Ministerstwo Zdrowia mówi: dość galarecie z mortadeli, pora na sałatkę z wartościami odżywczymi. Chce zmienić szpitalne talerze w dzieła dietetycznej precyzji. Za co?

Ministerstwo Zdrowia właśnie ogłosiło nowy projekt rozporządzenia w sprawie standardów żywienia w szpitalach. Cel szczytny: poprawić jakość posiłków, skończyć z galaretą z mortadeli i przywrócić pacjentom godność kulinarną. Koniec z papką, czas na dietę dopasowaną do potrzeb, normy kaloryczne, konsultacje z dietetykami – brzmi niemal jak program kulinarny.
Kto zapłaci za catering?
Problem w tym, że cała ta reforma żywienia ma się wydarzyć w państwowej służbie zdrowia, której od lat brakuje nawet na papier do EKG, nie mówiąc o sprzęcie czy leczeniu.
Placówki toną w długach – według danych Ministerstwa Finansów na koniec 2024 roku zadłużenie szpitali przekroczyło 22 miliardy złotych, z czego ponad połowa to zobowiązania wymagalne. W międzyczasie NFZ informuje, że ma „ograniczone środki”, a rządząca koalicja próbuje ograniczyć je jeszcze bardziej, obniżając składki zdrowotne przedsiębiorcom.
Więcej w Bizblogu o służbie zdrowia
Naprawmy najpierw system
I tak oto kuchnia szpitalna – dotąd pole walki o najtańszy groszek konserwowy – ma teraz stać się żywieniowym wzorcem z Sevres. Bez dodatkowych środków, bez personelu i w realiach, gdzie szpital walczy nie tylko z chorobą, ale z rosnącym rachunkiem za prąd i fakturą za catering.
Można odnieść wrażenie, że władze chcą przyprawić pacjentów na talerzu, zapominając, że to cały system zdrowia od lat nie trzyma się kupy.