REKLAMA

Ceny prądu szaleją, rząd ciągnie za hamulec. Obniżka opłat to jednak za mało, gdy Bruksela zaostrza kurs

Z jednej strony propozycja obniżenia akcyzy i opłaty przejściowej. Z drugiej coraz głośniejsze, europejskie deklaracje odchodzenia od węgla i pomysł wprowadzenia ceny na dolny poziom emisji dwutlenku węgla. W tle ceny prądu. Kto wygra?

ceny prądu w Polsce w 2020
REKLAMA

System cen emisji CO2 w Europie stał się jednym z głównych instrumentów, za pomocą którego Bruksela chce wymuszać energetyczne zmiany. Jeszcze 2 lata temu za wyprodukowania tony dwutlenku węgla trzeba było zapłacić w granicach 5-6 euro. Ale to już przeszłość, która raczej nie ma szans na powrót. Pod koniec lipca za emisję tony CO2 trzeba było zapłacić prawie 30 euro (29,46). Teraz ta cena jest w granicach 24 euro.

REKLAMA

A właśnie ten czynnik miał wpływ — zwłaszcza w przypadku gospodarek w dużym stopniu uzależnionych od węgla — na wzrost cen energii. W Polsce na chwilę zyskaliśmy polityczną ochronę, która jednak potrwa tylko do końca tego roku. Tymczasem na Starym Kontynencie wraca temat o wprowadzeniu cen na dolny poziom emisji CO2. Nasz rząd tak naprawdę nie ma wyboru i musi uciekać w drugą stronę.

Niższa akcyza i opłata przejściowa

Chociaż jesteśmy na finiszu kampanii wyborczej i w tym czasie podejmowanie tematów ryzykownych jest dowodem raczej na brak politycznej sprawności, to jednak od tematu ceny prądu naprawdę trudno uciec. Minister energii Krzysztof Tchórzewski pochwalił się, że jest już po ustaleniach z resortem finansów i dzięki tym konsultacjom powstał pomysł, jak przed przyszłorocznym podwyżkami energii uchronić portfele Polaków. 

Tą receptą na wzrost ceny prądu ma być obniżenie akcyzy oraz opłaty przejściowej. Dzięki temu podwyżkę mamy odczuć tylko połowicznie.

Opłata przejściowa, czyli zjadanie własnego ogona

Tę zapowiedź można po części traktować, jako wycofanie się rządu z wcześniej podjętych ustaleń. Chodzi o opłatę przejściową, która określała sposób pomocy publicznej – dofinansowania inwestycji w elektrowniach węglowych sięgających lat 90. W 2016 r. podniesiono ją średnio o 73 proc. Teraz, ratując się przed kolejnymi podwyżkami, Ministerstwo Energii jak najpoważniej analizuje wycofanie się z tej opłaty.

Poziom akcyzy już teraz szuka dna

Innym pomysłem na ochronę przed podwyżkami ceny prądu jest obniżenie akcyzy z tytułu sprzedaży energii elektryczne. Tyle tylko, że tutaj wcześniej rząd też mieszał. W tym roku akcyzę znacznie zmniejszono: z 20 zł/MWh do 5 zł/MWh. Dalsze obniżki mogłyby obejmować tylko wybrane sektory gospodarki. Inna sprawa, że w takim przypadku trzeba byłoby pytać o zgodę Komisję Europejską.

Akcyza na energię to dla Brukseli jeden z podatków zharmonizowanych i dla gospodarstw domowych nie może być niższa niż 0,5 euro/MWh i 1 euro/MWH w przypadku sektorów gospodarki (z wyjątkiem rolnictwa, leśnictwa i transportu elektrycznego). Przy kursie w okolicach 4 zł za 1 euro marginesu w takim razie do obniżek Polska za dużych może nie mieć. 

Polska chce być, jak Indie

Możemy zżymać się na antywęglową retorykę w Europie i powtarzać w kółko, że Polska stała, stoi i stać będzie "czarnym złotem". Niestety jesteśmy w tej opinii w Europie coraz bardziej osamotnieni. Owszem, w czerwcu, podczas Rady Europy, Polska — obok Estonii, Czech i Węgier — sprzeciwiła się neutralności klimatycznej UE od 2050 r. Jednak po trzech miesiącach, w tle z układaniem nowego składu Komisji Europejskiej i politycznych puzzli, odchodzą od nas kolejni sojusznicy. I powoli na tym placu boju zostajemy sami.

Warto zauważyć, że sam rząd Mateusza Morawieckiego nieco zmienił już taktykę i przynajmniej stara się poruszać torem, którym swego czasu, jeszcze przed podpisaniem Porozumień Paryskich, poruszali się Hindusi.

Indie, namawiane do klimatycznych działań, też nie zaprzeczały ich zasadności. Twierdziły tylko, że na to potrzebna jest spora kasa. I jak międzynarodowa społeczność obiecała im stały zastrzyk gotówki — pod światowym porozumieniem zaraz znalazły się podpisy przedstawicieli indyjskiego rządu. Czy Polsce podobna taktyka wyjdzie na dobre? Na razie Unia Europejska planuje tylko bardziej przykręcić antywęglowy kurek. 

Ceny prądu z węgla będą szły w górę

Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że Komisja Europejska w nowym składzie będzie jeszcze bardziej ukierunkowania na działania strukturalne mające na celu chronić klimat. Takie wnioski płyną chociażby po przesłuchaniach kandydatki na urząd komisarza ds. energii – Kadri Simson z Estonii, która opowiedziała się za wprowadzeniem na granicach UE podatku węglowego. Za emisję CO2 mieliby płacić sami mieszkańcy UE, a towary spoza UE obarczone byłyby węglowym cłem.

Wraca też jak bumerang temat ustalenia dolnego progu cen emisji dwutlenku węgla. W Europie oczekuje się, że na początku będzie ustalony na poziomie 12 euro za tonę, ale docelowo — w 2030 r. już 43 euro za tonę emisji CO2, czyli prawie dwa razy więcej niż trzeba płacić teraz. Już w grudniu 2018 r. o wprowadzenie takiego mechanizmu postulowały takie kraje jak Dania, Szwecja, czy Finlandia. 

Pierwsza swoich sił z dolnymi poziomami cen ca emisję CO2 ma próbować Holandia, które chce to wprowadzić już w przyszłym roku. Jak tak się rzeczywiście stanie — presja na wprowadzenie tego u siebie na inne kraje i na całą UE — będzie jeszcze większa. A to gospodarki uzależnione od węgla może wpędzić tylko w poważniejsze tarapaty. 

REKLAMA

Zabiegi ministra energii z obniżeniem akcyzy i opłaty przejściowej mogą więc nie spełnić swojej funkcji i przed podwyżkami ceny prądu nas jednak nie uratować. Z antywęglowych planów Brukseli wynika jednak jeszcze jedno. Taktyka UE wydaje się niezmienna.

Czy to nam się podoba, czy nie, szczególnie w Polsce musimy zacząć na poważnie dyskutować o koniecznych działaniach zmierzających do wyraźnych modyfikacji w naszym miksie energetycznym, gdzie na razie dzieli i rządzi węgiel. Dobrze, jakby taka dyskusja wywołana była nie w roku wyborczym. Wtedy będzie szansa na rzeczywiste efekty.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA