Masowy bunt fryzjerów i kosmetyczek. Oby reszta Polski nie brała z nich przykładu, bo będzie po nas
Rząd od soboty 27 marca znów zamknął zakłady fryzjerskie i kosmetyczne. Tymczasem branża ma rządowe obostrzenia głęboko w nosie: tylko 9 proc. rzeczywiście zadeklarowało, że dostosuje się do zakazu działalności, a 36 proc. twierdzi, że nie zamknie swoich zakładów, nawet jeśli otrzyma od rządu finansowe wsparcie. Zmroziło mnie.
Pod koniec ubiegłego tygodnia Polacy przypuścili istny szturm na salony fryzjerskie i kosmetyczne, chcieli zdążyć, zanim z powodu lockdownu firmy te znowu zostaną czasowo zamknięte. Zaczęło się jeszcze w trakcie trwania konferencji prasowej, podczas której premier i minister finansów ogłaszali swoje decyzje.
Szaleństw było takie, że Booksy - polska startupowa perełka, która podbija świat - platforma służąca do rezerwacji wizyt w salonach urody na chwilę padła. Ruch w aplikacji na stronie Booksy wzrósł nagle 15-krotnie, a tempo tego wzrostu było nawet o 30 proc. większe niż w maju ubiegłego roku, kiedy z kolei rząd ogłaszał odmrożenie branży beauty.
Okazuje się, że całe to szaleństwo było chyba niepotrzebne, bo branża rządu wcale nie słucha i cały czas obsługuje klientów, aby nigdy nic.
To pierwszy tak powszechny bunt
Inicjatywa Beauty Razem, zrzeszająca ponad 50 tys. osób - fryzjerów, kosmetyczki, wizażystki, manikiurzystki, barberów - przeprowadziła w swoim gronie ankietę na próbce tysiąca przedsiębiorców, pytając, czy rzeczywiście zamknęli swoje zakłady zgodnie z nakazem rządu, o czym pisze „Gazeta Wyborcza”.
Okazało się, że jedynie 9 proc. zadeklarowało bezwarunkowe dostosowanie się do rządowych obostrzeń. 54 proc. powiedziało, że owszem, zamknie swoje salony, ale dopiero kiedy otrzyma rządową pomoc, a 36 proc. powiedziało wręcz, że nie zaprzestanie działalności podczas lockdownu, nawet jeśli otrzyma pomoc w ramach tarcz.
To już jest prawdziwy bunt! Chyba pierwszy taki, bo poprzednie nie były aż tak masowe. Głośno było i zbuntowanych restauratorach, ale należy przyjąć jednak, że to raczej co 10. nie stosował się do obostrzeń, tu jednak tylko co 10. ma zamiar się zastosować.
I to przerażające, biorąc pod uwagę, że w wielu regionach Polski brakuje już respiratorów i choćby miejsc w szpitalach, a trzecia fala pandemii będzie prawdopodobnie najgorsza i najdłuższa. Jeśli naprawdę nie zamkniemy na kilka tygodni gospodarki, sytuacja epidemiczna będzie dramatyczna. Mam więc nadzieję, że śladami kosmetyczek nie pójdą jednak inni przedsiębiorcy.
I włóżmy od razu miedzy bajki opowiadanie, że przecież branża jest bezpieczna, działa w odpowiedzialny sposób, dezynfekuje wszystko co się da i nosi maseczki. Nawet jeśli, to wcale nie znaczy, że jest bezpieczna w 100 proc. W 100 proc. bezpieczne jest tylko niespotykanie innych ludzi. Ani fryzjera ani współpasażerów autobusu, w drodze do tego fryzjera.
Lockdown najbezpieczniejszej branży usługowej jest naszym zdaniem absurdem, który nie ma żadnego uzasadnienia
- oceniał przedstawiciel inicjatywy Beauty Razem Michał Łenczyński.
A ja zaczynam mieć poczucie, że absurdem jest wprowadzanie ograniczeń i nie pilnowanie, by były przestrzegane i to w sposób zdecydowany.
Przycupnij i czekaj na katastrofę
I nie - to nie jest hejt na kosmetyczki, bo z drugiej strony nie ma im się co dziwić. Salony urody nie zostały objęte ani wsparcie ze strony rządowych tarcz, ani PFR. Zdaje sobie sprawę, że ci ludzie walczą o przetrwanie. Branża szacuje, że w konsekwencji pierwszego lockdownu straciła ponad 7 mld zł, a każdy kolejny dzień zamknięcia kosztuje ją ponad 127 mln zł przychodu.
W dodatku to bardzo często mikrofirmy, które są najmniej odporne na wstrząsy - nie dysponują oszczędnościami, jednocześnie mając niewielką, jeśli nie żadną już teraz, zdolność kredytową.
Absurdem jest, że rząd zakazuje działalności firmom, a jednocześnie nie proponuje im żadnej pomocy, a liczy na współpracę. Owszem, w ubiegłym tygodniu odbyło się spotkanie branży beauty z Ministerstwem Rozwoju, Pracy i Technologii. Przedsiębiorcy domagali się zwolnienia ze składek ZUS za marzec, a potem za każdy kolejny miesiąc, który będzie objęty lockdownem, wypłacenia szybkich dotacji w wysokości 5 tys. zł na pokrycie bezpośrednich kosztów dla działalności mających PKD związane z branżą beauty oraz wypłatę świadczeń postojowych dla przedsiębiorców i osób zatrudnionych na podstawie umów cywilno-prawnych. A na koniec jeszcze bezwarunkowe umorzenie subwencji PFR z pierwszej tarczy.
Czy to dostaną? Ministerstwo najwyraźniej jeszcze myśli. I póki nic nie wymyśli, fryzjerzy i kosmetyczki dalej będą chodzić i zarażać - siebie i innych, tak jak wszyscy pozostali. I to będzie wina rządu, który liczył, że cała grupa przedsiębiorców po wysłuchaniu konferencji prasowej powie: ok, premier karze, to teraz przycupnę i będę ze spokojem patrzeć, jak moja firma bankrutuje.
Ale jeśli branża w końcu otrzyma pomoc, ale nadal nie zaprzestanie działalności, jak deklaruje 36 proc. ankietowanych, wtedy będzie miała na sumieniu część chorych i jeszcze dłuższe tkwienie w lockdownie. No, chyba że to ta część, która uważa, że żadnej pandemii nie ma…