REKLAMA

Kabaret na lotnisku w Radomiu. Rząd wygadał się, jak wyglądały negocjacje z liniami lotniczymi

Pierwsze miesiące funkcjonowania portu lotniczego Warszawa-Radom miały wyglądać zupełnie inaczej. Mówiąc brutalnie - to totalna klęska. Pomysłodawcy tego projektu nie powiedzą tego wprawdzie otwartym tekstem, ale porównanie zapowiedzi sprzed wielu miesięcy i zestawienie ich z aktualnymi realiami nie może prowadzić do innych wniosków. Największym hitem jest długa lista przewoźników, którzy po negocjacjach powiedzieli polskiej stronie: dziękujemy, postoimy i popatrzymy z boku.

Kabaret na lotnisku w Radomiu. Rząd wygadał się, jak wyglądały negocjacje z liniami lotniczymi
REKLAMA

Przyznam, że gdy pod koniec kwietnia wiceminister funduszy i polityki regionalnej Marcin Horała rzucił, że lotnisko w Radomiu jest w stanie do końca 2023 r. obsłużyć NAWET 150 tys. osób, zacząłem przecierać uszy ze zdumienia. Nieoficjalny szef polskiego nieba przyznał, że port realnie jest w stanie odprawić zdecydowanie mniej ludzi, niż było to w zapowiedziach. Dolna granica 100 tys. pasażerów, o której wspomniał, to pierwsza zdroworozsądkowa liczba, która padła na temat lotniska w Radomiu od bardzo długiego czasu. Bo rzeczywiście wiele wskazuje na to, że na takim wyniku się zakończy.

REKLAMA

Były dyrektor LOT-u Marek Serafin oszacował na łamach serwisu pasazer.com, że w wakacje port obsłuży około 80 tys. osób. W zimę czartery mogą zniknąć, a dalsza obecność naszego narodowego przewoźnika stanie pod znakiem zapytania. Jeżeli okaże się, że zainteresowanie lotami do Warny, Prewezy czy Rzymu poza sezonem będzie nikłe, nie będzie żadnej ekonomicznej podstawy do ich kontynuowania. Wtedy okaże się, że prognozowane przez ministra Horałę 150 tys. będzie wręcz gigantycznym sukcesem. Późną jesienią w porcie lotniczym Radom Warszawa znów może zagościć atmosfera sanatorium, z którą zetknąłem się podczas niedawnej wycieczki.

A być przecież na lotnisku w Radomiu miało być zupełnie inaczej

Skąd to wiemy? Posłanka Hanna Gill-Piątek zapytała niedawno ministerstwo funduszy i polityki regionalnej o prognozy liczby pasażerów w najbliższych latach. Minister Horała chcąc nie chcąc podał więc liczby, które dostał od Międzynarodowego Zrzeszenia Przewoźników Powietrznych (IATA). I nie zgadniecie – w pierwszym niepełnym roku funkcjonowania Radom miał odprawić 350 tys. pasażerów.

Dalej powinno być już tylko lepiej. 2024 r. port miał zamknąć liczbą 600 tys. pasażerów, a w 2025 r. odprawić równy milion pasażerów, co byłoby równoznaczne z osiągnięciem przez lotnisko rentowności. Dzisiaj właściciel portu - PPL - szacuje, że obiekt zacznie na siebie zarabiać dopiero w 2028 r.

Z dzisiejszej perspektywy te prognozy przyprawiają o zawroty głowy, a to przecież i tak stonowana wersja tego, co IATA Consulting pokazała w lipcu 2021 r. Wtedy Radom w 2025 r. miał wykręcić 2,7 mln, a do końca dekady zbliżyć się do okrągłych 3 mln pasażerów.

Właśnie to mam na myśli, pisząc, że ostatnie wypowiedzi ws. lotniska w Radomiu brzmią, jak przyznanie się do klęski. Pisane palcem po wodzie statystyki boleśnie rozmijają się z rzeczywistością.

Jeszcze smutniej wyglądają kulisy negocjacji Radomia z przewoźnikami

Marcin Horała przyznał, że rozmowy toczyły się z 37 liniami lotniczymi. Radom nie wybrzydzał i walczył o każdego lowcosta. Na długiej liście znajduje się przewoźnik z Omanu – SalamAir, Jazeera Airways, Air Cairo, Ethiopian, Lubeck Air, czy Sky Alps.

Nic wam te nazwy nie mówią? Nic dziwnego. O tej ostatniej linii możemy w internecie dowiedzieć się tyle, że ma w zasobach cztery samoloty i obsługuje loty w prowincji Południowy Tyrol. Lubeck Air to z kolei wirtualna linia lotnicza, która nie ma nawet certyfikatu przewoźnika lotniczego i wsadza pasażerów do maszyn należących do innej linii lotniczej, która taki certyfikat posiada. Wśród kandydatów do slotów w Radomiu znalazł się także rumuński lotniczy startup AirConnect, który wystartował na rynku w ubiegłym roku.

REKLAMA

Oprócz takiej drobnicy radomskie lotnisko rozmawiało także z większymi graczami. Negocjacje toczyły się z Wizzairem, Ryanairem, easyJetem, Turkish Airlines, Vuelingiem, Norwegianem, a także niemieckim Eurowings. Wszystkie te rozmowy, poza LOT-em, spełzły na niczym. Minister Horała tłumaczy, że wszyscy przewoźnicy wskazują na potrzebę obserwacji funkcjonowania lotniska przez co najmniej jeden sezon, by podjąć decyzję o możliwości uruchomienia połączeń.

Jeżeli tak w istocie jest, pierwszy rozruch nie napawa optymizmem. Linie lotnicze potrzebują żywego przykładu, że w Radomiu można zarabiać pieniądze. Wychodzi na to, że cała nadzieja w PLL LOT. Jeżeli państwowy operator wycofa się z Radomia z podkulonym ogonem, właścicielom portu pozostanie tylko zgasić światło.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA