Sabotaż i zdrada! Ugód z frankowiczami nie będzie? Politycy okazali się gorsi od bankowców
Świat stanął na głowie, bo w tej historii to nie bankowcy są krwiożerczymi kapitalistami, ale politycy, którzy przecież obiecywali pomoc kredytobiorcom.
Mowa o ugodach, jakie frankowiczom miał zaoferować największy polski bank PKO BP. Wszystko było już przyklepane, bo program ugód 23 kwietnia zaakceptowało Nadzwyczajne Walne Zgromadzenie Akcjonariuszy. Bank podał już nawet wstępny harmonogram. Proces oferowania ugód miał rozpocząć się w na przełomie maja i czerwca, na pierwszy ogień mieli iść ci, którzy złożyli już pozwy sądowe, a za nimi reszta. O tych szczegółach opowiadał prezes PKO BP Zbigniew Jagiełło dosłownie w przeddzień ogłoszenia decyzji, że odchodzi z banku (a raczej jego „odchodzą”).
Teraz, gdy go zaraz nie będzie (a praktyce już pewnie nie ma), prace nad ugodami nagle wyhamowały – pisze „Puls Biznesu”. I nie chodzi nawet o to, że jak nie ma prezesa to nie ma kto pokierować dalej całym procesem. Rzecz w tym, że wygląda jakby to samo Ministerstwo Aktywów Państwowych chciało powiedzieć „stop”.
Skarb Państwa nie chce ugód z frankowiczami?
„Puls Biznesu” donosi, że MAP na dzień przed NWZA zakomunikowało PKO BP, że chce przesunięcia walnego, żeby akcjonariusze najpierw zapoznali się z uchwałami Sądu Najwyższego zaplanowanego na 11 maja.
Bank jednak nie odwołał zebrania zgodnie z życzeniem resortu, dopiero w trakcie samego posiedzenia padła propozycja, by zarządzić przerwę do momentu uchwały SN. Propozycja ta jednak przepadła, bo większość akcjonariuszy zagłosowała przeciw. To oznacza sprzeciw wobec woli Skarbu Państwa.
Jak pisze dziennik, MAP zaraz po walnym zażądał listy z informacją o tym, jak głosowali akcjonariusze, w tym drobni, m.in. członkowie zarządu banku, szukał więc informacji, kto sprzeciwił się woli ministerstwa. Miało obciążyć Jagiełłę, bo jego najbliżsi współpracownicy sprzeciwili się woli MAP i było kolejnym argumentem, by w końcu pozbyć się prezesa.
Ale nie o urażoną dumę tu tylko chodzi. MAP ostatecznie zagłosował za ugodami podczas NWZA, ale w sumie nie miał wyjścia. Jak miałby się wytłumaczyć, gdyby zagłosował przeciw? To nie znaczy jednak, że resort aktywów państwowych naprawdę chce tych ugód.
Przeciwnie, skoro chciał poczekać na orzeczenie SN, to ewidentnie znaczy, że politycy chcieli przycwaniakować: gdyby SN nie stanął po stronie frankowiczów i zmniejszył ich szanse na wygrane w sądach, MAP zapewne byłby przeciw ugodom. No bo po co układać się z wrogiem, który nie ma już w ręku ostrej broni? A skoro jest niegroźny, można go ignorować, a więc znów zamieść sprawę pod dywan.
I to właśnie w tej historii jest zaskakujące. Bo na pierwszy rzut oka MAP zachował się logicznie. Żeby podjąć decyzję, czy iść na kompromis z przeciwnikiem, najpierw trzeba móc ocenić, jakie ma się szanse, by wygrać w potyczce. Te szanse miał określić SN. Tak zachowałby się każdy udziałowiec.
Tylko że Skarb Państwa to nie jest zwykły udziałowiec. To państwo, a rolą państwa NIE JEST maksymalizacja zysku, jak w przypadku każdego innego inwestora. Skarb Państwa to politycy, a politycy przez lata obiecywali frankowiczom gruszki na wierzbie, obiecywali, że im pomogą (słusznie czy nie). Hamulcowym za to były banki, które krzyczały, że nie mogą ponieść kosztów przewalutowania, bo to niesprawiedliwe i poniosą za duże straty, co grozi destabilizacją sektora.
A kiedy w końcu największy bank powiedział uczciwie, że, owszem, oberwie finansowo, ale nie zaszkodzi mu to na tyle, żeby miał utonąć i w sumie chce już mieć ten problem z głowy, bo będzie to dla niego korzystne, wtedy politycy mówią: „hola, czekacie, może wcale nie będziemy musieli iść na rękę tym krzykaczom”.
Całą ta sytuacja wygląda absurdalnie. Ale zostawmy to wnioskowanie i wrócimy do faktów. Niby w PKO trwają przygotowania do zwierania ugód jakby nigdy nic. Ale tak naprawdę nie wiadomo co dalej, bo w banku sami nie wiedzą, czego właściwie chce MAP. Na początku czerwca będzie kolejne Walne Zgromadzenie Akcjonariuszy, na którym być może zostanie wymieniona rada nadzorcza. Nowa będzie potrzebowała czasu, żeby wdrożyć się w kwestię ugód. I może wcale nie będzie skłonna szybko zamknąć frankowy problem.
Jestem w stanie sobie wyobrazić również, że zmuszenie do odejścia Zbigniewa Jagiełłę to pokaz siły MAP, który może wpłynąć na zmianę decyzji i czekanie na ogłoszenie orzeczenia SN, które nie wiadomo, kiedy nastąpi, bo sędziowie nie wyznaczyli nowego terminu posiedzenia. Czekają na zamówione opinie ekspertów i choć ci mają 30 dni na ich wydanie, nie brakuje głosów, że SN zbierze się w tej sprawie dopiero po wakacjach.
Wcale bym się nie zdziwiła, gdyby proces zawierania ugód w PKO BP utknął do tego czasu.
Wygląda na to, że frankowicze znów został zepchnięci do narożnika. Nie tylko zresztą w PKO BP, który przecież był motorem ugód. Poza nim, pośród dużych banków na proces ugód dotąd zdecydował się tylko ING, ten jednak ma jedynie symboliczny portfel kredytów walutowych, więc to bez większego znaczenia.
Banki znów górą?
Orzeczenia w sprawie frankowiczów z ostatnich tygodni (najpierw TSUE 29 kwietnia, potem siedmioosobowy skład SN 7 maja, a na koniec pełny skład Izby Cywilnej SN 11 maja) zostały odebrane przez rynek jako lekko korzystne dla banków. Te zaś nabrały nieco pewności siebie i widmo ugód się raczej oddala zamiast przybliżać.
Nawet Getin Noble zaczął szczerzyć kły. To bank, który jest najbardziej umoczony we franki. Portfel frankowy wart jest tam 8,2 mld zł - może nie najwięcej na rynku, ale za to to aż 26 proc. całego ich portfela kredytowego. Dla porównania PKO BP na koniec 2020 r. miał kredyty frankowe aż za 20,7 mld zł, ale to tylko 8,7 proc. ich całego portfela kredytowego.
W dodatku Getin ma od dawna kłopoty, jego fundusze własne spadły poniżej 2 mld zł, a luka kapitałowa sięga 1,5 mld zł. Bank nie spełnia nawet wymogów dotyczących współczynnika wypłacalności. To dlatego nie ma mowy, żeby oferował frankowiczom jakiekolwiek ugody, bo go po prostu na to nie stać.
Ciekawe za to, że ostatnio zaczął śmiać się w twarz frankowiczom, pokazując, że jak chcą sobie iść do sądu, droga wolna, ale niewiele ugrają. „Dziennik Gazeta Prawna” pisze, że klienci, którzy poszli do sądu i wygrali z Getin Noble w I kwartale tego roku, zyskali… 14 tys. zł.
W ostatni piątek Getin poinformował, że w I kwartale prawomocnie zakończyło się dziewięć spraw, jakie wytoczyli bankowi frankowicze, z czego wygrali tylko dwie, jedna została umorzona, a sześć zakończyło się na korzyść banku.
To doskonały pretekst, żeby przypomnieć klientom, że kancelarie prawne czasem obiecują cuda, żeby namówić kredytobiorców do złożenia pozwu, a potem okazuje się, że koszty sądowe to nie koniecznie była dobra inwestycja. Szczególnie, że akurat zasady określania kursów walut stosowane w umowach Getinu nie zostały uznane przez UOKiK za klauzule abuzywne.
Banki znowu są górą. Albo bardzo chcą, żebyśmy odnieśli takie wrażenie.