W środę pisaliśmy o tym, że w wyniku bardzo nietypowego wypadku jeden z Boeingów 787 Dreamliner należących do PLL LOT uległ uszkodzeniu. Biuro prasowe przewoźnika uspokajało, że nic się nie stało. Z naszych informacji wynika, że jest trochę inaczej - maszyna została wycofana z eksploatacji i zostanie poddana wnikliwym oględzinom. Co oznacza, że LOT stracił tymczasowo jeden z kilkunastu swoich najcenniejszych samolotów. (zdj. poglądowe)
Taka pomyłka w teorii nie miała prawa się zdarzyć, a jednak się przytrafiła. W trakcie prac serwisowych, które samoloty obligatoryjnie przechodzą od czasu do czasu, ekipa kręcąca klip reklamowy uszkodziła Boeinga 787.
Jak do tego doszło?
Biuro prasowe PLL LOT przyznaje, że przyczyną było złe umiejscowienie lamp. Taki sprzęt dysponuje niestety potężną mocą i trzeba obchodzić się z nim ostrożnie. Szczególnie, gdy mówimy o Dreamlinerze, w którym jedna z warstw okien jest plastikowa, i co za tym idzie, podatna na wysokie temperatury.
Pod wpływem działania lamp jedno z takich okien zaczęło się rozpuszczać. Biuro prasowe PLL LOT uspokajało, że nic się nie stało. Serwis miał wymieć uszkodzone elementy, a maszyna - wrócić do eksploatacji.
Z naszych informacji wynika, że jest dokładnie odwrotnie. Dreamliner został czasowo wyłączony z siatki połączeń. Powodem takiej decyzji jest podejrzenie odkształcenia kadłuba. Wysłaliśmy pytanie do PLL LOT z prośbą o ustosunkowanie się do tych nowych informacji. Nie otrzymaliśmy jednak żadnej odpowiedzi.
Dreamliner, czyli duża strata LOT-u
Żeby uświadomić sobie w pełni absurd sytuacji należałby wytłumaczyć, dlaczego Dreamlinery są tak ważne w lotowskiej flocie. Linia ma ich przecież raptem piętnaście, a łącznie pod jej szyldem latają 74 maszyny. Dlaczego utrata tylko jednej z nich miałaby być dla polskiego przewoźnika dotkliwa?
Sęk w tym, że ponad 40 z nich to embraery, które służą do realizowania krótkich połączeń, zabierają na pokład niewielką liczbę pasażerów i jako takie nie przynoszą przewoźnikowi dużych zysków.
Co innego samoloty szerokokadłubowe. To podstawa każdej tradycyjnej linii lotniczej - na pokład wchodzi wiele osób, a samoloty mają duże zasięgi. Nie stanowi żadnej tajemnicy, że przed pandemią LOT zarabiał pieniądze przede wszystkim na połączeniach do Ameryki i Azji realizowanych swoimi największymi samolotami.
Dreamlinery lubią też biura podróży, a LOT lubi to, że je lubią. Za wyczarterowanie Boienga 787 do Ameryki Południowej przewoźnik może zaśpiewać sobie nawet w granicach miliona złotych.
I teraz, jak ustaliliśmy, jeden z piętnastu takich samolotów wypadł z siatki połączeń. Trudno powiedzieć, na jak długo zostanie uziemiony feralnie uszkodzony Dreamliner. Dla LOT-u będzie to jednak kompletnie niepotrzebna strata pieniędzy. Tym dziwniejsza, że wypadek zdarzył się w hangarze, gdzie samoloty powinny być w teorii całkowicie bezpieczne.
AKTUALIZACJA [16:53]:
Dreamliner został ponownie włączony do siatki połączeń. Okazało się, że uszkodzony samolot nie wymagał długotrwałych prac naprawczych.