Lidl, Biedronka i Rossmann ratują Polakom skórę. Pozostałe sklepy z Żabką na czele rozczarowały
Biedniejący Polacy chcą kupować głównie na promocjach, tylko, że sklepy kramik z promocjami zwijają. Na szczęście nie grozi nam raczej ani głód ani brak mydła, bo dyskonty i drogerie jako jedyne w szczycie sezonu świątecznego ostro zwiększyły liczbę promocji i to nawet o połowę w porównaniu do tego samego okresu rok wcześniej. Uff. Gorzej z i hipermarketami i sklepami RTV/AGD. Handel ewidentnie zaczął ostro zwalniać i zaciskać pasa.
Inflacja przestraszyła Polaków i wygląda na to, że deklaracje, iż będą kupować głównie wtedy, jak coś będzie w promocji, wcale nie są wyssane z palca. Tak na marginesie, wiedzieliście, że inflacji boimy się bardziej niż wojny, a nawet bardziej niż o zdrowie bliskich? Z niedawnych badań UCE Research i platformy ePsycholodzy.pl wynika, że rosnących cen konsumenckich obawia się 50,8 proc. Polaków, a tego, że zachorują im bliscy - 38,4 proc., wojny i konfliktu zbrojnego na terenie Polski – 27,1 proc.
Inflacja pcha nas w sidła promocji
Przed świętami aż 70 proc. z nas zapowiadało, że zakupy będzie robić głównie na promocjach. Ja z kolei znam badania, według których przed świętami 89 proc. badanych zapowiadało, że będzie szukało produktów w promocjach, co jeszcze nie oznacza, że jak jak promocji nie będzie, to nic nie kupią. Tak czy inaczej promocje stały się dla konsumentów jeszcze ważniejsze niż do tej pory.
To samo badanie UCE Research i Grupy BLIX rok temu pokazało, że promocji szukało 82 proc. konsumentów – o kilka ładnych punktów procentowych mniej niż pod koniec 2022 r. Niestety handel ma coraz bardziej pod górkę i zaczyna zaciskać pasa, ograniczając liczbę promocji właśnie wtedy, kiedy klienci potrzebują ich najbardziej.
Wiecie, jak to było w szczycie przedświątecznych zakupów? Okazuje się, że w dniach 23 listopada - 23 grudnia sprzedawcy zorganizowali 0,8 proc, mniej promocji. To dane UCE Research i Hiper-Com Poland, pozyskane na całkiem niezłej próbie, bo w 39 tys. sklepów prowadzonych przez 90 sieci handlowych.
Spadek o 0,8 proc. to tak mało, że szkoda byłoby nawet o tym gadać, gdyby nie to, że pod średnią statystyczną kryje się coś niezwykle ciekawego, bo ową średnią zaburzyły dyskonty i drogerie. W dyskontach, głównie w Lidlu i Biedronce, w badanych okresie promocji było aż o 50,7 proc. więcej niż o tej samej porze rok wcześniej. W drogeriach, czyli Rossmannie, Hebe i Naturze, wzrost sięgnął 20,2 proc.
Okazje znikają ze sklepowych półek
Pięknie! Z głodu nie umrzemy i myć będzie się czym, bo można upolować taniej trochę żywności, mydło i papier toaletowy, choć to jeszcze nie znaczy, że w promocji jest tak tanio jak było rok temu.
Ale jeszcze ciekawiej robi się, kiedy odjąć te zaburzające średnią dane z dyskontów i drogerii. Wtedy okaże się, że w przedświątecznym okresie handel zorganizował o 6 proc. mniej promocji rok do roku.
A jak przyjrzeć się poszczególnym kategoriom sklepów to już w ogóle smuteczek, bo liczba promocji w hipermarketach, czyli tam, gdzie spodziewamy się ich najwięcej, spadła o 4 proc. rok do roku, a w sklepach typu convenience (Żabka!) aż o 12,5 proc.
Coraz gorzej najwyraźniej przędą sklepy z kategorii dom i ogród, bo tam liczba promocji spadła o 17,5 proc., a sklepy ze sprzętem RTV AGD wycięły aż 24 proc. promocji. Ta kategoria jest o tyle zaskakujące, że jak słuchacie choćby radia, to możecie odnieść wrażenie, że w tym sektorze promocja goni promocję. No cóż, nic bardziej mylnego.
Jeśli takie zwijanie kramiku z promocjami utrzyma się w najbliższym czasie, wielu Polaków srogo się rozczaruje, bo jak wynika z badania Channel Factory Festive Season 2022, podczas styczniowych poświątecznych obniżek cen najwięcej z nas planowało upolować właśnie elektronikę w obniżonych cenach (53 proc.). Może trzeba będzie zacząć jej szukać w dyskontach?
Tak czy inaczej, teraz przynajmniej będziemy wiedzieli, czy stojąc przed czerwonym banerem krzyczącym o obniżonej cenie naprawdę mamy do czynienia z promocją czy tylko ktoś tu próbuje nas zrobić w konia.
Od 1 stycznia 2023 r. w końcu i Polska wdrożyła unijna dyrektywę Omnibus (w końcu, bo mieliśmy to zrobić do maja ubiegłego roku), dzięki której między innymi sklepy mają obowiązek podawać nie tylko cenę przed obniżką, ale również najniższą cenę tego produktu z ostatnich 30 dni.
Dzięki temu sprzedawcy nie będą mogli już sztucznie podnosić cen na dzień przed promocją, żeby mieć z czego schodzić, sprzedać produkt jeszcze drożej niż dwa dni temu i udawać, że to okazja.