REKLAMA

Taksówkarze koszą niebywałą kasę. Przebierają w klientach, windują ceny w kosmos. A Polacy jeżdżą

Na mnożnikach na 20 kursów mam 10, które wypadają drożej niż kursy z szyby. I klienci dalej jeżdżą. Bo nie mają wyboru – opowiada Bizblog.pl jeden z warszawskich taksówkarzy. Po poluzowaniu obostrzeń branża przeżywa hossę. Kierowcy Free Now, Ubera, Bolta, iTaxi i tradycyjnych korporacji są rozchwytywani.

Taksówkarze koszą niebywałą kasę. Przebierają w klientach, windują ceny w kosmos. A Polacy jeżdżą
REKLAMA

Rozwinięte kraje wycofują się z lockdownu, na ulice wraca życie towarzyskie, a biurowce znów zapełniają się białymi kołnierzykami. Pracownicy korpo wychodzą z pracy, młodzież zbiera się do wyjścia z imprezy i… okazuje się, że jednych i drugich nie ma kto odebrać. Niemożliwe? Za granicą dojazd na lotnisko Uberem już graniczy z cudem.

REKLAMA

W Polsce klienci też godzą się z wyższymi cenami i problemami ze złapaniem kursu. A będzie jeszcze gorzej, jeżeli platformy i korporacje taksówkarskie nie uporają się z olbrzymimi brakami kadrowymi.

Brakuje taksówkarzy

Free Now otwarcie przyznaje, że w trakcie wakacji musi znaleźć 5 tys. nowych kierowców. Dlaczego? Spółka pisze, że od połowy maja liczba klientów rośnie o 20 proc. co tydzień. Obecny skok liczby pasażerów nie uzasadnia wprawdzie tak intensywnej rekrutacji, firma zakłada jednak prawdopodobnie, że skoro w wakacje jeździmy chętniej niż ostatnio, to na jesieni czeka nas prawdziwy boom.

Na razie z taksówek zaczęli korzystać klienci restauracji, kawiarenek i pubów. Z naciskiem na tych ostatnich.

Z dniem otwarcia lokali do zewnętrznego serwisu, podczas szczytowych godzin nocnych, platforma FREE NOW odnotowała prawie cztery razy więcej (+365 proc.) unikalnych zamówień, niż tydzień wcześniej. Szczyty zamówień FREE NOW przypadają w sobotę między godziną 19:00 a 20:00 oraz nocą w niedzielę - od północy do godziny 4.00 nad ranem

– informuje Free Now

Wraz z tym trendem, kierowcy musieli przenieść się z obrzeży miast do centrum. Jak widać poniżej:

 class="wp-image-1471456"
źr: materiały Free Now

Firmy taksówkowe walczą z wysokimi cenami

Stało się to, co stać się musiało. Po długich miesiącach zamknięcia Polacy ruszyli w miasto. Tyle że wcześniej wymęczeni pandemią taksówkarze zaczęli masowo rezygnować z pracy. W najgorszym momencie liczba kursów spadła o 80-90 proc. Kierowcy pozdejmowali koguty i zaczęli dowozić jedzenie, najęli się w firmach transportowych. Młodsi wybierali czasami budowlankę, która przeżywa ostatnio złoty okres.

Teraz sytuacja się odwraca. To nie taksówkarze potrzebują kursów. To złaknieni szybkiej i wygodnej podwózki klienci rozglądają się za wolnymi kierowcami. Potężne problemy mają tradycyjne korporacje taksówkowe, z których kierowcy najpierw zaczęli uciekać na platformy z aplikacjami, a pozostali wykruszali się z każdym tygodniem trwania obostrzeń pandemicznych.

Według naszych informacji braki kadrowe dotknęły także Ubera i Bolta. Napisaliśmy do obu firm z pytaniem o ich sytuację po zluzowaniu restrykcji, ale do momentu publikacji nie otrzymaliśmy odpowiedzi.

Wszystkie korporacje mają dziś problem z kierowcami

– potwierdza Bizblog.pl osoba znająca realia branży taksówkowej

A jeżeli podaż nie odpowiada popytowi, pojawia się nierównowaga na niekorzyść klienta. Jeden z naszych redakcyjnych kolegów ze Spider’s Web opowiada, że około godz. 13.00 (czyli poza godzinami szczytu) chciał zamówić przejazd dla swojego taty. Po 15 minutach prób zdecydował się wsiąść w samochód i zawieźć go na miejsce swoim samochodem.

A co jeżeli złapiemy już chętnego kierowcę? Musimy liczyć się z tym, że trafimy na mnożniki podbijające kilometrówki nawet 2- albo i 3-krotnie.

Na mnożnikach na 20 kursów mam 10, które wypadają drożej niż kursy z szyby. I klienci jeżdżą. Bo nie mają wyboru

– przyznaje nasz informator

W ten sposób teoretycznie niskie stawki, które oferują platformy nierzadko przewyższają te znane z korporacji. 3 zł za kilometr? A dlaczego nie?

Firmy starają się z tym walczyć za pomocą ofert cen gwarantowanych. Sęk w tym, że taksówkarze nie mają obowiązku brać takich zleceń. I przy ogromnym zainteresowaniu oczywiście się do tego nie kwapią. Jeżeli spółka chce ich do tego zachęcić musi po zakończeniu kursu, dyskretnie (bo poza wzrokiem klienta) dosypać kierowcy nieco pieniędzy.

Free Now i reszta kuszą kierowców

Do tego dochodzą różne programy motywacyjne. Bolt płaci bonusy za liczbę wyjeżdżonych przejazdów. Za 60 przejazdów w tygodniu roboczym – 200 zł do 300 zł. Za 50 do 70 kursów w weekendy taksówkarz może zainkasować kolejnych 400-500 zł. Dzięki temu kierowcy mogą wyciągnąć 800 zł tygodniowo z samych premii.

Taksówkarzy kusi też Free Now.

Prowadzimy program poleceń dla nowych kierowców, za który oferujemy bonus pieniężny dla poleconego i polecającego. Nowi kierowcy, oprócz wysokiej liczby zleceń od pasażerów, mogą też liczyć na tygodniowe bonusy na start z FREE NOW – nawet 3600 zł przez pierwsze 4 tygodnie

– mówi Bizblog.pl Krzysztof Urban, dyrektor zarządzający Free Now w Polsce

I dodaje, że firma podkreśla takie cechy współpracy, jak: duża liczba kursów, niska prowizja 16 proc. netto od zrealizowanego kursu, dodatkowe bonusy, obroty powyżej 2500 zł tygodniowo, wsparcie lokalnego biura…

Uber? Dziękuję, postoję

Widzicie? Firmy taksówkowe są dzisiaj pod ścianą. Ale to i tak nic w porównaniu z tym, co dzieje się za granicą, szczególnie w USA. Pisaliśmy niedawno o lotnisku pod Los Angeles, na którym pasażerowie zamiast złapać kurs do domu, podziwiają zachodzące słońce. Część z nich deklaruje, że absurdalnie długi czas oczekiwania i wysokie ceny na dobre zniechęciły ich do Ubera i jemu podobnych.

Taka sytuacja jest na wielu innych lotniskach. Kierowcy nie przyjmują zleceń. Jeżeli przyjeżdżają, na wstępie rzucają, że bez dopłaty ekstra się nie obędzie. Jak za starych, dobrych czasów na polskim rynku pracy: Rób co mówię, bo mam dziesięciu na twoje miejsce.

Ceny Ubera i Lyfta do JFK (lotnisko w Nowym Jorku – przyp. red.) są teraz absolutnym rabunkiem, więc biorę żółtą taksówkę za (dosłownie) połowę ceny. Nie przeszkadzało mi stanie w deszczu, żeby ją złapać, choć ostatni raz robiłem to lata temu

– pisze jeden z użytkowników Twittera

Moja narzeczona zamówiła Ubera wczoraj wieczorem na lot o 4.30. Nikt jej nie odebrał. Musiałem ją zawieźć (…) Powiedziałem jej, że jeśli chodzi o loty wczesną porą powinniśmy znów zacząć szukać firm taksówkowych

– skarży się kolejny.

Następny podróżny twierdzi, że po przylocie na lotnisko w Londynie kurs zrzuciło mu kolejno trzech kierowców. Mężczyzna zdecydował się w końcu na tradycyjną taksówkę.

REKLAMA

Ciekawe czasy. Rynkowym innowatorom, takim jak Uber, grozi dzisiaj masowy odpływ klientów. Z kryzysu najszybciej wygrzebią się ci, którzy zagwarantują klientom krótki czas oczekiwania na kierowcę i nie przeszarżują jednocześnie z cenami.

Nie wiem, jak za granicą, ale w Polsce oznacza to zabieganie o komfort i wygodę taksówkarzy. Może tylko na moment, ale kierowcy taksówek stają się wielkimi wygranymi pierwszej popandemicznej odwilży. No chyba że wariant Delta uderzy w Polskę na jesieni, a rząd zdecyduje się na przywrócenie restrykcji. Wtedy taksówkowe eldorado skończy się, zanim na dobre się zacznie.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA