REKLAMA

To doskonały moment, żeby przeorać 500+. Przypomnieliśmy sobie, że wychował nas prof. Balcerowicz

Dotąd nie było lepszego momentu, żeby ruszyć 500+, może nie zlikwidować, ale na przykład wprowadzić kryterium dochodowe. Politycy z każdego zakątka sceny politycznej uznawali, że Polacy tego nie wybaczą, tymczasem okazuje się, że większość Polaków wcale nie chce podniesienia świadczenia z 500 do 800 zł. Dlaczego? Bo w polskim społeczeństwie zaszła jakaś poważna zmiana, którą można podsumować krótko: przez drożynę przypomnieliśmy sobie, że przecież wszyscy jesteśmy dziećmi prof. Leszka Balcerowicza.

To doskonały moment, żeby przeorać 500+
REKLAMA

Waloryzacja 500+ do 800+ miała być kampanijnym hitem. Nie była. Tuż po jej ogłoszeniu sondaże PiS-u niemal nie drgnęły. Co więcej, na portalach społecznościowych więcej było dyskusji krytycznych niż tych przepełnionych zachwytem.

REKLAMA

Polacy przeciw 800+

Ba! Badanie SW Research dla rp.pl przeprowadzone jeszcze w maju pokazało, że za waloryzacją do 800 zł jest zaledwie 34,8 proc. respondentów, przeciwko jest za to 50,8 proc. Co ciekawe, więcej niż co trzeci badany (32 proc.) z dochodem do 2000 zł netto uważa, że wysokość 500+ nie powinna wzrastać, choć przecież osobom w niskich przedziałach dochodowych powinno na tym zależeć.

To jeszcze świeższe wyniki: CBOS o to samo zapytał Polaków już w czerwcu i w tym badaniu jest niby lekka przewaga zwolenników podniesienia 500+ do 800+, ale jest ona minimalna: 50 proc. badanych jest „za”, 46 proc. jest „przeciw”. I to raczej żaden szał wobec postaw w maju, bo pamiętajmy, że CBOS jest państwowym ośrodkiem badawczym…

Poza tym, jak zaznacza sam CBOS, wśród badanych, którzy opowiadają się za waloryzacją świadczenia, częściej pada odpowiedź „raczej popieram” (27 proc.) niż „zdecydowanie popieram” (23 proc.), a tymczasem w grupie osób niepopierających tej propozycji znacznie więcej jest zdecydowanych (27 proc.) niż umiarkowanych (19 proc.) przeciwników.

Źródło: CBOS

Dziwne? Polacy nagle przestali kochać 500+? Tak, coś zdecydowanie zmieliło się w naszych głowach. Nie samo. Zmieniła nas inflacja i drożyna, za którą w powszechnym mniemaniu odpowiadają „pieńćsetplusy”. Chłopski rozum ciągle nam podpowiada, że to „rozdawnictwo” jest winne inflacji (mimo że dane temu przeczą).

Efekt?

Zaczęliśmy się bać rozdawnictwa i tylko Mentzen ma otwarte ramiona

Zaczęliśmy bać się państwa socjalnego, opiekującego się najsłabszymi i skręciliśmy znowu w stronę liberalnego egoizmu. Czas zacząć dbać znów przede wszystkim o swój własny tyłek.

Marcin Duma, szef IBRiS-u sugeruje, że przerabiamy właśnie wielki powrót neoliberalizmu. Polacy w trudniejszych czasach przypomnieli sobie, że ostatecznie wszyscy jesteśmy dziećmi prof. Leszka Balcerowicza, to on na wychował, on nauczyć, jak myśleć o gospodarce. PiS na chwilę ten sposób myślenia w znacznej części społeczeństwa odwrócił, ale wygląda na to, że tylko na chwilę. Inflacja wywróciła ten stolik.

Dowód? Sondażowe sukcesy Konfederacji. Cieszy się ona obecnie ok. 12 proc. poparciem, ale według IBRiS to dopiero początek, bo sufit dla tej partii jest nawet w okolicach 20-21 proc. Nic dziwnego, to jedyna liberalna partia obecnie na scenie politycznej, odkąd Donald Tusk zaczął ścigać się na rozdawnicze obietnice z PiS.

Skąd tak wysoki sufit dla Konfederacji, że zagłosować mógłby na nią nawet co piąty Polak? - zastanawiacie się? Przecież wszyscy wiedzą, że na Konfederację głosują tzw. incele, modzi mężczyźni do 24 roku życia, zwykle niepozostający w związkach ani formalnych, ani nieformalnych. Nieważne, czy z małego, czy z dużego miasta, wyróżnikiem jest to, że nienawidzą państwa i kobiet.

Otóż błąd! Ta wizja na temat wyborców Konfederacji jest już nieaktualna. Badania IBRiS pokazują bowiem jasno, że do inceli dołączyli starsi z grup wiekowych 30-39 lat oraz 40-49 lat. I to wcale nie jest jedyna zmiana. Na Konfederację gotowe są głosować również kobiety i to one mogą całkiem solidnie podbijać jeszcze sukcesy sondażowe Konfederacji.

Nie mieści wam się to w głowie? Ciągle macie obraz Janusza Korwina-Mikke gardzącego kobietami? Kolejny błąd, Korwin został zamknięty w szafie, a Mentzena nie obchodzą światopoglądowe kwestie. Może i palnął coś kiedyś o zakazie rozwodów, żeby te rozbestwione, zanadto wyemancypowane kobiety nie ważyły się odchodzić od swoich mężów, ale to z kolei nie obchodzi kobiet. Dlaczego?

Bo nas wszystkich teraz najbardziej obchodzi drożyna i nic innego się nie liczy. A Mentzen obiecuje obniżenie podatków, snując wizję, że dzięki temu każdego będzie stać na dom z ogródkiem, elektrycznego grilla i dwa samochody. I kobiety chcą tego tak samo, jak mężczyźni.

No ok, w elektoracie Konfederacji ciągle jest trochę mniej kobiet niż w elektorach innych partii, ale jednak, o ile dotąd przewaga mężczyzn wynosiła pięć do jednego, o tyle teraz już tylko sześć do czterech - wyliczał niedawno Marcin Duma w „Rzeczpospolitej”.

Zmarnowana okazja

No więc jest ten dom z ogródkiem, jest grill i dwa BMW i jest wizja państwa socjalnego, którą oferują wszyscy poza Konfederacją, ale ona nijak do tych BMW nie pasuje. No i mamy neoliberalny zwrot.

Adam Sieńko, kiedy tak sobie rozmawialiśmy redakcyjnie, skomentował: „czyli po piekle zafundowanym przez przegrywów transformacji ustrojowej będziemy mieli piekło urządzone przez młodą wielkomiejską klasę średnią”.

Ja raczej myślę, że nie tak szybko, bo politycy największych sił politycznych w Sejmie jeszcze tego nie zrozumieli. Właśnie na ostatnim posiedzeniu Sejmu zajmują się projektem noweli ustawy o podniesieniu świadczenia 500+ do 800+ i sondaże pokazujące, że Polacy są przeciwni, zupełnie ich nie ruszają.

REKLAMA

A to taka dobra okazja, żeby wprowadzić choćby próg dochodowy dla tego świadczenia. Obstawiam, że nikt by się nie zająknął w geście protestu. Jakaż to zmarnowana okazja.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA