REKLAMA

Arogancja Horały powala. W pastwisko na CPK ładuje miliardy, ale kluczowi pracownicy to dla niego uprzywilejowana kasta

Utrzymywanie kilkuset kontrolerów lotu, którzy zarabiają kilkadziesiąt tysięcy złotych miesięcznie przerasta możliwości naszego kraju. Pozostaje chyba zamknąć kramik i wrócić do czasów, w których latanie samolotem było zarezerwowane dla elit.

Arogancja Horały powala. W pastwisko na CPK ładuje miliardy, ale kluczowi pracownicy to dla niego uprzywilejowana kasta
REKLAMA

Pewna niezwykle dobrze zarabiająca, uprzywilejowana grupa nie przyjmuje do wiadomości, że na jakiś czas musi nieco mniej zacząć zarabiać

– tłumaczył w „Radiu Zet” pełnomocnik rządu ds. budowy CPK Marcin Horała
REKLAMA

Tematem rozmowy był konflikt kontrolerów ruchu lotniczego z Polską Agencją Żeglugi Powietrznej. Zdaniem wiceministra infrastruktury osobami, które patrolują polskie niebo kieruje chciwość. Mają dużo więcej niż szary człowiek, a chcą jeszcze więcej. PAŻP nie stać na to, by spełniać ich zachcianki. Agencja utrzymuje się z własnych przychodów, a w trakcie kryzysu wywołanego covidem zarabiała mniej. Kontrolerzy ponoć nie potrafią tego zrozumieć, nie chcą dostawać mniej niż w 2019 r. I sabotują lotniska.

A przecież, ubolewa Horała, kontrolerzy mają się jak pączki w maśle

Według nowego regulaminu dostają ok. 30 tys. zł brutto. To będzie ponad 20 tys. zł na rękę. W budżecie PAŻP więcej się nie znajdzie, przekonuje pełnomocnik ds. CPK. Chwilę później dowiadujemy się, że ta cała posada kontrolera to trochę przeceniana jest.

Sami kontrolerzy na końcu egzaminują te osoby. To tak jak kiedyś było z adwokatami

– zaczął minister i ugryzł się w język

Prowadząca próbowała dopytać, czy to sugestia, że kontrolerzy celowo ograniczają dostęp do zawodu, ale nie udało się uzyskać odpowiedzi. Marcin Horała szybko zmienił temat, a po chwili dorzucił, że przecież tylko stwierdza fakty i nic ponad to. Szkoda, że nie dowiedzieliśmy się przy okazji dlaczego kontrolerzy domagali się swego czasu od PAŻP-u zwiększenia zatrudnienia.

Pan pełnomocnik dodał też, że w sumie to możemy zastąpić krnąbrnych kontrolerów wojskowymi, albo przyciągnąć pracowników z innych krajów, znosząc wymóg posługiwania się językiem polskim.

Ta wizja brzmiała tak wspaniale, że na moment zapomniałem, że przecież polscy kontrolerzy na bank uciekną za granicę, bo ich specjalizacja jest tak wąska, że uniemożliwia bezproblemowe przebranżowienie się. Według danych SalaryExpert w takim Monachium zarabia się średnio prawie 90 tys. euro rocznie. Koło 400 tys. zł brutto.

Biorąc pod uwagę koszty życia nie są to wcale lepsze pieniądze niż w Polsce. Dziwne, prawda? Po co w pogoni za pieniędzmi zwalniać się z pracy i iść do takiej, w której wynagrodzenie wcale nie jest lepsze?

Podpowiedzią może być 109 procesów z powództwa 520 pracowników PAŻP

Pisała o nich niedawno Najwyższa Izba Kontroli, wytykając w wystąpieniu pokontrolnym naruszanie praw pracowniczych i wolności działalności związkowej, a także wywołanych tym konfliktów pracowniczych i sporów grupowych.

Konflikt nabrzmiewał od paru lat, a jego erupcja nastąpiła pod koniec 2021 r. Zdaniem ministra Horały stało się tak dlatego, że poprzedni prezes Agencji był zbyt fachowy. Jako były kontroler potrafił przejrzeć na wylot każdą ściemę i nie pozwalał sobie wejść na głowę. Wydaje mi się, że to zalety, ale z jakiś dziwnych przyczyn pod koniec marca został zdymisjonowany. Sam nie wiem, może po prostu tej fachowości było za dużo.

Zostawmy jednak na bok takie złośliwości i skupmy się na meritum.

Jest jeszcze jedna opcja – dotacja budżetowa. Tu wchodzimy w debatę, czy w warunkach demokracji jest akceptowalne to, żeby ludzie (...) składali się w swoich podatkach na to, żeby inni ludzie zarabiali nie 30 tys. miesięcznie, tylko 40 tys. miesięcznie

– zauważył min. Horała.

To w zasadzie bardzo dobre pytanie. Zarząd spółki, która zajmuje się budową Centralnego Portu Komunikacyjnego, zarabia właśnie w granicach 40-50 tys. zł. Minister Horała, który jest pełnomocnikiem rządu ds. tej budowy bił się w pierś, zaklinając, że to skromne kwoty „jak na te warunki”. Wychodzi na to, że pilnowanie pastwiska budowanie lotniska za państwowe 40 tys. zł miesięcznie jest dobre, a dotacja z budżetu do agencji, która zajmuje się bieżącą pracą – zła. Czego nie rozumiecie?

Kończąc, mam wrażenie, że to właśnie przez takie podejście nie będziemy mieć nigdy w Polsce ładnych rzeczy. Budujemy CPK za miliardy, a nie stać nas na utrzymanie garstki pracowników, bez których ta inwestycja totalnie traci sens. Zamiast negocjować i ważyć słowa, wiceminister infrastruktury wprost mówi o kontrolerach jako o uprzywilejowanej grupie, która nie potrafi godzić się z realiami.

Dezynwoltura, z jaką Horała mówi o kluczowych z punktu widzenia funkcjonowania branży lotniczej pracownikach zdumiewa. Przez sito rekrutacji przechodzi niewielki procent zainteresowanych. Szkolenie trwa dwa lata. Na jego końcu wyłaniana jest zwykle grupa ok. 20 osób, które mają w małym palcu angielski, nawigację lotniczą, prawo lotnicze, meteorologię. Zachowują zimną krew i są w pełni skoncentrowani.

REKLAMA

Czyli jeszcze raz: 20 nowych pracowników co dwa lata. Agencji grozi utrata ponad 170 na przestrzeni dwóch miesięcy. Jeżeli to nie jest powód do paniki, to co nim jest?

Skoro jednak polscy kontrolerzy wolą się zwolnić i szukać pracy za granicą, to może dostajemy właśnie jasny sygnał: nie potrafimy jako kraj zarządzać tak delikatnymi materiami. Nie radzimy sobie w skali mikro (vide stadnina w Janowie), to dlaczego mielibyśmy radzić sobie w skali makro. Dobrze nam idzie tylko jedno - pisanie patykiem po wodzie utopijnych koncepcji. Dlatego pieniądze na CPK się znalazły, a na dotacje dla PAŻP już nie.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA