REKLAMA

Polacy zbuntowali się przeciwko totalnemu zaciemnieniu. Miasta w panice, LED-y nowym hitem

Rewolucja na polskich ulicach rozkręca się na dobre. Nie chodzi o nowelizacje przepisów drogowych, a wielką wymianę oświetlenia w lampach oświetlających drogi i chodniki. Trudno znaleźć dzisiaj samorząd, który nie zaczął wkręcać energooszczędnych lamp, albo przynajmniej tego nie rozważa. Metropolie mogą na tym zyskać nawet kilkanaście milionów złotych oszczędności. To zresztą dla samorządowców jedyna droga, jeżeli nie chcą skończyć powieszeni za wiadomą część ciała przez wyborców.

Polacy zbuntowali się przeciwko totalnemu zaciemnieniu. Miasta w panice, LED-y nowym hitem
REKLAMA

Szału na punkcie LED-ów na razie nie widać. Regały w sklepach uginają się pod ich ciężarami, co sugeruje, że przeciętny Kowalski jeżeli miał zamiar wymienić oświetlenie na takie, które pożera mniej prądu, to już dawno to zrobił. Z drugiej strony kto wie, może rosnąca w bezprecedensowym tempie cena energii elektrycznej skłoni do takich inwestycji więcej osób.

REKLAMA

Rzucanie światła na skwery, ulice i chodniki pożera zwykle ponad połowę ich całkowitego zapotrzebowania na prąd. Samorządy nie mogą też liczyć na ochronę cen ze strony URE. Efekt? W ciągu ostatnich lat podwyżki cen energii sięgają w zależności od miasta od kilkudziesięciu do ponad 300 proc. Gdy Związek Miast Polskich zrobił ankietę z pytaniami w tej kwestii, patrząc na odpowiedzi można było złapać się za głowy. Przykładowo:

  • Rzeszów – 320 proc.
  • Bydgoszcz – 300 proc.
  • Sopot – 150 proc.

Im większe miasto tym bardziej odczuje nadchodzącą drożyznę. Prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski poskarżył się w mediach społecznościowych, że stolica zapłaci za energię w przyszłym roku prawie 950 mln zł.

To ponad dwukrotnie więcej niż w roku 2022 i grubo ponad trzy razy (!!!) więcej niż w 2021. Skala podwyżek jest gigantyczna

– dodał.

Łącznie w skali kraju gminy zapłacą za prąd 5 mld zł więcej. Odpowiedź?

Samorządy zainteresowały się lampami LED

I to nie, że sondują rynek, badają ceny, kalkulują i liczą, czy inwestycja w energooszczędność im się zwróci. Bo przy obecnych cenach wygląda na to, że zwróci im się błyskawicznie. Zamówienie goni zamówienie. Warszawa w najbliższych miesiącach chce wymienić 38 tys. lamp za 32 mln zł, ale liczy, że już w pierwszym roku uda jej się dzięki temu zaoszczędzić 24 mln zł.

Coś mi się wydaje, że znamy już kolejnego biznesowego wygranego tego całego kryzysu energetycznego. Według szacunków Northeast Group do końca bieżącej dekady 70 proc. miejskiego oświetlenia będzie bazować na LED-ach, a globalna wartość rynku sięgnie 28,1 mld dol. To całkiem możliwe, bo samorządy stoją dzisiaj przed wyborem jednej z dwóch opcji:

Wyłączać oświetlenie albo inwestować w energooszczędność.

Na te pierwsze miasta decydują się raczej niechętnie. Znamienna jest tu historia Świdnika, którego władze zaczęły wyłączać światło w późnych godzinach nocnych na wybranych ulicach. Eksperyment potrwał kilka dni i zakończył się furią mieszkańców.

Wójt gminy Dąbrówno opowiadał „Gazecie Olsztyńskiej”, że nawet nie próbował podobnych zagrywek. Gdy jego poprzednik zaczął wygaszać latarnie pewien wściekły wyborca powybijał szyby w oknach urzędu.

REKLAMA

 To chyba nie jest dobry pomysł

- kwituje wójt.

Jaki widać wnioski lokalni politycy potrafią już sami wyciągnąć. Zaciemnianie ulic nie jest u nas efektem dojścia do głosu rozsądku i gospodarności. W oczach rodaków uchodzi raczej za przejawem nieudolności i olewania potrzeb mieszkańców. Polacy po prostu nie są gotowi na takie poświęcenie, choć za granicami hasła o gaszeniu oświetlenia na autostradach i okrywaniu ulic całkowitą ciemnością padają całkowicie serio. Ba, naprawdę są realizowane.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA