REKLAMA

Sprytni Polacy na wczasach? Numer z zajmowaniem leżaków już nie przejdzie. Posypią się słone kary

Narodowy sport Polaków na wczasach, czyli poranne zrywanie się i bieganie na basen czy plażę, aby zająć najlepszą miejscówkę, już nie przejdzie. Na nic zda się pozostawienie ręczników czy kapeluszy. Kurorty postanowiły tępić tego typu zachowania i nakładać słone kary za niewłaściwe zachowanie. Lista, jak bezsensu stracić pieniądze na zagranicznych wakacjach, jest długa.

Sprytni Polacy na wczasach? Numer z zajmowaniem leżaków już nie przejdzie. Posypią się słone kary
REKLAMA

Brytyjczycy już płaczą, że Hiszpanie zrujnują ich karami, które wchodzą za dwa tygodnie. Straszą swoich rodaków równowartością 3200 zł. Polakom na bank też się oberwie i to z kilku powodów. Po pierwsze Hiszpania to jeden z najpopularniejszych kierunków wczasowych w naszym kraju, po drugie naszym znakiem rozpoznawczym jest zajmowanie leżaków przez rzucanie na nich ręczników, a to jeden z punktów, który Hiszpanie postanowili zbanować.

REKLAMA

Znacie te historie sprytnych wczasowiczów z Polski, co jadą na wakacje all inclusive, wstają o szóstej rano, biegną na plaże, żeby zająć najlepszy leżak, zostawiając na nim swój ręcznik i idą dalej spać? A potem jakby nigdy nic przychodzą o 11.00, kiedy na plaży już tłum, a oni są królami życia z najlepszą miejscówką?

W Hiszpanii ten numer już nie przejdzie, bo władze zdecydowały zawalczyć o kulturę turystów. Jak? Bolesnymi mandatami, które zaczną obowiązywać w tamtejszych kurortach od 15 lipca. Taki numer z ręcznikiem będzie kosztował 30 euro. Po prostu ręcznik zostanie zabrany, a za jego odzyskanie trzeba będzie zapłacić. To już lepiej go poświęcić? Nie bardzo się da, jak wziąłeś ręcznik z hotelu, bo jak go nie oddasz, też zapłacisz 30 euro.

Kto bardziej sprytny i chce jednak ryzykować, może kupić sobie własny tańszy ręcznik w markecie. Tylko że w ten sposób przycwaniakuje na jednym froncie, a pułapek na źle wychowanego turystę czyha w Hiszpanii więcej.

Morze to nie bidet, a plaża to nie wanna

Potrzebujesz skorzystać z toalety, więc idziesz w krzaki albo do morza załatwić swoje potrzeby? 900 euro kary. Dużo. I bardzo dobrze, szczególnie że kurorty przy plażach ustawiają darmowe publiczne toalety.

Schodzisz z plaży na deptak w samym bikini albo bez koszuli? 300 euro. Taka zasada zresztą już obowiązuje na Majorce, a w restauracjach Playa de Palma sprostać wymaganiom jest jeszcze trudniej. T-shirt z nazwą ulubionego klubu nie wystarczy. Pewnie najlepsza będzie koszula, jeśli nie chcesz ryzykować, że cię nie obsłużą. Ale tak serio, to w restauracjach zakazane są po prostu kąpielówki, koszulki bez ramiączek czy koszulki piłkarskie.

Zostawmy stroje. Przy plażach często ustawowe się prysznice, by po kąpieli w morzu można było opłukać się ze słonej wody. Nie wolno pod nimi jednak używać żeli ani innych kosmetyków. A jak ktoś się skusi? Kara 700 euro. Gdyby komuś przyszło na myśl użyć mydła wręcz w morzu – to samo. Recydywa z używaniem żelu po prysznic grozi nawet deportacją, bo Hiszpanie bardzo dbają o środowisko, a mydło jest dla morskiej fauny i flory zabójcze.

Opalanie nago na plaży nie dla nudystów? 1000 euro kary. Rozbicie namiotu na piasku, żeby zaoszczędzić na hotelu? 2000 euro. Rozpalenie grilla na plaży? 3000 tys. euro.

Koniec z piciem alkoholu i paleniem papierosów na plaży

A, i jeszcze jedno, ale to już grosze, bo tylko 30 euro za palenie papierosów na brzegu morza. Powinniście wiedzieć, że na plaży palić nie można, jeśli wybieracie się do Galicji, Murcji, Katalonii, Andaluzji, Asturii, na Wyspy Kanaryjskie albo na Baleary.

No i pozostaje kwestia alkoholu, co do którego też wprowadzane są ograniczenia. Na Balearach w ogóle nie można pić alkoholu na plaży. Kurorty walczą z pijanymi turystami zakazując promocji happy hour, a w niektórych miejscowościach nie można kupić alkoholu między 21.30 a 8 rano. Nawet w pakietach all inclusive pojawiają się ograniczenia w liczbie dopuszczalnych drinków.

REKLAMA

Ciekawe, że o tych karach w hiszpańskich kurortach najwięcej pisze brytyjska prasa. Dla Brytyjczyków to popularny kierunek wakacyjny. Ale jeszcze ciekawsze, że owa prasa się lekko oburza, że Hiszpanie w ten sposób uderzą w brytyjskich turystów.

A może zamiast się oburzać wystarczy zaapelować do rodaków o trochę kultury? Krakowianie, wiedzą, o czym mowa, bo też kiedyś masowo gościli brytyjskich turystów, którzy często przyjeżdżali na wieczory kawalerskie. Na szczęście dla Krakowa ta moda już przeminęła. Może teraz jeżdżą właśnie do Hiszpanii?

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA