REKLAMA

UE może nam zablokować dostęp do funduszy. Ale jest jeszcze jeden scenariusz, o wiele ciekawszy i lepszy dla Polski

Prawnicy, których obserwuję w sieciach społecznościowych twierdzą, że wyrok Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej w sprawie legalności tak zwanego mechanizmu warunkowości był pierwszym, który można było oglądać live. A zatem to moment rewolucyjny.

polityka-klimatyczna-UE-Polska-idzie-do-sadu
REKLAMA

Twierdzą tak oczywiście żartobliwie, ale ten żart służy podkreśleniu tego, że moment faktycznie jest dla całej Unii bardzo ważny i to zupełnie nie przez fakt transmisji. Oto bowiem po kilku latach pracy, rozmów, sporów, negocjacji Unia Europejska ma do dyspozycji nowy ważny instrument, który może jej się przydać w sytuacji, w której prawo unijne nie przewiduje wyrzucania kogokolwiek z Unii. 

REKLAMA

Z naszego punktu widzenia jest to także moment przełomowy, bo teraz możemy się spodziewać, że Komisja Europejska za chwilę odpali proces zmierzający do zablokowania nam dostępu nie tylko do Funduszu Odbudowy, ale do zdecydowanej większości funduszy unijnych wypłacanych krajom członkowskim na podstawie zapisów w unijnych budżetach. Oczywiście dla Polski i polskiej gospodarki najlepsza byłaby nie blokada, ale to, co dzięki niej albo dzięki groźbie jej wprowadzenia uda się osiągnąć.

Chodzi o przywrócenie w Polsce zasad praworządności, polegających na tym, że sędziowie są niezawiśli, minister sprawiedliwości za pomocą swoich ludzi ulokowanych w systemie przy pogwałceniu zasad trójpodziału władzy nie może ich karać za to, jakie wydają wyroki, o przywrócenie sytuacji, w której wszystkie organy państwa przestrzegają i stosują wyroki TSUE, uznają, że prawo unijne na mocy traktatów unijnych i polskiej konstytucji obowiązuje w Polsce bez żadnych dodatkowych warunków stawianych przez jakieś krajowe instytucje.

O usunięcie wady Krajowej Rady Sądownictwa polegającej na tym, że została wybrana przez posłów, a nie sędziów, co samo w sobie zaprzecza zasadzie niezależności władzy sądowniczej od ustawodawczej i powoduje, że KRS jest w Europie, w tym w Polsce (poza środowiskiem Zjednoczonej Prawicy) postrzegana jako ciało dysfunkcyjne, sędziowie wskazani przez tę Radę nie są postrzegani jako sędziowie, a wyroki wydawane z ich udziałem są obarczone poważnym ryzykiem podważenia w każdym prawdziwym sądzie.

Tak naprawdę wyrok TSUE jest dla Polski pozytywny

Chaos, który dziś mamy w polskim wymiarze sprawiedliwości jest oczywiście bardzo ważny z punktu widzenia państwa, ale też dla przedsiębiorców i gospodarki. Pewność obowiązywania zawartych umów, niepodważalność prawomocnych wyroków, bezstronność i apolityczność sądu to są fundamenty konieczne dla rozwoju gospodarki rynkowej. Ich wartość jest tak właściwie większa niż te kilkaset miliardów złotych, które Unia może nam teraz przyblokować, używając nowej procedury.

W tym kontekście wyrok TSUE jest dla Polski bardzo pozytywny. Zwiększa bowiem szanse na to, że rząd, który do tej pory niszczył sądownictwo w końcu zejdzie z tej drogi, ponieważ staje się ona właśnie potencjalnie znacznie bardziej kosztowna. Od niedawna widać zresztą zmianę podejścia po stronie polskich władz, pojawiają się projekty ustaw dotyczące Sądu Najwyższego, które mają docelowo odblokować kasę z Funduszu Odbudowy, spełniając przynajmniej część warunków postawionych kilka miesięcy temu przez Komisję Europejską.

Większość opinii na rynkach prezentowanych przez agencje ratingowe czy duże banki inwestycyjne jak Goldman Sachs jest podobna. Polska w końcu ustąpi, bo w obliczu utraty miliardów euro każde inne zachowanie byłoby szaleństwem. Fakt, że teraz Unia ma do dyspozycji kolejny instrument, którego nie da się zablokować i wobec którego polski rząd jest bezbronny i może tylko wyrażać opinie, które mało kogo w Europie interesują dodatkowo zwiększa szanse na szczęśliwe z punktu widzenia obywateli i gospodarki zakończenie. Dlatego to ważne wydarzenie.    

Najpierw Orban i Węgry

Jednak to wszystko nie oznacza wcale, że ta blokada funduszy wydarzy się wkrótce. Co więcej to nawet nie oznacza, że ona w ogóle się wydarzy. Pierwsze komentarze niektórych prawników specjalizujących się w sprawach unijnych wskazują, że Komisja Europejska najprawdopodobniej weźmie na celownik tylko Węgry, a Polskę zostawi na boku, przynajmniej na razie.

Sprawa Węgier jest bardziej ewidentna w kontekście budżetowym, a mechanizm warunkowości dotyczy właśnie budżetu i finansów. Polska środki unijne wydaje sprawnie i nikt dotąd nie wskazywał na jakieś poważniejsze nieprawidłowości z tym związane.

Oczywiście sam fakt braku praworządności wystarczy, aby w ramach tego mechanizmu nam zablokować kasę, ponieważ jest to sytuacja wystarczająco ryzykowna z punktu widzenia bezpieczeństwa unijnych funduszy. Jeśli ktoś je rozkradnie, a w kraju nie ma gwarancji prawidłowego funkcjonowania sądów, to jest to zapewne wystarczający argument dla zablokowania dopływu funduszy do takiego państwa.

U nas jednak jest to tylko kwestia ryzyka, prawdopodobieństwa, że tak się może stać. Tymczasem na Węgrzech koledzy premiera Orbana po prostu te pieniądze rozkradają od lat, budując prywatne, ale i posłuszne partii rządzącej fortuny, co jest dość dobrze udokumentowane. Dlatego Unia najpierw będzie reagować na sytuację, która już istnieje i nie jest hipotetyczna.

Takie same odczucia mają inwestorzy

Tuż po ogłoszeniu wyroku TSUE widać było bardzo ciekawe zachowanie walut Polski i Węgier. Złoty się umacniał, ale forint wyraźnie tracił na wartości. Tak jakby rynek także wskazywał: Węgry będą najpierw.

Czy jednocześnie rozpocznie się takie samo postępowanie wobec Polski nie jest wcale przesądzone. Ale jeśli tak, to rozstrzygnięcia powinniśmy oczekiwać w okolicach sierpnia-września.

Procedura jest rozciągnięta w czasie, polega na dialogu z państwem, którego dotyczy, a polski rząd zapewne będzie wszystko opóźniał tak bardzo jak tylko się da. Czyli będzie czekać dopuszczalne trzy miesiące z odpowiedzią na powiadomienie ze strony Komisji, które jest pierwszym krokiem w tym maratonie formalności. Potem jeszcze po drodze będzie dodatkowy miesiąc na złożenie dodatkowych uwag w kolejnym kroku.

Polski rząd może zatem przeciągnąć sprawę maksymalnie o cztery miesiące. Komisja też zapewne zużyje na kolejne etapy ze dwa miesiące, a na koniec sprawa trafi do głosowania w Radzie UE i tutaj też zapewne upłynie kilka tygodni, załóżmy, że miesiąc. Gdyby więc procedura wystartowała na początku marca, to ostateczną decyzję podjętą większością głosów mielibyśmy na przełomie września i października. A jeśli KE będzie się spieszyć wolniej, to zapewne gdzieś pod koniec roku.

Oby Orban przegrał wybory

W całym tym istotnym dla nas sporze jest jeszcze jeden aspekt, który zrobi się wyjątkowo pikantny, jeśli faktycznie za chwilę Komisja odpali postępowanie wobec Węgier.

3 kwietnia odbędą się tam wybory parlamentarne, których Fidesz Orbana wcale nie musi wygrać. Jego przewaga w sondażach jest dość wątła. Najciekawsza zagadką do rozwikłania w najbliższych tygodniach będzie to, w jaki sposób wdrożenie procedury wobec Węgier zaważy na wynikach wyborów. Jeśli Orban przegra, to otworzy to drogę do ukarania Polski przez Unię według procedury z art. 7 traktatu o UE.

To sprawa, która ciągnie się już kilka lat i prowadzi donikąd, bo końcowa decyzja musi tam być jednogłośna. W tej chwili Polska może wetować karę dla Węgier, a Węgry mogą wetować karę dla Polski i Unia nie może z tym nic zrobić.

Jeśli w Budapeszcie zmieni się rząd i Węgry wypadną z tego układu, nikt Polski nie obroni. A art. 7 mówi o tym, że za łamanie zasad i wartości obowiązujących w Unii (czego polski rząd dopuszczał się wielokrotnie i nadal się dopuszcza) Rada UE może zawiesić prawa państwa członkowskiego z prawem do głosowania w Radzie włącznie.

REKLAMA

W takiej sytuacji rząd PiS zmiękłby zapewne bardzo szybko, a jednocześnie moglibyśmy uniknąć blokady dostępu do unijnych funduszy. Mielibyśmy i praworządność i miliardy euro do wydania.

Rafał Hirsch – dziennikarz ekonomiczny, nagradzany między innymi przez NBP (Najlepszy dziennikarz ekonomiczny 2008) i Stowarzyszenie Inwestorów Indywidualnych (Heros Rynku Kapitałowego 2012). Współtwórca m.in. TVN CNBC i next.gazeta.pl. Obecnie współpracownik Business Insidera i Tok FM. 

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA