REKLAMA

Totalna wpadka McDonalda. Reklama sieci rozsierdziła Polaków, tak jak logo Toyoty na Mazurach i balon Atlasa w Krakowie

Pływająca litera M koło Pałacu na Wodzie w Łazienkach wywołała w Warszawie powszechne oburzenie. Interweniował sam prezydent Rafał Trzaskowski. Ale obrandowanie jednej z największych atrakcji turystycznej stolicy to tylko kolejny etap pewnego procesu. Firmy bezmyślnie wciskają swoje logo w przestrzeń publiczną w coraz bardziej inwazyjny sposób.

McDonald's w Łazienkach Królewskich
REKLAMA

fot: facebook.com/Jan Śpiewak

REKLAMA

Gigantyczne billboardy na ulicach miast już nikogo nie szokują. Nawet takie, które jeszcze niedawno potrafiły zasłaniać cały budynek. Polacy przywykli do wszechobecnej szyldozy. W przestrzeni publicznej wciąż pozostają jednak miejsca, w których logotypów nie chcemy oglądać. Właśnie przekonał się o tym McDonald’s.

Bizblog.pl poleca:

Wpadka McDonalda

Amerykańska sieć tłumaczyła się, że złote łuki, które pojawiły się w Łazienkach Królewskich to tylko tymczasowa instalacja. Pojawiła się tam z okazji wieczornego pokazu mody projektantki Gosi Baczyńskiej. Chodziło o pomieszanie kultury wysokiej z niską. Tak jak skórzana kurtka, którą zakłada się na wieczorową suknię.

I być może żadnej afery by nie było, gdyby logo McDonald rzeczywiście zostało wyciągnięte z magazynu dopiero po zmierzchu. Korporacja nie pomyślała, że logotyp sieci umieszczony wieczorem i przy okazji pokazu mógłby się w oczach opinii społecznej obronić (a przynajmniej część internautów takie tłumaczenie by kupiła), ale w dzień budził zażenowanie. I wprawiał w niemałą konsternację spacerowiczów, którzy postanowili się tamtego dnia przejść po największym parku w Warszawie.

Wstyd dla dyrekcji parku i jego zwierzchników, którzy pozwalają na komercjalizację i niszczenie niepowtarzalnego klimatu i charakteru Łazienki Królewskie – napisał oburzony Jan Śpiewak.

Wyjaśnień zażądał nawet prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski, który wystosował w tej sprawie oficjalne pismo do Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków.

Ze zdumieniem przyjąłem wiadomość o odbywającej się w Łazienkach Królewskich komercyjnej imprezie jednej z firm. Zdziwienie spotęgował fakt, że wydarzeniu towarzyszy ingerencja wizualna w sam widok zespołu pałacowo-parkowego – wyjaśniał.

Efekt? Wykpione złote łuki natychmiast zniknęły z powierzchni wody.

Kiepskie doświadczenia

Niefrasobliwości pracowników fast-foodu może dziwić, bo ich poprzednicy już nie raz przejechali się na wieszaniu reklam w miejscach, w których przechodnie tego nie akceptują.

W Polsce największym echem poniosła się próba komercjalizacji mazurskich jezior przez Toyotę. Producent we współpracy z Mazurskich Ochotniczym Pogotowiem Ratunkowym postawił na wodzie 40 platform z numerami ratunkowymi. Problem w tym, że połowę wielkości płachty zajmowała Toyota RAV4. Turyści szybko uznali, że cała akcja jest mocno niesmaczna, bo wypływając na jezioro chcą poobcować z dziką naturą, bez konieczności oglądania inwazyjnych reklam.

Toyota szybko się pomysłu wycofała. Po fali krytyki, jaka przetoczyła się przez social media, zaprezentowała nowe platformy. Takie, na których napis Toyota został zepchnięty w sam róg.

Oba przypadki McDonalda i Toyoty łączy jedno. Marki postanowiły wejść z reklama do miejsc tradycyjnie kojarzonych z beztroskim wypoczynkiem i mających jednocześnie status naszych dóbr narodowych. Sam przekaz też wydaje się fatalnie dopasowany. Samochód oglądany z perspektywy kajaka albo roweru wodnego? Hamburgery w upalny dzień w parku? Pomysłodawcy nie liczyli chyba na sprowokowanie oglądających do zakupu.

Ale to nie wszystko. Ostro potraktowani zostali także właściciele pewnej kawiarni na poznańskim Starym Rynku. W jeden z arkad pojawiła się biała, mocno kontrastująca z otoczeniem reklama, która wypełniała cały łuk. Mieszkańcy stolicy Wielkopolski nie mieli litości. Uznali, że to brak szacunku dla zabytków, a konserwator odciął się od całej sprawy, twierdząc, że nigdy nie wydał na to zgody.

Kraków z widokiem na balon

W Krakowie mieli za to kilka lat temu problem z ogromnym balonem widokowym, który latał w okolicach Mostu Grunwaldzkiego. Balon z jednej strony miał wprawdzie dość niewinny napis: Kocham Kraków, z drugiej widniało na nim duże logo firmy Atlas. A to sprawiało, że podnosząc głowę w górę i patrząc w kierunku Wawelu nie sposób było nie natknąć się na reklamę chemii budowlanej.

REKLAMA

W 2019 r. po czterech latach przerwy balon wrócił do Krakowa. Teraz jest jednak całkowicie biały i nie ozdabiają go żadne logotypy. I to chyba najlepsza pointa, bo Polacy w pewnych miejscach firmowych grafik po prostu nie zaakceptują.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA