Na pytanie o planowane podwyżki podatków przedstawiciele rządu robią niewinne miny i zapewniają, że nic takiego w planach nie mają. I nie muszą. W niektórych wypadkach wystarczy bierne oczekiwanie. Tak jest w przypadku II progu podatkowego, do którego z roku na rok wpada coraz więcej Polaków.
W 2008 r. średnia płaca w Polsce wynosiła niespełna 3 tys. zł brutto – niewiele więcej niż minimalna krajowa szykowana na 2021 r. Od tego czasu minęło już niemal 13 długich lat. W górę poszły zarobki, ceny i, częściowo, kwota wolna od podatku. Jedno pozostaje jednak niezmienne. To wysokość II progu podatkowego, który z roku coraz szybciej zbliża się do wypłaty statystycznego Polaka.
Próg podatkowy bez zmian
By „załapać” się na 32-proc. podatek dochodowy, należy wykazać roczne dochody na poziomie co najmniej 85 528 zł brutto. Dla większości podatników to wciąż kwota pozostająca w sferze wyobrażeń, ale grono to stale się kurczy.
Spójrzmy – jeszcze 12 lat temu średnie zarobki Polaków wynosiły 35 tys. zł rocznie. W 2020 r. po raz pierwszy od denominacji dobrnęliśmy prawie do poziomu 60 tys. (59 018). Statystycznie zarabiamy więc o 60 proc. więcej.
Gdy wprowadzono 2 progi w 2008 roku, by załapać się na wyższą stawkę, trzeba było zarabiać prawie 3-krotność przeciętnego wynagrodzenia, ale teraz dochody niewiele ponad 1,5-krotność już się tam łapią
– zauważył główny ekonomista FOR, Aleksander Łaszek.
Coraz więcej bogatych Polaków
Według jego wyliczeń w 2017 r., by znaleźć się w gronie najbogatszych (zdaniem fiskusa) Polaków wystarczyło zarabiać 203 proc. średniej krajowej. Rok później odsetek spadł do 189 proc. Efekt? W drugi próg podatkowy wpadło łącznie ponad milion podatników, ich liczba wzrosła w ciągu 12 miesięcy o przeszło 20 proc.
W tej chwili do wyższego progu podatkowego łapie się ok. 4 proc. osób płacących podatek dochodowy. W rzeczywistości jest ich oczywiście więcej. Wiele firm nad Wisłą nie widzi problemu w przenoszeniu swoich pracowników na działalność gospodarczą, dzięki czemu niemała część z nich płaci 9 lub 19 proc. CIT zamiast 32 proc. PIT.
Rozdźwięk robi się tym bardziej bolesny dla osób na umowach o pracę, gdy spojrzymy na efektywne opodatkowanie dochodów. W przypadku zatrudnionych na umowę o pracę wynosi ono ok. 40 proc., podczas gdy większość samozatrudnionych nie dochodzi nawet do 30 proc.
Etatowcy o podwyższeniu drugiego progu mogą jednak zapomnieć. PIT składany przez tę finansową elitę odpowiada za ponad jedną czwartą przychodów z podatku dochodowego. W ten sposób Prawo i Sprawiedliwość z jednej strony spełnia obietnicę dot. nie podnoszenia podatków, z drugiej - dokręca stopniowo śrubę klasie średniej.