REKLAMA

Lody od Ekipy to przy tym niewinny żart. Jako boomer jestem przerażony

Znacie Friza, Fagatę i Blowka? Jeżeli nie to chyba warto zacząć zapoznawać się z ich twórczością, bo wchodząc za moment do sklepu albo restauracji, przyjdzie wam strzelać w ciemno jak przy pierwszej wizycie w hinduskiej knajpie. Jedzenie coraz częściej obrandowane jest twarzami youtuberów oraz instagramerek i bynajmniej nie pełni funkcji zapychaczy menu. Ba, najnowszą decyzję pewnej znanej sieci traktuję wręcz jako ruch w drugą stronę – współpraca z influencerem ma pomóc jej wrócić do czasów świetności.

lody-Ekipa-cena
REKLAMA

Wiem, zabrzmię jak boomer. Sieć Sphinx kojarzę całkiem nieźle a youtubera o nazwie Blowek co najwyżej z nazwy. A mimo to najnowsza kooperacja nie wydaje mi się próbą przylgnięcia tego drugiego do znanej marki gastronomicznej.

REKLAMA

Wytłumaczmy najpierw, o co chodzi. Wraz z początkiem tygodnia gruchnęła wieść, że burgery od Karola „Blowka” Gązwy będzie można kupić w opcji na wynos w sieci Sphinx. Na początku pomyślałem: „no świetnie, kolejna akcja a’la lody od Ekipy”. A potem szok. Okazuje się, że burgery już są na rynku i podobno świetnie się sprzedają. Zarządzający Blow Burgers mówi w komunikacie prasowym, że od lutego tego roku poszły w dziesiątkach tysięcy sztuk.

Intuicyjnie wyczuwam, że wprowadzenie kanapek do oferty Sphinksa ma więc raczej na celu reperowanie wizerunku byłego potentata branży gastronomicznej, który cały czas podnosi się po pandemii i jest w trakcie postępowania restrukturyzacyjnego. Blowek ma w tej strategii za zadanie przyciągnąć do restauracji pokolenie Z, a co najmniej zwiększyć jej rozpoznawalność w tym segmencie klientów.

To Blowek wybrał Sphinksa, nie na odwrót

To dość gruba zmiana w myśleniu o sprzedaży jako takiej. Do tej pory dostawcy pojawiali się pod znanymi szyldami dużych firm raczej po prośbie, bo współpraca mogła znacznie zwiększyć ich obroty. A tutaj?

W ten sposób influencerzy mogą stać się powoli ważniejsi od części sieci, które zapewniają im dystrybucję. Po głębszym namyśle wcale mnie to nie dziwi. Internetowi twórcy znaleźli nową drogę do błyskawicznej monetyzacji swojej popularności.

Szlak przetarła Ekipa i jej lider - Karol Friz Wiśniewski. Gdy w ubiegłym roku razem z marką Koral youtuberzy wypuścili specjalną linię lodów Polska dosłownie oszalała. Przysmaki szybko zniknęły ze sklepów, a Koral mógł dumnie obwieścić, że żadna nowość w jego historii nie miała lepszego startu. Rozumiecie? Firma istnieje od przeszło 40 lat, ale rekordy bije dopiero dzięki grupce 20-latków.

Rynek influ bywa łajany przez opinię publiczną

Trudno odmówić mu skuteczności. Próbując kopiować swój pierwszy sukces, Friz wypuścił także napój i donuty. Konkurencja również nie próżnuje.

Agata Fąk (Fagata) zadebiutowała w Biedronce z własnymi płatkami śniadaniowymi. Chciałbym napisać o niej coś więcej, ale szczerze mówiąc kojarzę tę panią wyłącznie z nagrania, o którym słyszała pewnie większość z was. Influencerka dzieliła się w nim planami na życie, obejmującymi związanie się z bogatym facetem, by nie musieć pracować.

Idźmy dalej. Raper Patryk „Kizo” Woziński ma już w portfolio mrożoną pizzę i batony. Ekipa Warszawski Koks, która wykręca potężne liczby na YouTube dzięki filmikom z siłowni, sprzedaje w tradycyjnych dyskontach wafle kukurydziane i energetyki, a w ich internetowym sklepie oferta jest jeszcze szersza.

Efekt? Gdy na kanale YT jedna z youtuberek podjęła się wyzwania, by przez cały dzień jeść wyłącznie żywność sygnowaną markami różnych influencerów, okazało się, że nie było z tym najmniejszego problemu. Wszystko dostępne od ręki, wystarczyło udać się do najbliższego spożywczaka.

Czy mnie to martwi? Szczerze mówiąc, trochę tak. Nic ujmując lodom Koral, trzeba zauważyć, że sprzedawały się one świetnie wyłącznie dzięki opakowaniu z napisem Ekipa. Na podobny efekt liczy zapewne większość twórców, dzięki czemu możemy się spodziewać, że jakość produktów zejdzie na dalszy plan.

REKLAMA

Biorąc pod uwagę tempo, w jakim rozprzestrzenia się influenceryzm, zaczynam mieć obawy, czy za chwilę nie obudzę się w sklepie prezentującym na półkach całe youtubersko-instagramowo-tiktokowe uniwersum. W restauracji będę natomiast wybierał między sznyclem Genzie (nowy projekt Friza) a burgerem Blowka. A potem popije to napojem od Ekipy.

Świat celebrytów i influencerów wdziera się w życie każdego z nas, czy tego chcemy, czy nie. Nie pomaga już nawet wyłączenie internetu. Mój wewnętrzny boomer krzyczy: ratunku! Ale pragmatyczny szept podpowiada z boku: „ucz się, bratku, dram i włącz High League, bo niedługo nie będziesz potrafił zrobić zakupów na śniadanie".

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA