W jednym narożniku górnicy, w drugim ekolodzy. A w środku węglowa Elektrownia Turów
Za nami kolejne bitwy o węglową Elektrownię Turów. Najpierw wydawało się, że przewagę zyskują masowe oddziały górników, którzy znowu byli dobrze widoczni na ulicach Warszawy. Potem do głosu doszli międzynarodowi ekolodzy i werdykt już nie jest taki oczywisty.
Zieloni z Polski, Czech i Niemiec, w tym reprezentanci Greenpeace, zorganizowali kolejną pikietę, starając się przekonywać, że Elektrownia Turów, spalająca węgiel, już dość złego zrobiła środowisku. Czas na sprawiedliwą transformację energetyczną całego regionu – taki sygnał poszedł od organizatorów demonstracji „Spragnieni sprawiedliwości”.
Epoka węgla się kończy i nie ma co z tym dyskutować, tylko lepiej się dostosować
– mówi Bizblog.pl Małgorzata Tracz, posłanka z ramienia Zielonych.
„Chcemy dotrzeć i do mieszkańców i do członków Parlamentu Europejskiego. Uważamy, że teraz jest najlepszy czas na to, żeby ten region łużycki starał się o środki w ramach Funduszu Sprawiedliwej Transformacji. Pozyskane tą drogą środki można spożytkować między innymi na tworzenie nowych miejsc pracy. Ale już nie w górnictwie a przy odnawialnych źródłach energii” – zaznacza.
Dwa dni wcześniej, z warszawskich ulic słychać było jednak zgoła odmienne sygnały. „Nie chcemy i nie pozwolimy zniszczyć polskiej energetyki na węglu brunatnym” - krzyczeli górnicy z Polskiej Grupy Energetycznej, którzy do stolicy przyjechali przede wszystkim, żeby bronić m.in. złoża węgla brunatnego w Złoczewie i Turowie.
Elektrownia Turów bije w Zielony Ład Unii Europejskiej
Skupienie międzynarodowych sił wobec jednego wroga: Elektrowni Turów wcale nie dziwi. Raz, że ta fabryka prądu zlokalizowana jest u zbiegu granic tych trzech państw i jej funkcjonowanie rzeczywiście ma na tamtejsze środowisko wpływ, a dwa już wcześniej niemiecko-czesko-polska społeczność zwracała uwagę na tę konkretną elektrownię. Pierwsi postanowili pokazać, że żarty się skończyły - Czesi. Zaczęli straszyć Polaków, że jak ci nie ograniczą w ciągu najbliższej dekady wydobycia węgla w Turowie, to oni pozwą Polskę do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości.
Swoje obawy też coraz głośniej zgłaszał rząd Saksonii. Niemcy ostrzegali, że przez dalej prowadzone w Turowie wydobycie możliwe są uszkodzenia budynków, zanieczyszczenie pyłami stałymi i tonącymi wodami gruntowymi. W przygraniczym Zittau tamtejsi mieszkańcy też zorganizowali manifestację sprzeciwu. W raporcie Centrum Badań nad Energią i Czystym Powietrzem (CREA) z grudnia 2019 r. rolę Elektrowni Turów zdefiniowano jednoznacznie:
W 2017 roku elektrownia w Turowie wyemitowała ponad 330 kg rtęci, z czego ponad 100 kg trafiło do ekosystemów lądowych i słodkowodnych regionu. Oczekuje się, że ilość wydobywanej rtęci wzrośnie prawie dwukrotnie od 2020 r., a nowy blok elektrowni zwiększy emisję rtęci i pyłu w Czechach i Niemczech
– czytamy w opracowaniu.
Zdaniem saksońskich polityków dalsza eksploatacja Elektrowni Turów nie jest zgodna ani z neutralnością klimatyczną, ani z prowadzącym do niej Zielonym Ładem.
Środowisko dostało po nosie - Turów jednak z koncesją
Na razie te głosy sprzeciwu, przybierające różne formy (np. petycji do Komisji Europejskiej), nie przynoszą żadnego skutku. PGE postanowiła nie oglądać się na międzynarodową społeczność i zwróciła się do Ministerstwa Klimatu o przedłużenie koncesji dla kopalni w Turowie o 6 lat.
Na tym jednak nie koniec, bo dla PGE najlepszym rozwiązaniem jest to, w którym węgiel w Turowie wydobywany jest jeszcze prawie przez ćwierć wieku - do 2044 r. Wojciech Dąbrowski, prezes PGE, dolewa dodatkowo oliwy do ognia i twierdzi, że żądania wygaszenia energetycznego kompleksu w Turowie w ciągu 10 lat są bezpodstawne.
Zwłaszcza że w bliskim sąsiedztwie w Czechach i Niemczech funkcjonują znacznie większe kopalnie węgla brunatnego
– przekonuje szef PGE.
Ale druga strona sporu wcale nie zamierza chować broni i wywieszać białej flagi. Raczej odwrotnie.
Będziemy nadal bronić się [przed Elektrownią Turów - przyp. red.] wszelkimi dostępnymi środkami
– zapowiada Martin Puta, hejtman Kraju Libereckiego.
Turów to też miejsca pracy
Górnicy z PGE doskonale zdają sobie sprawę z uwarunkowań środowiskowych. Jest jednak coś ważniejszego, czyli miejsca pracy. Wycofanie się z węgla PGE byłoby dramatem dla nawet 60 tys. mieszkańców regionu.
Przecież węgiel z tego złoża pozwoli funkcjonować naszym elektrownią nawet do 2045 r. i tym samym zagwarantuje miejsca pracy
– tłumaczą przedstawiciele Międzyzakładowego Związku Zawodowego Pracowników Ruchu Ciągłego w Elektrowni Turów.
Twierdzą, że są zdeterminowani, żeby bronić się do końca i jak trzeba będzie: zorganizują też strajk.