Karuzela kręci się dalej. Górnictwo bankrutuje, górnicy żądają podwyżek, a rząd im je wypłaca
Nie wiem, co jest gorsze. Wielomiliardowa strata naszego górnictwa za ubiegły rok? A może bierność rządu wobec branży, która z roku na rok jest w coraz gorszej kondycji? Spółki górnicze co parę lat wpadają w spore kłopoty finansowe, a kolejne rządy spieszą im z pomocą. Górnicy w tym czasie bez skrupułów wyciągają ręce po pieniądze. Najgorsze, że za nami już kilka takich kółek i pewnie tyle samo jeszcze przede nami.

Pamiętacie, jak upadała Kampania Węglowa (KW)? Na jej zgliszczach utworzono Polską Grupę Górniczą (PGG). Jeśli nie wiecie, o co chodzi, musimy cofnąć się w czasie o jakieś 9-10 lat. Między 2012 a 2013 r. wydobycie węgla spadło z 39 mln do 36 mln t. W 2014 r. spółka była już na skraju bankructwa, nie płaciła należności względem skarbówki i ZUS. Musiał interweniować rząd. W 2016 r., tuż przed upadkiem, KW miała długi na poziomie 1,75 mld zł. Dobra wracamy do przełomu 2024/2025. Ubiegły rok okazał się najgorszym w historii polskiego górnictwa. Cała branża w ub.r. wydobyła 43,995 mln t. Dla porównania, gdy w 2014 r. KW słaniała się na nogach, było to ok. 72,5 mln t. Miesięczna produkcja w 2024 r. tylko dwa razy przekroczyła próg 4 mln ton: w styczniu (4,12 mln t) i w październiku (4,17 mln t).
Polskie górnictwo ze stratą na poziomie 11 mld zł
Wynik finansowy naszego górnictwa za 2024 r. nie mógł być dobry. Ale chyba mało kto spodziewał się aż tak kiepskiego. Zgodnie z danymi Agencji Rozwoju Przemysłu sektor górniczy minione 12 miesięcy zakończył na sporym minusie ponad 11 mld zł. Dla porównania: po 2023 r. na plusie było jakieś 4,84 mld zł. Przychody ze sprzedaży węgla runęły z 37,9 mld zł w 2023 r. do 25,43 mld zł w 2024 r. To spadek o ok. 23 proc. Raptem w rok.
W mniejszym stopniu albo wcale nie zmieniły się za to nakłady pracownicze. Zatrudnienie w spółkach maleje w zdecydowanie wolniejszym tempie niż produkcja węgla. W grudniu 2024 r. w górnictwie węgla kamiennego zatrudnionych było 74114 osób. Ale na przykład jeszcze w maju 2022 r. to było 74730 etatów. Różnica raptem 616 miejsc pracy w prawie 3 lata to ponury żart. Czarne złoto made in Poland może i ma się coraz gorzej, ale za to o górnikach nie można tego w żaden sposób powiedzieć.
Górnik też się ceni i to z roku na rok coraz bardziej. PGG co 12 miesięcy tylko na dwa świadczenia pracownicze, czyli Dzień Górnika (w grudniu) i Nagrodę Roczną - tzw. 14. pensję (w lutym) wydaje w sumie ponad 700 mln zł. Jak podaje Główny Urząd Statystyczny, w październiku 2024 r. przeciętne wynagrodzenie brutto w polskim górnictwie wyniosło 12284,06 zł. Wtedy średnia pensja w całej Polsce wyniosła 8316,57 zł brutto.
Rzecz jasna nie ma miesiąca, żebyśmy nie słyszeli, jak kolejne związki zawodowe reprezentujące górników nie napisał do zarządu swojej spółki w sprawie podwyżek. A gdy będąca w kiepskiej sytuacji finansowej Jastrzębska Spółka Węglowa (JSW) zasugerowała opóźnienie wypłaty Nagrody Rocznej albo przelewy w ratach, podniósł się rwetes, jakby co najmniej kolejny najazd na Polskę organizowali Turcy. I oczywiście, jak zwykle przy tego typu okazjach, górnicy zaczęli odmieniać przez wszystkie przypadki słowa protest i strajk.
Niestety, zamiast Margaret Thatcher jest Marzena Czarnecka
I tak to się ciągnie już od wielu lat. Produkcja węgla sukcesywnie spada, rosną za to koszty jego wydobycia w Polsce. Zatrudnienie w górnictwie ma się cały czas za to całkiem nieźle. No i górnicze uposażenie musi w tym czasie regularnie puchnąć, nie ma innego wyjścia. Chyba, że na Marszałkowskiej chcecie dusić się smrodem palonych opon? Niestety, ani w tym rządzie, ani w ogóle wśród polityków nie ma odważnego, który by dał temu wariactwu kres. I nie chodzi tylko o obecny rząd Donalda Tuska. Odwagi zabrakło już premier Ewie Kopacz, która publicznymi pieniędzmi podatników wyciągała za uszy zadłużoną KW. Stchórzyła na całej linii także jej następczyni - premier Beata Szydło. Miała być wielka reforma górnictwa, a skończyło się na zamienianiu KW w PGG.
I to się nie zmienia nawet teraz, pod presją polityki klimatycznej UE, która stawia na dekarbonizację. Donald Tusk sprytnie ulokował nowe Ministerstwo Przemysłu w Katowicach i tak zmniejszył prawdopodobieństwo organizowania górniczych protestów w Warszawie. Na czele tego resortu zaś postawił prof. Marzenę Czarnecką, naukowca z Uniwersytetu Ekonomicznego w Katowicach.
Więcej o górnictwie przeczytasz na Spider’s Web:
Przez chwilę po tej nominacji była nadzieja, że mamy polską Margaret Thatcher, która być może nie będzie aż tak bezlitosna wobec górników, jak jej brytyjska poprzedniczka, ale da szansę przynajmniej na racjonalne spojrzenie na nasze górnictwo. Inni pędzą, my się nie ruszamy w ogóle, ale rękę po pieniądze tradycyjnie wyciągamy.
Okazało się, że z prof. Marzeny Czarneckiej taka Żelazna Dama, jak ze mnie Jennifer Lopez. Po ponad roku rządów w resorcie przemysłu Czarneckiej okazało się, że nie przyszła, żeby cokolwiek reformować. Jej głównym zadaniem jest dbać o dobry nastrój górników. I trzeba uczciwie przyznać, że z tego zadania wywiązuje się znakomicie. Chociażby obiecując realizację umowy społecznej z górnikami, która zakłada produkcję węgla w Polsce do 2049 r.