REKLAMA

Na rynku gazu trzeba rozpychać się łokciami. Co z cenami?

Jeżeli kryzys energetyczny byłby oceniany wyłącznie przez pryzmat ceny gazu, to można byłoby chyba odwoływać w końcu alarm. Jesteśmy wszak na poziomach cenowych ostatni raz obserwowanych w pierwszej dekadzie grudnia 2021 r. To wcale jednak nie znaczy, że od teraz zapanuje wszędzie energetyczny spokój. Brak gazu z Rosji spowodował ogromną wyrwę w rynku i trzeba sobie z tym jakoś poradzić. Popyt na ten surowiec wciąż nie zwalnia. Dlatego eksperci wskazują, że ceny już niżej nie spadną.

Na rynku gazu trzeba rozpychać się łokciami. Co z cenami?
REKLAMA

Chyba nic tak dobrze nie ukazuje obecnego kryzysu energetycznego, jak wykres przedstawiający zmiany w tym czasie dotyczące ceny gazu. Dwa lata temu, w połowie lutego, za 1 MWh gazu na giełdzie Dutch TTF Natural Gas Futures trzeba było płacić raptem ok. 17 euro. Rok temu to już było jakieś 66 euro, prawie cztery razy więcej. Absolutny rekord padł 26 sierpnia 2022 r., kiedy za 1 MWh gazu płaciliśmy nawet ponad 338 euro. Okazuje się, że to był szczyt, z którego spadamy. Do teraz. Jeszcze w pierwszej dekadzie grudnia ub.r. cena gazu wynosiła prawie 150 euro. Na początku stycznia 2023 r. to było już mniej niż 80 euro. A w ostatnich dniach znaleźliśmy się nawet na poziomie poniżej 53 euro. To wartości ostatni raz obserwowane na początku grudnia 2021 r. Znacznie spokojniejszą atmosferę widać też wyraźnie w kontraktach długoterminowych. Np. te na drugi kwartał 2023 r. wyceniane są teraz na 53 euro, a te na okres między lipcem a wrześniem (Q3) - na lekko ponad 54 euro. Ale to wcale nie znaczy, że możemy już spać spokojnie. Bo przecież nie tylko Europa chce jak najszybciej zasypać dziurę po gazie z Rosji.

REKLAMA

Cena gazu: na dnie nie zostaniemy zbyt długo

Na ten spadek cenowy wpływ miało kilka czynników. Po pierwsze Bruksela dobrze poradziła sobie z alarmowym wypełnianiem magazynów gazu. Ich średnie wypełnienie obecnie (stan na 11 luty) wynosi ponad 66 proc., Polska z wynikiem blisko 78,5 proc. jest w ścisłej, europejskiej czołówce. Analitycy szacują, że sezon grzewczy powinien zakończyć się wypełnieniem magazynów powyżej 50 proc. To dobry sygnał. Gorszy to taki, że przez bardzo ciepłą zimę mamy do czynienia z relatywnie niskim zużyciem energetycznym w przemyśle. Michał Stajniak przekonuje, że jeśli dołożymy do tego obecne dostawy, to zauważymy, że są one mniejsze niż rok temu, kiedy to cały czas płynął do nas gaz rosyjski.

Warto przy tej okazji też zwrócić uwagę na to, że ekstremalnie tani jest także gaz amerykański. Korekta od jego szczytu sięgnęła już blisko 75 proc. 

Stany Zjednoczone chcą sprzedawać tani gaz

Sporą chęć na wypełnienie europejskiej dziury po gazie z Rosji mają Stany Zjednoczone. Nic więc dziwnego, że Waszyngton stawia na zwiększenie produkcji surowca w latach 2023-2024. Większa podaż ma wyhamować cenowy marsz w górę gazu. 

REKLAMA

Agencja w swoim opracowaniu zauważa, że w 2023 r. nie planuje się uruchomienia żadnych nowych instalacji eksportowych LNG w USA. A do tego wszystkiego, coraz lepszą pozycję w miksach energetycznych mają zajmować OZE. I znowu koło ratunkowe ma nam rzucić pogoda. 

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA