REKLAMA

Złoty na dnie? Jeszcze chwila i będziecie z łezką w oku wspominać ostatnie spadki

Perspektywy przed złotym malują się słabe. A może być dramat. Wystarczy, że rząd pójdzie na noże z Brukselą, a zatęsknimy za spadkami z ubiegłego tygodnia. Sytuacja jest poważna, bo banki wciąż nie traktują konfliktu poważnie. I módlmy się, by miały rację.

Złoty na dnie? Jeszcze chwila i będziecie z łezką w oku wspominać ostatnie spadki
REKLAMA

Złoty w razie ostrego konfliktu z Brukselą straciłby na wartości bardzo dużo. Dr Wojciech Paczos, makroekonomista z Uniwersytetu w Cardiff i PAN wskazuje, że duże banki nie przyjmują do wiadomości, że może nastąpić załamanie w relacjach Polski z Unią Europejską. Jego zdaniem nikt tego jeszcze nie kalkuluje. Może powinien, ale zupełnie nie wiadomo, jak wyceniać takie ryzyko. A to znaczy, że jeśli to naprawdę nastąpi, wtedy złoty się nie pozbiera.

REKLAMA

Złoty najsłabszą walutą świata? Nic dziwnego, w ostatnich tygodniach notował poziomy najniższe od kilkunastu lat. To sprowokowało nawet prezesa NBP do interwencji słownej, by wzmocnić polską walutę, ta jednak nic nie dała. Kilka dni później tego samego manewru próbował sam premier Mateusz Morawiecki. Notowania złotego udało się podbić, ale tylko na chwilę, dokładnie na cztery godziny. Gdy gruchnęła wieść, że pojawił się nowy wariant koronawirusa, z naszej waluty nie było co zbierać.

I niestety wygląda na to, że z rynkiem nie wygramy, bo rynek prawdopodobnie ma w pamięci to, co wydarzyło się rok temu. Szef NBP wówczas celowo osłabił złotego. Chodziło o to, by zwiększyć zysk NBP na koniec roku i w związku z tym więcej pieniędzy przekazać do budżetu państwa. 

Rynki zakładają, że prezes NBP w tym roku może zrobić dokładnie to samo, dlatego grają na osłabienie polskiej waluty. A że przecież dopiero co wysłał sygnał, że w tej chwili słaby złoty nie jest mu na rękę? W tej chwili to nie ma znaczenia.

Rynki nie wierzą w opowieści posła Suskiego

Ale nie to jest najciekawsze, jeśli chodzi o przyszłość złotego. O wiele większe znaczenie może mieć ciągnące się od miesięcy spięcie z Unią Europejską, czego efektem tego brak akceptacji dla polskiego Krajowego Planu Odbudowy wartego 58 mld euro.

I nie ma znaczenia, że na początku października przepełniony dumą poseł PiS Marek Suski przekonywał na antenie Polsatu, że Polska może sobie spokojnie bez tych środków poradzić. Rynki mają inne zdanie niż pan poseł. A najgroźniejsze jest to, że owe rynki jeszcze tego nie kalkulują. Taka potencjalnie zła wiadomość nie jest jeszcze wliczona w obecną słabość złotego.

Bardzo się obawiam, że rynki nie wyceniają jeszcze możliwości, że Polska nie dostanie europejskich środków z Krajowego Planu Odbudowy, bo po prostu nie są w stanie określić ryzyka. Bo to właściwie jest niepewność, nie ryzyko, więc nie da się tego wycenić

– powiedział mi niedawno dr Wojciech Paczos.

Duma posła Suskiego, czyli euro po 5 zł

Wojciech Paczos jest makroekonomistą, pracownikiem Uniwersytetu w Cardiff i Polskiej Akademii Nauk, a także członkiem grupy ekonomistów Dobrobyt na Pokolenia. Jak podkreślił, jego obawy podzielają też analitycy walutowi.

REKLAMA

Duże banki jeszcze nie do końca przyjmują do wiadomości, że może nastąpić załamanie w relacjach Polski z Unią Europejską, one są bardzo optymistycznie nastawione

– twierdzi ekspert

A to oznacza, że największe uderzenie w polską walutę może być dopiero przed nami. Lepiej więc schłodzić wielką polską dumę drzemiącą w pośle Suskim i jeszcze kilku innych politykach, bo chyba nikt nie chciałby zobaczyć euro za 5 zł.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA