Rząd nie przewidział, że z zaskoczenia zamykając cmentarze, zada nokautujący cios tysiącom sprzedawców zniczy i kwiatów, którzy zainwestowali duże pieniądze w towar handlowy. Teraz gorączkowo szykuje przepisy, które mają pokryć ich straty finansowe. Proponowane stawki za wykup kwiatów są jednak jak w dolarach, a nie złotych.
Maksymalnie 11 zł za doniczkę chryzantem zapłaci Agencja Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa Krajowego Ośrodka Wsparcia Rolnictwa sprzedawcom, którzy zostali z kwiatami przeznaczonymi do sprzedaży na Wszystkich Świętych. Taką stawkę w rozmowie z RMF FM podała wiceminister rolnictwa Anna Gembicka.
Resort rolnictwa gorączkowo pracuje nad przepisami, które mają być podkładką pod kompletnie nieracjonalną inwestycję w dziesiątki tysięcy kwiatów cmentarnych, które pójdą na przemiał. Na ten cel pójdzie aż 180 mln zł.
Dlaczego jednak akurat 11 zł? „Te ceny były ustalane w rozmowach i pewnym rozeznaniu między innymi z hurtownikami” – wyjaśnia Anna Gembicka. 11 zł to ponad trzy razy mniej niż wynosi cena detaliczna chryzantem doniczkowych.
Zasady? Po zatwierdzeniu
Pani wiceminister w sobotę obiecywała, że już od poniedziałku regionalne oddziały ARiMR oraz KOWR zaoferują przedsiębiorcom możliwość nabycia kwiatów i roślin, które nie zostały sprzedane. W poniedziałek po południu na stronie ARiMR wisiał jednak tylko taki suchy komunikat:
„Uprzejmie informujemy, że zasady udzielenia pomocy producentom i sprzedawcom kwiatów, którzy ponieśli straty w związku z zamknięciem cmentarzy, zostaną opublikowane po ich zatwierdzeniu”.
Znacznie lepiej spisał się KOWR. W krótkiej notce zamieszczonej na swojej stronie internetowej wskazuje, że na rządową pomoc mogą liczyć małe i średnie przedsiębiorstwa, które poniosły straty w związku z decyzją o zamknięciu cmentarzy w okresie od 31 października do 2 listopada. Na pomoc mogą liczyć wyłącznie posiadacze co najmniej 50 chryzantem doniczkowych, „które zostały przeznaczone do sprzedaży na dzień zgłoszenia”.
Tylko sprzedawcy chryzantem w doniczkach
Z komunikatu KOWR wynika jasno, że sprzedawcy innych gatunków kwiatów, a także ciętych chryzantem nie mogą liczyć na żadną rekompensatę. Sami sobie zostaną też przedsiębiorcy, którzy zaciągnęli krótkoterminowe pożyczki na zakup hurtowej liczby zniczy czy sprzedawcy świątecznych przysmaków.
Sam fakt, że resort rolnictwa dopiero pracuje nad odpowiednimi przepisami, to najlepszy dowód na to, że rząd kompletnie nie przewidział, że zamknięcie cmentarzy w ostatnim momencie to cios w dużą grupę handlarzy przycmentarnych, dla których 1 listopada to często jedyna okazja w roku na zarobek pozwalający im na utrzymanie się przez kolejne miesiące.
Ogłaszając swoją decyzję w piątek późnym popołudniem, premier Mateusz Morawiecki nie wspomniał nic o sprzedawcach kwiatów, zniczy i innych towarów, które na wielką skalę sprzedaje się tylko w okolicach 1 listopada. Pierwsze reakcje rządu pojawiły się dopiero w sobotę, gdy w mediach zrobiło się głośno o stratach, jakie poniosą zaskoczeni decyzją rządu sprzedawcy.
Rząd lubi zaskakiwać w piątki
Była to kolejna zaskakująca, niesygnalizowana i bardzo spóźniona decyzja rządu o zamknięciu jednej z branż w związku z walką z koronawirusem. Za każdym razem rząd ogłasza to w piątek po południu, nie dając przedsiębiorcom czasu na dostosowanie się do nowej rzeczywistości.
Najpierw 16 października taki cios otrzymała branża fitness, tydzień później o zamknięciu swoich lokali dowiedzieli się przedsiębiorcy z branży gastronomicznej, a 30 października takie nieprzewidziane przez rząd trzęsienie ziemi dotknęło handlarzy kwiatów i zniczy.