Poczta Polska ma poważne kłopoty i to z każdej strony. Już sami związkowcy przyznają, że obecnie Poczta Polska nie jest w stanie zapewnić właściwej terminowości doręczania przesyłek. A prawdopodobnie szykują się zwolnienia grupowe, strajk pracowników i błaganie rządu o pomoc. Albo rząd z naszych pieniędzy coś poczcie dosypie, albo zaczniemy płacić więcej za listy i pozostałe usługi, bo jakoś trzeba ratować ten skansen.

Usługi Poczty Polskiej mogą wkrótce zdrożeć. Wszystko dlatego, że operator zanotował ogromną stratę finansową i musi się jakoś ratować, dowiedziała się „Rzeczpospolita”. Jak duże są straty państwowego operatora?
Oficjalnie nie wiadomo, a z przecieków, do których dotarł „Dziennik Gazeta Prawna”, wynika, że państwowy gigant mógł mieć w 2020 roku aż 500 mln zł straty przy obrotach sięgających 7 mld zł.
Rząd musi jakoś ratować Pocztę. Z naszych pieniędzy
Interweniuje już w tej sprawie Ministerstwo Aktywów Państwowych, które pracuje nad nowelizacją prawa pocztowego, by zagwarantować Poczcie Polskiej jako operatorowi wyznaczonemu trwałą rentowność usług powszechnych. W jaki sposób?
Oficjalnie jeszcze nic nie wiadomo, ale możliwości są właściwie dwie. Albo rząd będzie dosypywał Poczcie pieniędzy z budżetu do usług powszechnych, które zgodnie z ustawą musi utrzymywać, albo zniesie limity cenowe tych usług, żeby Poczta mogła mogła podnieść ceny m.in. listów.
Problem w terminowością? Może być znacznie gorzej
Poczcie ciąży przede wszystkim to, że jako operator państwowy ma obowiązek świadczenia usług we wszystkich częściach kraju, nie tylko tam, gdzie jej się to opłaca. Dlatego musi utrzymywać bardzo szeroką sieć placówek i to w dodatku przez pięć dni w tygodniu. W efekcie musi zatrudniać 20 tys. listonoszy i ponad 50 tys. innych pracowników, a koszty płac to blisko 70 proc. wszystkich kosztów państwowego giganta.
Związkowcy boją się zatem zwolnień grupowych. Ich zdaniem pracę może stracić 11 proc. załogi, a więc nawet 7300 osób. Jeśli te plany się potwierdzą, będzie strajk.
I zaznacza, że już teraz Poczta Polska nie jest w stanie zapewnić właściwej terminowości doręczania przesyłek. Kiedy pracowników ubędzie, będzie jeszcze gorzej i nie liczcie na terminowe dostarczanie listów.
Może Poczta powinna się po prostu skupić na sprzedaży książek zamiast na doręczaniu przesyłek? To idzie jej doskonale. W 2020 r. PP sprzedała 3 mln książek, a ten sukces zachęcił ją do deklaracji, że ofertę wydawniczą będzie poszerzać.
Pandemia pewnie trochę pokrzyżowała plany, bo te 3 mln egzemplarzy to akurat spadek w stosunku 2019 r., kiedy Poczta sprzedała 3,5 mln egzemplarzy, ale pandemia kiedyś się przecież skończy. A książki to aż 25 proc. wszystkich produktów sprzedawanych na Poczcie.