Łukaszenka chce ropy z gdańskiego naftoportu. Teraz Orlen musi być twardy i skuteczny jak Gazprom
Dywersyfikacja dostaw ropy na Białoruś to wielka szansa, by od naciskanego przez Rosjan Aleksandra Łukaszenki uzyskać liczne korzyści. W tym celu władze w Warszawie powinny wykorzystać wszelkie narzędzia, jakimi dysponują. Włącznie z podporządkowanymi sobie spółkami skarbu państwa.
Polska lubi być postrzegana w Unii Europejskiej jako specjalistka od Wschodu. Jednak hasło to bardzo łatwo podważyć. Aby uprawiać realną politykę na tym odcinku, konieczne jest zaangażowanie dużych środków finansowych, by stworzyć odpowiednie zachęty. Z tym do tej pory był spory problem, ale to powoli zaczyna się zmieniać.
Teraz otwierają się możliwości, które politycy i spółki skarbu państwa już chyba dostrzegli. Sprzyja temu parasol ochronny Stanów Zjednoczonych i wspólnota interesów z tym państwem (Donald Trump jest zainteresowany eksportem ropy i gazu na nowe rynki zdominowane dotąd przez Rosję). Odrębną kwestią jest natomiast, jak długo tak dobra koniunktura się utrzyma i czy zdołamy ją wykorzystać.
Doskonałym przykładem, obrazującym otwierające się szanse na Wschodzie, jest Białoruś. Poddana presji rosyjskiej, poszukuje alternatywnych szlaków dostaw ropy naftowej. Polska z naftoportem, który jest właśnie rozbudowywany o nowe magazyny, nadaje się do tego idealnie. W zasadzie wystarczy jedynie zmodernizować pod kątem rewersowych dostaw (a więc w odwrotnym kierunku) jedną z nitek ropociągu Przyjaźń, który biegnie z Rosji przez Białoruś, Polskę aż do Niemiec.
Surowiec może pochodzić z USA. Koszty logistyczne można dodatkowo zmniejszyć łączonymi dostawami. Co stoi na przeszkodzie by w ramach jednego tankowca płynęła wspólna dostawa dla Orlenu i Biełnaftachimu (koncernu kontrolowanego przez białoruskie władze)?
Co ciekawe, nie są to jedynie rozważania natury publicystycznej, które na łamach Bizblog.pl podnosiłem już kilka miesięcy temu. Dziś oficjalne komunikaty potwierdzają, że Warszawa i Mińsk prowadzą zaawansowane rozmowy dotyczące uruchomienia dostaw ropy za pomocą polskiej infrastruktury na Białoruś do rafinerii w Mozyrzu. Strona białoruska przyjęła także taryfy dedykowane takiemu eksportowi. W oficjalnym komunikacie z 8 maja rzecznik Biełnaftachimu Aleksandr Tiszczenko poinformował, że rozmowy ze stroną polską są już bliskie finału, który powinien nastąpić, gdy tylko epidemia koronawirusa zelżeje. Dodał również, że koncern rozmawia z amerykańskimi dostawcami.
Mam pewne wątpliwości, czy już na tym etapie należało odsłaniać przed Rosjanami całą układankę. Czym innym są domysły prasy, a czym innym oficjalne słowa rzecznika podmiotu zaangażowanego w całą operację. Nie zmienia to jednak faktu, że Polska w pewnym sensie rozpoczęła wreszcie poważną grę na Białorusi. Abstrahuję tu od odpowiedzi na pytanie, dokąd nas to zaprowadzi.
Pomimo ryzyka związanego z działaniami dywersyfikującymi dostawy ropy na Białoruś uważam, że powinny się one stać docelowym modelem działania Polski na Wschodzie. Tylko w ten sposób z przedmiotu mamy szansę, mimo nadal relatywnie niewielkiego potencjału, stać się podmiotem polityki toczącej się na rubieżach Unii Europejskiej.
Łukaszenka musi zapłacić w realnej walucie
Bez względu na to, jaka opcja polityczna będzie rządzić w Warszawie, powinno się działać w przyszłości właśnie wedle modelu integrowania celów politycznych i ekonomicznych. Skoro już o politycznych mowa, to warto je maksymalizować. Oczywiście potencjalne zyski Orlenu to dobra informacja. Tym bardziej, jeśli będą wynikiem strategii wzmacniającej niepodległość Białorusi. Jednak to nadal zbyt mało biorąc pod uwagę fakt, że Aleksander Łukaszenka znajduje się pod największą presją rosyjską od lat. Właśnie dlatego za wyciągniętą rękę Polski powinien zapłacić podwójnie i to w realnej walucie.
Pisząc o realnej walucie, mam na myśli aktywa, a nie teatralne gesty wykonane pod adresem polskiej mniejszości, które zawsze będzie można cofnąć, zaostrzając kurs. Jestem sobie w stanie wyobrazić sytuację, w której kapitał z Polski przejmuje ważną firmę na Białorusi. Jednak tak naprawdę możliwości jest tu dużo więcej: umowy międzysektorowe, preferencje dla określonych firm z Polski itp.
A teraz zejdźmy na ziemię. By wykorzystać okienko możliwości, które otworzyło się nad naszą wschodnią granicą trzeba spełnić kilka warunków. Pierwszy jest już za nami. Zaczęliśmy działać. Aby zrealizować drugi, będziemy musieli przedefiniować nasze wyobrażenie o polityce wschodniej, które kierowało nami od odzyskania niepodległości w 1989 r. Wzmacniając niepodległość krajów dzielących nas od Rosji, nie powinniśmy tego robić za darmo. To częściowo już się udało, bo dywersyfikując dostawy ropy na Białoruś sięgnęliśmy po polskie spółki, które na tym zarobią. Teraz czas na kolejny krok: narzucenie własnych zasad gry.
Piotr Maciążek: publicysta specjalizujący się w tematyce sektora energetycznego. W 2018 r. nominowany do najważniejszych nagród dziennikarskich (Grand Press, Mediatory) za stworzenie fikcyjnego eksperta Piotra Niewiechowicza, który pozyskał wrażliwe informacje o projekcie Baltic Pipe z otoczenia ministra Piotra Naimskiego. Autor książki "Stawka większa niż gaz" (Arbitror 2018 r.), współautor książki Młoda myśl wschodnia (Kolegium Europy Wschodniej 2014 r.). Obecnie pracuje nad kolejnym tytułem – tym razem dotyczącym polskich służb specjalnych.