Producent papierosów apeluje: rzućcie palenie. Przy tej kampanii obrazki na paczkach wymiękają
Przystanki autobusowe, budynki, samochody, place zabaw i wiele, wiele innych miejsc to w Polsce od dawna strefa wolna od dymka. Wraz ze wzrostem świadomości dotyczącej szkodliwości palenia papierosów, liczba restrykcji wobec palaczy rośnie. By pozostać przy paleniu, trzeba mieć dzisiaj naprawdę dużo samozaparcia, bo zniechęcać do fajek zaczął nawet… jeden z największych koncernów tytoniowych na świecie.
Każdy, kto choć raz widział na oczy paczkę papierosów, musiał zauważyć obrzydliwe, zajmujące pół opakowania obrazki z poczerniałymi od dymu płucami i ludźmi o skrzywionych ze wstrętu twarzach. Według Komisji Europejskiej to skuteczne narzędzie, skłaniające ludzi do myślenia. Wyniki badań dotyczących rzeczywistych efektów tych działań nie powalają jednak na kolana.
Dlaczego? Zdaniem wielu ekspertów część osób nigdy nie zdecyduje się na rzucenie palenia. Choć liczba palaczy w rozwiniętych krajach się zmniejsza, badania dowodzą, że co trzeci miłośnik dymka nie zrezygnuje z kupowania papierosów. I żadne restrykcje tego nie zmienią.
Niektórzy się po prostu nie zmienią
Dobrze pokazują to dane, które zabrali naukowcy z University of Washington w Seattle w USA oraz z University of Melbourne w Australii. Przeanalizowali oni statystyki z lat 1980-2012 ze 187 krajów świata. Okazało się, że w pierwszych latach badania doliczono się 721 mln palaczy, a pod koniec – 967 mln. To jednak cały świat, są przecież kraje, gdzie odsetek na skutek kampanii antynikotynowych jednak spada.
Przykładem takiego kraju jest Polska. W ciągu 4 lat, miedzy 2011 a 2015 rokiem odsetek palaczy zmalał u nas z 31 do 24 proc. Od tego czasu coraz więcej mówiło się o szkodliwości palenia. Mimo to, z badań robionych w 2017 r. wyszło, że procent palaczy w społeczeństwie zatrzymał się na stałym poziomie.
Dlatego Philip Morris, który ruszył z ogólnoświatową kampanią UNSMOKE (co należy chyba tłumaczyć jako odpalanie) zniechęcająca do palenia, podszedł do tematu w nieco inny sposób. Widać to już na przykładzie hasła przewodniego kampanii:
Jak można to rozumieć? Świata nie da się zmienić na lepsze, jeżeli część ludzi tego nie chce. W niektórych przypadkach trzeba po prostu zatrzymać się na etapie minimalizowania szkód.
Palenie oznacza społeczny ostracyzm
Philip Morris opublikował właśnie białą księgę, która do wyobraźni przemawia mi skuteczniej niż nieco abstrakcyjne obrazki na paczkach. Bo w przeciwieństwie do nich, odwołuje się do doświadczeń, które miewa każdy palacz.
Idźmy dalej. Ponad dwie trzecie (69 proc.) osób niepalących stwierdziło, że nie lubi odwiedzać domów palaczy, ponieważ czuje się niekomfortowo, przebywając w pobliżu dymu. Nawet poza domem osoby niepalące twierdzą, że najgorszym zapachem papierosów jest ubranie palacza (77 procent). W epoce Instagrama i szukania potwierdzenia swojej wartości w lajkach, uderzenie w tony akceptacji to chyba najcięższe działo, jakie można wytoczyć.
Co zamiast papierosów?
Philip Morris promuje od kilku lat alternatywę w postaci IQOS. Chwali się, że aerozol, który powstaje w trakcie podgrzewania tytoniu, ma w sobie ponad 90 proc. mniej szkodliwych substancji. No a poza tym nie śmierdzi. Producent pisze, że prawie połowa byłych palaczy (48 proc.), którzy przeszli na alternatywę dla niepalących, zgłosiła poprawę relacji z rodziną i przyjaciółmi od czasu zamiany, a 45 proc. stwierdziło, że ich życie społeczne się poprawiło.
Przy okazji kampanii IQOS, czołowy producent zrobił więc coś, co nie udawało się do tej pory osobom kierującym tego typu kampaniami społecznymi. W sposób przekonujący i operując na twardych liczbach, pokazał, że palenie to relikt przeszłości. Nie tylko dlatego, że szkodzi zdrowiu. Także, a może nawet przede wszystkim dlatego, że osoby palące tradycyjne papierosy osuwają się powoli w społeczeństwie do poziomu pariasa. A to w danym momencie jest trudniejsze do zniesienia niż wizja potencjalnego uszczerbku na zdrowiu w przyszłości.