Szpitale toną w długach, a kasą steruje tajemniczy algorytm. Efekt? Podwyżki dla lekarzy wyniosą 0 zł
Personel zarabia coraz więcej, drożeje prąd, woda i materiały. Środowisko lekarskie apeluje do Ministerstwa Zdrowia i NFZ, by przyjrzały się kondycji finansowej polskich szpitali. Coraz więcej z nich nie ma bowiem pieniędzy na funkcjonowanie. A może być jeszcze gorzej, bo za kilka miesięcy placówki medyczne będą musiały podnieść wynagrodzenia.
Zadłużenie szpitali rośnie w piorunującym tempie. Jeszcze w 2015 r. sięgało w skali kraju 10,8 mld zł. Siedem lat później wyniosło łącznie już 17,8 mld zł.
Gdy pod koniec ubiegłego roku jeden z posłów zapytał resort zdrowia o liczbę zadłużonych placówek medycznych, dowiedział się, że jest ich równo 425. Liderem było Uniwersyteckie Centrum Kliniczne Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego, które ma grubo ponad miliard złotych zaległości.
Środowisko lekarskie jest zaniepokojone
Do działalności szpitali coraz więcej dopłacają samorządy. W 2019 r. było to 259 mln zł, w 2022 r. dopłata wzrosła do 710 mln zł. Mimo to szpitale coraz częściej znajdują się pod kreską.
Algorytmy dobiją szpitale?
A już niebawem sytuacja finansowa wielu podmiotów może się jeszcze pogorszyć. Na 1 lipca 2023 r. została zaplanowana druga tura podwyżek w służbie zdrowia. Wprowadza ona wyższe płace minimalne dla każdej grupy pracowników.
Dyrektorzy szpitali boją się, że nie udźwigną ciężaru tych podwyżek. W teorii powinny one zostać zrekompensowane podmiotom medycznym. Sęk w tym, że pieniądze rozdzielane są przez algorytm, a jego działanie jest dla szefów szpitali zagadką.
Na tę kwestię zwrócił uwagę Waldemar Malinowski, prezes Ogólnopolskiego Związku Pracodawców Szpitali Powiatowych. I powiedział, jak w praktyce wygląda rozdzielanie pieniędzy na podwyżki - otóż jeden ze szpitali powiatowych w Małopolsce dostał na podwyżki równe zero złotych.