Pierwsze śliwki robaczywki – tak chciałem zacząć ten tekst, ale w kontekście sieci handlowej nie będzie to pewnie zbyt fortunne. Napiszmy więc lepiej: pierwsze koty za płoty. Lidl raczkuje dopiero ze sprzedażą przez internet i właśnie dostał cenną lekcję. A ta brzmi: grudzień to w świecie e-commerce kompletnie inny świat.
Właśnie otrzymałem wiadomość, że zamówienie, które było realizowane od 11.12, zostało anulowane. Nie mam prezentu, nie mam pieniędzy. Może niech Lidl powie teraz mojemu dziecku, że sprzedaje coś, czego nie ma - Lego Boost
– piekli się na fanpage’u sieci jeden z klientów.
Takich, jak on są setki. Lidl wrzucił post, chcąc pochwalić się promocją na karpia. W zamian sieć dostała litanię skarg i zażaleń. Pojawiły się nawet groźby zgłoszenia sprawy do UOKiK.
Reakcja sieci
Część internautów pisze, że swoje świąteczne zamówienia złożyło pod koniec listopada. Oznacza to, że na dostawę czekają już niemal od miesiąca. Dzisiaj można już chyba z pewnością powiedzieć, że wielu z nich nie zobaczy swoich prezentów pod choinką. I biorąc pod uwagę liczbę reklamacji, nie wiadomo, czy mogą się spodziewać dostawy jeszcze w tym roku.
Ci, którzy dostaną zamówienia po 1 stycznia i tak mogą się zresztą uważać za szczęściarzy. Lidl zdążył już odwołać niektóre zamówienia ze względu na braki w magazynach.
Trzeba jednak przyznać, że dyskonter nie chowa głowy w piasek. Administratorzy szybko odpowiadają na komentarze internautów. Wyżej cytowany klient przyznaje, że dostał już zwrot pieniędzy. Sieć odpowiada na dosłownie każdy sygnał o nieprawidłowościach. Na oficjalnej stronie internetowej pojawiło się też oświadczenie:
„Uprzejmie informujemy, że w związku z dużym zainteresowaniem, czas dostawy zamówień ze sklepu online Lidl może ulec wydłużeniu. Serdecznie przepraszamy i prosimy o cierpliwość. Jednocześnie informujemy, że po wysłaniu Państwa zamówienia z magazynu, na koncie Klienta pojawi się możliwość śledzenia przesyłki. Niezwłocznie po przekazaniu paczki do firmy kurierskiej zostaną Państwo poinformowani mailowo. Informujemy, że nie ma możliwości przyspieszenia lub zmiany terminu dostawy.
Lekcja Lidla
Lidla płaci w ten sposób frycowe. Sieć ruszyła ze sprzedażą przez internet w kwietniu tego roku. Najwyraźniej centrala nie doceniła jednak przedświątecznego boomu zakupowego.
Uczciwie mówiąc – dyskonter nie jest pierwszym, który nie docenił popularności sprzedaży online. Przypomnijmy sobie chociażby, co w ostatnich latach działo się wokół inPostu. W trakcie grudniowego peaku firmy kurierskie przerzucają w magazynach ponad pół miliona paczek dziennie. Paczkomaty zaczynały się korkować, a klienci nie omieszkiwali wylać swojej złości w komentarzach.
Dzisiaj prezes Integer Rafał Brzoska jest mądrzejszy o liczne potknięcia, jakie zdarzyły mu się po drodze. Firma dmucha na zimne, w tym roku ma dostarczać przesyłki w wigilię do godz. 15. Same Paczkomaty również dostały usprawnienia, dzięki którym odbieranie paczek ma przebiegać szybciej niż dotychczas.
Właściwa organizacja pracy i utowarowienie wymagają jednak pewnego doświadczenia. I właśnie jego zabrakło w tym roku Lidlowi. Nawiasem mówiąc – wyobrażacie sobie, co by się stało, gdyby swój sklep internetowy uruchomiła w tym roku Biedronka? Nawet nie chcę sobie tego wyobrażać.