Rada Ministrów przyjęła projekt budżetu na 2020 r. Zgodnie z wcześniejszymi deklaracjami, projekt nie zakłada deficytu. — Mamy tu na dwóch szalach wagi — wydatków i dochodów — taką samą sumę. To bardzo rozsądny budżet — opowiadał po posiedzeniu rządu premier Mateusz Morawiecki. Poza pewnikiem w postaci pieniędzy z OFE, jego realizacja wisi jednak na znaczącym wzroście dochodów z VAT. A to dość niepewna sprawa.
To ma być pierwszy w III RP całkowicie zrównoważony budżet — wydatki i dochody na poziomie 429,5 mld zł Bez grosza pod kreską. Z początku doniesieniom nikt nie chciał dawać wiary. Szczególnie że w rozmowie z radiową Jedynką szef Kancelarii Prezesa Rady Ministrów Michał Dworczyk zadeklarował, że jednocześnie zostaną utrzymane wszystkie socjalne zobowiązania i ulgi wprowadzone przez obecny rząd.
A tego w ostatnim czasie nieco nam się nazbierało. Pisaliśmy już, że kolejne obietnice sprawiły, że premierowi Morawieckiemu skończyły się pieniądze na dalsze wydatki. I, że chcąc stosować się do reguły wydatkowej, nie może zrobić już ani kroku naprzód. Ba, musi dodatkowo uchwalić nowe podatki i zastosować kontrole w rodzaju testu przedsiębiorcy. A i tak na koniec roku deficyt ma przekroczyć 28 mld zł.
Jak zasypiemy deficyt budżetowy?
A jednak. Strona rządowa zaklina, że w przyszłym roku o deficycie nie będzie mowy. Skąd te wyliczenia? Jak pisał Arek Braumberger, w przyszłym roku budżet państwa otrzyma jednorazowy zastrzyk gotówki w postaci 20-30 mld złotych. Te pieniądze będą pochodzić z 15-procentowej opłaty, którą państwo pobierze za przekazanie pieniędzy z OFE na Indywidualne Konta Emerytalne, a nie Pracownicze Plany Emerytalne.
A to oznacza, że tegoroczny deficyt zostanie pokryty nawet z lekką nawiązką. To z jednej strony świetna wiadomość, bo ekonomiści od dawna apelowali, że czasy dobrej koniunktury nie są dobrym momentem na szastanie pieniędzmi (inna sprawa, że te właśnie dobiegają końca). Z drugiej strony, wygląda jednak na to, że rząd zdecydował się zamrozić wszystkie wydatki, poza tymi, które zdążył obiecać przed wyborami.
Poza tym jednym pewnikiem założenia dotyczące braku deficytu są efektem... optymistycznych prognoz dotyczących sukcesów w dalszym uszczelnianiu VAT. Eksperci opowiadają wprawdzie, że potencjał do likwidacji luki VAT jest coraz mniejszy, ale rząd zdaje się tym nie przejmować. Założenia na 2020 r. mówią, że uda się wycisnąć dodatkowe 20 mld zł. Czyli tylko o 10 mld zł mniej niż na samym początku walk z karuzelami VAT-owskimi.
Mocno w górę mają też pójść dochody z tytułu CIT — z 34,8 mld do 41,8 mld zł. A to oznaczałoby kolejne 7 mld zł w budżecie państwa.
Pieniądze w służbie zdrowia
Same środki z OFE nie wystarczą, bo rząd deklaruje też zwiększanie wydatków służbie zdrowia. Wczoraj dowiedzieliśmy się przecież, że wydatki na służbę zdrowia w 2020 roku mają przekroczyć 5 proc. PKB (obecnie 4,86 proc.). A to znaczy, że w systemie znajdzie się łącznie ok. 110 mld zł.
Podwyżki podatków nieuniknione
Utrzymanie budżetu nad kreską będzie też zapewne wymagało realizacji kilku niepopularnych zapowiedzi, takich jak wprowadzenie testu przedsiębiorcy, oskładkowania umów-zleceń (3 mld zł rocznie), czy likwidacji limitu składek ZUS (7,5 mld zł). Tylko te trzy szybkie strzały mogą dać dodatkowe kilkanaście miliardów złotych rocznie. Ale o ich procedowaniu nie dowiemy się raczej przed wyborami.
I choć z zatrzymania licznika naszego zadłużenia wypadałoby się cieszyć, to okoliczności skłaniają raczej do lekkiej zadumy. Oby te oszczędności nie odbiły na się wszystkim głośną czkawką.