowały się po prostu nieco później zapalać latarnie wieczorem i gasić je wcześniej rano. W coraz większej liczbie miast w nocy zapadają egipskie ciemności. Po tak drastyczne środki sięgnęły na przykład Sanok i Ostrów Wielkopolski.
Cięcia budżetowe w mniejszym czy większym stopniu widać w całym kraju. Mieszkańcy polskich miast zaczynają w związku z tym zastanawiać się, gdzie szukać pieniędzy. I chyba już wiedzą. Z badania Krajowego Rejestru Długów wynika, że Polacy z tytułu czynszu, opłat za wodę i ścieki czy opłat przekształceniowych są winni gminom aż 12,4 mld zł.
Dłużnicy znaleźli się na celowniku
Wniosek? Trzeba egzekwować należności. Prawie 70 proc. ankietowanych stwierdziło, że gminy muszą podejmować skuteczniejsze działania windykacyjne. Wśród osób, które deklarowały regularne chodzenie na wybory odsetek ten wyniósł aż 81 proc.
Od tej zasady wskazano jednak kilka wyjątków. Najbardziej wyrozumiali respondenci okazali się wobec sytuacji, w której dłużnik lub osoba z jego rodziny jest poważnie chora. Ogółem 77,7 proc. ankietowanych twierdzi, że w niektórych sytuacjach można odstąpić od egzekwowania opłat. Mniej przychylnym okiem Polacy patrzą za to na przedsiębiorców. Tu podobnego zdania było już tylko 58 proc. zapytanych.
Przez ostatnie pół roku liczba osób, które nie płacą w terminie rachunków, czynszu i alimentów nieznacznie, ale jednak wzrosła – o 0,04 proc. Arek pisał niedawno, że numerem jeden na liście najbardziej zadłużonych Polaków jest pewien pan z województwa pomorskiego. Zalega on z płatnościami (wszystkimi, nie tylko wobec gmin) na astronomiczną z punktu widzenia przeciętnego konsumenta kwotę 77,5 mln zł.