Żabki upodabniają się powoli do kiosków ze swojego schyłkowego okresu. Asortyment usług staje się tak szeroki, że gdybym zapomniał wykupić OC dla samochodu, niechybnie ruszyłbym w stronę najbliższej placówki. W ciemno. I - uwaga - niewiele bym się pomylił. A jeżeli poczekamy jeszcze kilka miesięcy, może się okazać, że nie pomyliłbym się wcale. (babij/Flickr.com/CC BY-SA 2.0)
Podejrzewam, że większość z was zna to frustrujące uczucie na stacji benzynowej, gdy wpadamy tylko zapłacić za wachę, a w kolejce do kasy schodzi nam się 10 minut. Jedna osoba robi zapasy na weekend i wynosi kilka butelek procentowych napojów. Druga wpadła tylko po kawę i hot dogi. Trzecia przyszła tylko po paliwo, ale po namyśle stwierdza, że też by coś zjadła. Pracownik odrywa się więc od kasowania i migiem przeistacza się w kucharzo-kelnera. A czas leci.
Głupio mieć oczywiście pretensje do obsługi, a tym bardziej do klientów. Za każdym razem, gdy właściciel sieci stacji paliw lub sklepów rozszerza asortyment trzeba liczyć się z tym, że ktoś będzie chciał z niego skorzystać.
Tak samo będzie w Żabkach
Wyobraźmy sobie pewną wcale-nie-hipotetyczną sytuację. Wbiegacie rano do sklepu po butelkę z sokiem i drożdżówkę. Wiadomo, sklepy osiedlowe są idealne do takich zakupów ze względu na rozmiar i małe kolejki do kasy. Tym razem klientów jest jednak nieco więcej niż zazwyczaj. Nadstawiacie uszu i sytuacja wydaje się jakby znajoma.
Pierwszy klient słyszał o kumulacji w Lotto i postanowił kupić kupon Totalizatora Sportowego. Drugi wypłaca gotówkę, bo bankomat obok ma awarię. Trzeci oddaje swoje mokasyny do naprawy, bo dowiedział się o akcji Odpicuj sobie buty. Czwarty odbiera paczkę kurierską. Kolejne dwie osoby tylko wmieszały się w tłum ludzi, bo w sklepie brakuje już miejsca. Jedna zakłada sobie konto bankowe, skanując kod QR, druga oddaje butelki do recyklingu.
Przed nami już tylko kilku klientów. Niektórzy przyszyli po ubezpieczenie (taką usługę zapowiedział w rozmowie z Wirtualnymi Mediami dyrektor generalny Żabka Polska), inni - o dziwo - mają w rękach tylko bułki, parówki i gotowe obiady. Szaleni.
Ale mówiąc już bardziej poważnie.
Żabka z każdą taką współpracą traci swój podstawowy atut
Wszystkie powyższe usługi Żabka wprowadziła u siebie w ostatnich miesiącach lub zapowiada ich wprowadzenie w najbliższym czasie. Jeżeli klienci potraktują rozszerzone portfolio sieci poważnie obawiam się, że będziemy mogli pożegnać się z błyskawicznymi zakupami. Co za dużo, to niezdrowo, a taki niewielki płaz powinien szczególnie uważać z żarłocznością.
Dyrektor sieci mówi, że jego firma nie zamierza konkurować z innymi sklepami „na cenę oleju czy mąki". Słusznie, choć wydaje mi się, że nigdy tego nie robiła, bo ceny zawsze były zdecydowanie wyższe, niż w sklepach wielkoformatowych. Być może spółka uznała po prostu, że dociśnięci inflacją konsumenci przestaną do niej wpadać, nawet po drobne zakupy. I stąd desperacja walka o każdego klienta.
Swoją drogą, przestaje mnie dziwić, że Żabki zaczęły obiecywać dowóz hot dogów w… plener. Już niedługo może to być jedyna możliwość, żeby szybko ogarnąć w nich coś do jedzenia.