Polska importuje węgiel na potęgę. Sprowadzamy go niemal z każdego kontynentu
Zbyt rozpasły import węgla był przez lata solą w oku związkowców górniczych. Przez co, jak twierdzili, dobijane było polskie górnictwo, którego możliwości produkcyjne sukcesywnie malały. Pretekstem do zmiany tego trendu miało być embargo na węgiel z Rosji. Chociaż szybko okazało się, że polskie spółki wydobywcze na wiele nie pomogą. To efekt zaciąganego przez lata hamulca inwestycyjnego. I jaki jest efekt? Z zagranicy sprowadzamy jeszcze więcej węgla niż do tej pory. Importujemy węgiel niemal z każdego kontynentu.
Mogę to zagwarantować. Spółki Skarbu Państwa nie będą więcej importować węgla - stwierdził w kwietniu 2020 r. wicepremier i szef resortu aktywów państwowych Jacek Sasin. Te słowa miały przede wszystkim uspokoić górników i spełnić ich podstawowy warunek: żeby w końcu Polska sprzedawała więcej węgla z Polski, a nie sprowadzała go z całego świata. Być może był to element kampanii wyborczej, w czerwcu 2020 r. odbyły się w naszym kraju wybory prezydenckie. A być może w ten sposób Sasin chciał wyłącznie udobruchać górników i dodatkowo nie podgrzewać atmosfery przy okazji negocjacji warunków podpisanej ostatecznie umowy społecznej.
Szybko jednak okazało się, że za słowami wicepremiera i ministra aktywów państwowych niewiele się kryje. W sumie w 2020 r. do Polski sprowadziliśmy 12,82 mln ton węgla, z czego najwięcej bo 9,44 mln t pochodziło z Rosji. Potem o tych liczbach wszyscy na chwilę zapomnieli. Układano harmonogram zamykania kopalni, górnicy wywalczyli m.in. indeksację swoich zarobków na następne lata. I szykowano się do sprzątania aktywów węglowych po spółkach państwowych. Import węgla do Polski tak po prawdzie przestał kogokolwiek przejmować, aż do czasu ogłoszenia embarga na węgiel z Rosji - w odpowiedzi na napaść na Ukrainę. Premier Mateusz Morawiecki, niczym Jacek Sasin dwa lata wcześniej, z dumą mówił, że rosyjski węgiel już się w Polsce nie pojawi. Przemilczał jednak to, jaki opał go zastąpi. Nasze spółki mogły dorzucić jakiś milion ton, może półtora, ale nie więcej. A co z resztą? Teraz już znamy odpowiedź na to pytanie.
Import węgla do Polski w doskonałej formie
Jak dowiedziała się Dziennik Gazeta Prawna: chociaż Polska rzeczywiście przestała kupować węgiel w Rosji i na Białorusi, to i tak więcej importuje niż jeszcze rok wcześniej. Zgodnie z danymi przekazanymi przez Ministerstwo Klimatu i Środowiska w pierwszym półroczu 2022 r. import węgla do Polski realizowany był w sumie z 15 państw. Węgiel sprzedawały nam: Australia, Białoruś, Chiny, Indonezja, Kanada, Kazachstan, Kirgistan, Kolumbia, Mozambik, Norwegia, RPA, Rosja, Stany Zjednoczone, Ukraina, Wielka Brytania.
W sumie tego węgla kupowanego zagranicą wyszło między styczniem a czerwcem 2022 r. na 7,6 mln t. W analogicznym okresie rok wcześniej było mniej, bo 7,1 mln t. Czyli mamy do czynienia ze wzrostem na poziomie ok. 6,5 proc.
Węgiel rozpycha się łokciami na całym świecie
Okazuje się, że handel węglem kwitnie na całym świecie, w czym pomaga przede wszystkim kryzys energetyczny. W okresie styczeń-czerwiec 2022 r. globalne załadunki węgla wzrosły o 1,5 proc. patrząc rok do roku, do 572,7 mln t, z 564,1 mln t w pierwszej połowie 2021 r.
Obecnie UE odpowiada za 10,4 proc. światowych przewozów węgla morskiego. Import węgla morskiego do Unii w ciągu 2021 r. wzrósł o 30,3 proc. patrząc rok do roku do 87,1 mln ton. Eksperci są zgodni: Europa przyspieszyła import węgla w odpowiedzi na możliwość zmniejszenia dostaw gazu z Rosji.
Okazuje się jednak, że Rosja nadal w pierwszym półroczy 2022 r. była największym dostawcą węgla do UE. W tym czasie import z Rosji wzrósł o 0,2 proc. do 18,2 mln t. W pierwszym kwartale było to 9,1 mln ton (spadek o 1,6 proc.), a w drugim - 9 mln t (wzrost o 2,1 proc.).