REKLAMA

Kilka tysięcy podwyżki dla posłów i polityków? I super, uważam, że już dawno temu powinni dostać

Awantura o podwyżki dla premiera, prezydenta, marszałków, samorządowców i zwykłych posłów osiąga szczyty hipokryzji i to po każdej ze stron. Wszystkim ślinka cieknie na te pieniądze, ale każdy boi się przyznać. Politycy ponoć nawet nie odbierają telefonów, tak na wszelki wypadek, żeby nie musieć się tłumaczyć, dlaczego nie oddadzą tych pieniędzy na szczytny cel. Ale dlaczego mieliby to robić? Fot. Verconer/Shutterstock.

frankowicze-Raiffesen-chce-ustawy
REKLAMA

Pensje rosną w gospodarce w szalonym tempie, ale politycy podwyżek nie dostają, przeciwnie, z powodów populistycznych Jarosław Kaczyński zaserwował im nawet obniżkę. Czyżby inflacja posłów nie dotyczyła? Mają jakieś przeciwinflacyjne sejmowe skafandry? Czy naprawdę chcemy mieć bieda państwo zarządzane przez bieda-polityków, nie tylko w sensie finansowym, ale i intelektualnym? Dlaczego właściwie na rynku normalne jest, że dobremu specjaliście trzeba dobrze zapłacić, ale jak ktoś zarządza państwem, to nie musi godnie zarabiać? A może nie musi być specjalistą? Naprawdę tego chcemy?

REKLAMA

No więc, żeby resortami zarządzali specjaliści, a nie polityczni karierowicze bez pojęcia o niczym, trzeba tym specjalistom zapłacić tak, by chcieli pracować na rzecz kraju. Nie, nie rynkowo, na to nie ma szans. Ale chociaż tyle, żeby mogli utrzymać rodzinę na przyzwoitym poziomie i żeby było ich stać na przyzwoity garnitur, tak w polityce wypada.

A więc ja obiema rękami głosuję za podwyżkami dla polityków, bo uważam, że należą im się jak psu buda. Jest tylko jedno „ale”.

Dla kogo podwyżka o 75 proc.?

Zacznijmy od faktów. Premier i marszałkowie już od sierpnia mają zarabiać ponad 20 tys. zł miesięcznie, a posłowie po 12,8 tys. zł. Brutto oczywiście. Do tego jeszcze posłom dochodzi 2,5 tys. zł nieopodatkowanej diety. Dotąd posłowie zarabiali 8 tys. zł brutto, marszałkowie Sejmu i Senatu 11 tys. brutto, co oznacza, że to tych ostatnich spotkają najwyższe podwyżki - o 9 tys. zł, czyli aż o 75 proc.

Ministrowie i wiceministrowie mają otrzymać 6 tys. zł brutto podwyżki, co oznacza, że ich wynagrodzenie zasadnicze wyniesie ponad 16 tys. zł, plus dodatki.

No i wszystkich pozostałych Polaków krew zalewa.

Księgowa na Polskim Ładzie ma zyskać około 45 złotych miesięcznie, tymczasem z dnia na dzień premier ma zyskać około 5-6 tysięcy złotych podwyżki

– komentował w „Faktach po Faktach” ekonomista Rafał Mundry.

Szczyt manipulacji. To nie rząd jest pracodawcą księgowej, więc nie rząd rozdaje jej podwyżki. Te powinna odstawać od szefa i statystycznie rzecz biorąc, dostała. Posłowie czy ministrowie nie, od lat nie, choć cała reszta społeczeństwa owszem. Mieszanie tu reformy podatkowej jest zupełnie nie na miejscu.

Ba! Posłom w 2018 r. się oberwało od Jarosława Kaczyńskiego, który po aferze ujawnionej przez Krzysztofa Brejzę z PO z wielomilionowymi nagrodami rozdawanymi lekką ręką ministrom w rządzie Beaty Szydło postanowił obciąć wszystkim posłom pensje o 20 proc. Jakież to było głupie! Przecież obniżka pensji jeszcze bardziej sprawia, że takie rozdawanie pieniędzy pod stołem staje się kuszące. 

Wiecie, co powinniśmy zrobić z pensjami polityków? Podnieść je sensownie, ale jednocześnie zakazać wypłacania jakichkolwiek innych pieniędzy w formie dodatkowych nieprzejrzystych nagród. Tak, to słowo klucz – wynagrodzenia polityków nie powinny być niskie, powinny być przejrzyste.

Pracowników ZUS szlag trafi 

Z tą podwyżką są więc w sumie trzy problemy. Po pierwsze, prezydent zabrał się za nią w fatalnym momencie. Odpuszczę sobie ogólniki, że wychodzimy z kryzysu, że państwo, by ratować gospodarkę, ogromnie się zadłużyło.

Wystarczy jeden tylko konkretny argument: zaraz nam pracownicy ZUS wyjdą na ulicę, bo z nimi o podwyżkach nikt nie chce rozmawiać, a zarabiają żenująco mało przy jednoczesnym ciągłym dokładaniu im obowiązków. W ZUS-ie naprawdę już wrze, a to przecież jedna z kluczowych instytucji państwa, jak zastrajkuje, miliony emerytów i rencistów zostaną bez środków do życia, a kraj się wyłoży - dosłownie.

I właśnie w momencie, w którym ZUS straszy rząd tą opcją atomową, prezydent z pełnym spokojem mówi, że politycy dostaną podwyżki o kilka tysięcy złotych miesięcznie i to od zaraz.

To pierwsza podwyżka o 24 lat, ale powinna być po 26 latach

Po drugie, podwyżka rzeczywiście jest skokowa i to ludzi razi w oczy.

Zakładany wzrost wynagrodzeń jest taki, jak w ostatnich 5 latach średni wzrost wynagrodzeń w gospodarce narodowej. Nie ma tutaj niczego nadzwyczajnego - tylko potraktowanie parlamentarzystów tak, jak każdej innej grupy zawodowej”

– powiedział w sobotę premier Mateusz Morawiecki.

Dodał też, że parlamentarzyści i samorządowcy w ostatnich kilku latach - a parlamentarzyści przez 23-24 lata - nie otrzymywali żadnych podwyżek wynagrodzeń. Właściwie parlamentarzyści jako jedyna grupa w Polsce mieli obniżkę wynagrodzeń trzy lata temu.

I ja się z nim zgadzam, te skokowe podwyżki wynagrodzeń mają uzasadnienie ekonomiczne. Ale to wina samych polityków, że nakręcili taki festiwal hejtu na wynagrodzenia w polityce i urzędach państwa, byleby tylko dowalić przeciwnej opcji politycznej.

Efekt jest taki, że w poniedziałek od samego rana politycy opozycji, którym wypada krytykować decyzję o podwyżkach we wszystkich mediach byli przepytywani, czy pieniądze przyjmą. No i wili się piskorz, bo nie wypada tuż po zrzuceniu gromów na PiS powiedzieć: „ale jak już dają, to przecież wezmę”.

W poranku radia TOK FM była wiceminister finansów w rządzie PO Izabela Leszczyna na to pytanie kręciła, że ona przecież i tak przekazuje na organizacje charytatywne co roku kilka czy tam kilkanaście tysięcy złotych, a w ogóle, to wspiera media, wykupując płatne wersje gazet i serwisów. Tylko cóż to ma do rzeczy?

I tak szacunek dla pani poseł, bo jak pisze „Gazeta Wyborcza”, jest dziś jedną niewielu polityczek, którzy odbierają telefony od dziennikarzy. Reszta schowała głowy w piasek, żeby przypadkiem nie musieć obiecywać, że podwyżkę pensji oddadzą komuś innemu, np jakiejś „madce z chorom córkom”.

Wszyscy ugrzęźliśmy w tym bagnie populizmu podsycanym przez każdą ze stron, a nawet i przez zewnętrznych komentatorów.

Władza potrzebuje nakarmić swoich żołnierzy, bo oni nie maszerują o pustych żołądkach. Ta podwyżka jest wymuszona przez posłów, dla których nie wystarczyło już posad w spółkach skarbu państwa, bo wszystkie zostały już obsadzone”

– powiedział w TOK FM dr Mirosław Oczkoś, ekspert ds. wizerunku politycznego.

I to też populizm, bo nie ma się co dziwić, że jak czyjaś pensja utknęła na tym samym poziomie na 20 lat, to się lekko frustruje.

A władza się broni i próbuje przekierować uwagę na opozycję. Radosław Fogiel, poseł i wicerzecznik Prawa i Sprawiedliwości opowiada, że w kuluarach posłowie opozycji – zarówno z KO jak i Lewicy – sami od dawna dopytywali o podwyżki. Ale że Fogiel nie chce być świnią i nie zdradzi nazwisk.

I tak każdemu ślinka cieknie na te pieniądze, ale jednocześnie wszyscy obrzucają się błotem z ich powodu. A sensowne rozwiązanie jest jedno: podwyżki politykom się należą, może nawet tak duże i skokowe, ale od kolejnej kadencji, bo to właśnie trzeci problem z nimi: podwyżki powinny zostać uchwalone, bo tak trzeba, a nie dlatego, żebym ja i mój kolega zdążył się jeszcze nachapać.

REKLAMA

To rozwiązałoby wszystkie problemy. Jak posłowie wytrzymali bez podwyżek ponad 20 lat, może wytrzymają jeszcze i dwa. A przynajmniej wszyscy będą mieli czyste ręce i czyste sumienie.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA