Wygląda jak miły kotek, ale to krwiożerczy potwór. Spójrzcie, co zrobił z herbatą i płynem do naczyń
Ceny herbaty od stycznia do listopada ubiegłego roku skoczyły o 165 proc. A ceny wcale nie wzrosły przez horrendalnie drogą energię. Jest co najmniej jeszcze jeden powód, o którym w Polsce nikt nie chce mówić, bo nikt nie wie, jak sobie z nim poradzić. I to wcale nie teoria spiskowa, a potężny potwór, który na nas żeruje, udając biednego małego kotka, który tylko próbuje ratować życie, wystawiając ostre pazurki.
Inflacja szaleje na całym świecie. A na pytanie dlaczego, słyszymy zwykle dwie odpowiedzi:
- pandemia zerwała łańcuchy dostaw
- Rosja robi cyrk z dostawami gazu
I wszystko, co po tym następuje, to szereg konsekwencji tych dwóch czynników. Ale to nie jest cała prawda. O reszcie nie chcemy mówić, bo to pokazałoby bezradność i słabość świata, jaki sobie sami stworzyliśmy. A stworzyliśmy potwora. A nawet kilka. Te potwory miały czynić nasze życie lepszym, ale zanadto urosły, zjadły antagonistów, urosły jeszcze bardziej, poczuły siłę i zaczęły dyktować warunki.
A na dodatek wiedzą, co to polityka, więc nie dyktują ich, wymachując mieczem albo spektakularnie ziejąc ogniem, ale zakładają kostium małego białego kotka, na widok którego każdy się rozczula i idzie po mleczko. A jak kotek wystawia pazurki zamiast się miziać, to i tak każdy powie:
Te kotki to oligopole, czasem duopole – wielkie koncerny, które opanowały cały rynek, podzieliły się nim i teraz mogą dyktować nam ceny. A konsument? Jaki ma wybór? Jak mu nie pasuje jedna pasta do zębów, może kupić produkt innej marki, ale ciągle tak naprawdę kupuje od jednego z dwóch światowych koncernów.
Tak jest od dawna. To, co się zmieniło teraz to rosnąca inflacja, która dodatkowo daje firmom świetny pretekst do tego, żeby podnosić ceny. Bo skoro wszystko drożeje, to i nam koszty produkcji rosną, więc też musimy podnosić ceny. Tymczasem często wcale nie muszą, a przynajmniej nie tak bardzo. Chcą! I mogą. I dzięki wymówce o nazwie inflacja zarabiają na nas jeszcze więcej, robiąc nas wszystkich w konia.
Skąd ta drożyzna? Bo koncerny poczuły krew
Grant Thornton niedawno pokazał badania, z których wynika, że 71 proc. firm w Polsce, zatrudniających powyżej 50 pracowników, zamierza podnieść ceny w ciągu najbliższych 12 miesięcy. Tylko 5 proc. planuje ceny obniżyć, więc wskaźnik netto wynosi 66 proc. i jest najwyższy od lat.
Co z tego? Przecież to jasne - rośnie inflacja, bo ceny rosną. A ceny rosną, bo inne ceny rosną, więc producenci muszą te wyższe koszty przerzucić na konsumentów.
Otóż nie zawsze to jest tylko kwestia kosztów! Przy okazji można przecież jeszcze więcej zarobić, prawda? Piotr Wójcik z „Krytyki Politycznej” przegrzebał dane GUS i wyszło mu, że wszystkie działające w Polsce firmy zatrudniające powyżej 50 pracowników notują w tej chwili rekordowe marże.
W pierwszych trzech kwartałach tego roku wskaźnik rentowności obrotu brutto wyniósł 7 proc. Jeszcze nigdy w tym stuleciu nie był tak wysoki. Tylko dwukrotnie przebił barierę 6 proc.– w 2004 i 2007 roku. W latach przed pandemią – 2018-2019 – wskaźnik rentowności wynosił 5 proc., a w poprzedzającej dwulatce 5,5 proc. - pisze publicysta.
A więc firmy zarabiają na nas rekordowo dużo, a płacz, że im tak strasznie koszty rosną to doskonały pretekst, żeby wyciskać z nas jeszcze więcej. Pisałam o tym w Bizblog już kilkukrotnie w kontekście deweloperów, którzy publicznie płaczą, jak to strasznie rosną koszty materiałów budowlanych i koszty pracowników, a jednocześnie notują rekordowo wysokie marże.
„Rzeczpospolita” zwracała uwagę na początku grudnia, że w ciągu trzech pierwszych kwartałów tego roku dziesięciu największych deweloperów mieszkaniowych notowanych na giełdzie, wypracowało średnio 25,8 proc. marży brutto ze sprzedaży, o 1,3 p.p. więcej niż w analogicznym okresie ubiegłego roku. A to tylko średnia. Taki na przykład Lokum Deweloper zanotował marżę na poziomie 37 proc., a Dom Development – 34 proc. Tymczasem branża płacze, że te ceny materiałów budowlanych ich zaraz wykończą.
Zostawmy deweloperkę, bo tu marże winduje ogromny popyt na mieszkania, więc nie ma się co dziwić. I zostawmy też na chwilę Polskę. W drugim kwartale tego roku wszystkie spółki należące do amerykańskiego indeksu S&P500 osiągnęły rekordową marżę operacyjną na poziomie 12 proc. A przypomnę, że inflacja w USA też szaleje i obecnie jest najwyższa od 1982 roku, dobijając do 7 proc.
Sposób na inflację: skończyć z dyktatem koncernów
Znalezienie pretekstu do podnoszenia cen to jedno, ale jest jeszcze coś, co pomaga globalnym koncernom w tych gierkach. W Polsce rzadko mówimy o tym problemie. Że niby nas nie dotyczy? To, że żadna z polskich firm nie podbiła światowego rynku, nie znaczy, że Polacy nie padli ofiarą zachłanności gigantów.
I to wcale nie jest jakaś tam teoria spiskowa lewaków, którzy w zachłanności koncernów upatrują wtórnych przyczyn inflacji. Zaledwie w listopadzie na ten proces zwrócił uwagę Robert Reich, były sekretarz pracy w administracji Billa Clintona. Jego zdaniem zerwane w wyniku pandemii łańcuchy dostaw, które są winne inflacji dość szybko się naprawią i przestaną podbijać ceny, ale pozostanie z nami drugi jej strukturalny powód podwyżek – koncentracja gospodarki w rękach korporacji, które mogą swobodnie kształtować ceny na globalnych rynkach. I robią to, podnosząc je.
Zdaniem tego wpływowego niegdyś amerykańskiego polityka prawdziwa walką z inflacją nie powinna się ograniczać jedynie do podnoszenia stóp procentowych, ale musi jednocześnie skupić się na rozbijaniu duopoli i oligopoli, które zawładnęły wieloma branżami.
Niezdrową sytuację mamy w branży farmaceutycznej albo w branży środków higieny. Ostatnio prasa – również w Polsce – pisała o wielkich podwyżkach cen papieru toaletowego i chusteczek higienicznych. Wiecie, ile ich główni producenci zarabiają. Marże sięgają – bagatela – 25 proc.
Wróćmy do Polski i płynu do naczyń. Jak zauważył jakiś czas temu Business Insider to jeden z pięciu najbardziej drożejących w 2021 r. produktów w Polsce. Jego cena od stycznia 2021 r. do listopada wzrosła o 32 proc., a bywały momenty, kiedy w stosunku do cen ze stycznia cena skoczyła o ponad 100 proc. Tak było we wrześniu, kiedy skok cenowy sięgnął prawie 108 proc.
Jednak na pierwszym miejscu wśród najmocniej drożejących produktów w Polsce jest czarna herbata. Od stycznia do listopada 2021 r. podrożała o 165 proc. A teraz sprawdźcie sobie, kto rozdaje karty na jednym i drugim rynku.
Tak, owszem, ceny surowców rosły w tym roku mocno i częściowo odpowiadają za wzrost cen. Ale w takiej samej części staliśmy się ofiarą koncernów za dużych, żeby nie zarabiać jeszcze więcej. Padliśmy ofiarą pozorowanej konkurencyjności.
I tak mi się przypomina, jak w 2014 r. Peter Thiel, twórca PayPala napisał w „The Wall Street Journal”, że konkurencyjność jest dla frajerów, a tak naprawdę liczy się tylko zbudowanie monopolu. Na tym polega obecnie kapitalizm.